Aleksander Śliwka w poniedziałkowy wieczór nie tylko po raz pierwszy o dawna pojawił się w wyjściowym składzie Zaksy Kędzierzyn-Koźle, ale również rozegrał pełny pięciosetowy dreszczowiec. I – jak zwykle – był wobec siebie bardzo krytyczny. A wyszedł na parkiet, mimo że złamany w grudniu palec dłoni wciąż się goi. – Grozi mi tylko ból – zapewnia w rozmowie z grupą dziennikarzy gwiazdor reprezentacji Polski. A przed nim i jego kolegami kluczowe dwa tygodnie w przepełnionym problemami sezonie. Problemami, o których przyjmujący nie chce pamiętać.
Zadowolenie z dwóch i pół seta. Obawy Śliwki i ich efekt, który wystraszył wszystkich
Już w trzech poprzednich, pełnych sukcesów sezonach nikt nie miał wątpliwości, jak ważną postacią dla Zaksy jest Śliwka. Jeszcze bardziej jednak uwypukliła to jego długa nieobecność spowodowana grudniowym urazem. Do składu wrócił dwa tygodnie temu, ale w dwóch pierwszych spotkaniach pojawiał się na parkiecie epizodycznie. W poniedziałkowy wieczór na Torwarze wybiegł w podstawowym składzie i nie zszedł z parkietu ani na chwilę. W przegranym 2:3 pojedynku zdobył 20 punktów – tylko o cztery mniej od najlepszego w tym aspekcie wśród zawodników obu ekip Bartosza Bednorza.
– Pod względem fizycznym – tak, żebym był zadowolony z siebie – to grałem dwa i pół seta. Potem nie byłem już tak skuteczny i nie pomagałem drużynie tak, jak powinienem. Między innymi dlatego ten mecz się przedłużył i odwrócił (Zaksa prowadziła w setach 2:0 – red.). Ale będę dalej pracował nad tym, aby wytrzymywać mecze w pełnym zakresie. Jak trzeba będzie zagrać pięć setów, to zagram pięć – deklaruje wymagający Śliwka.
W hali zapadła cisza, gdy w czwartym secie padł na parkiet. Kibice Projektu zaczęli nawet skandować jego nazwisko. Na szczęście okazało się, że to tylko skurcz i 28-latek szybko wrócił do gry. Przyznał potem, że sytuacja ta miała związek z emocjonalnym obciążeniem, jakie mu towarzyszyło.
– Adrenalina była wielka. Nie spodziewałem się, że dziś będzie dobrze. Bardzo się stresowałem przed tym meczem. Trenowałem już dłuższy czas, przygotowując się na siłowni, ale tak naprawdę takiego meczu – na takich emocjach i warunkach – nie jesteś w stanie odtworzyć na treningu. To spowodowało u mnie skurcze. Ale bardzo się cieszę, że mogłem być na boisku i rywalizować – zapewnia.
Utytułowany siatkarz nie kryje, że stres ten był związany z wypadnięciem z rytmu meczowego na dłuższy czas.
– Nie wiedziałem, czego się spodziewać i jak zareaguję na granie. Czy dam radę siatkarsko, czy podołam fizycznie, czy będę w stanie pomóc chłopakom w wygraniu tego spotkania? Przed ważnymi meczami często pojawia się stres. Myślę, że każdy sportowiec to przyzna. Ale jest to reakcja, która pomaga organizmowi zmotywować się do działania i walki – zwraca uwagę.
Kość wciąż się zrasta. Śmiech przez łzy. “To była Zaksa, którą chcemy być”
W pierwszych dwóch meczach po powrocie przyjmujący pojawiał się jedynie na chwilę, by pomóc kolegom w drugiej linii. W spotkaniu z Projektem wykonywał już wszystkie elementy. Choć złamany palec wciąż się zrasta.
– Mam specjalną ortezę, która usztywnia mi i zabezpiecza ten palec, aby zapobiec odnowieniu się kontuzji. Palec w dalszym ciągu jest w fazie zrastania się i przebudowy, ale jest na tyle bezpiecznie, że mogę grać i nawet w przypadku jakiegoś mocnego ciosu w bloku czy obronie grozi mi tylko i wyłącznie ból. Dzięki temu rozwiązaniu jestem bezpieczny – zapewnia mistrz świata z 2018 roku i wicemistrz globu 2022.
Jego powrót do wyjściowej szóstki wicemistrzów Polski sprawił, że zaczęli oni pojedynek w Warszawie w potencjalnie najsilniejszym zestawieniu. A zdarzyło się to dopiero pierwszy raz w tym sezonie. Wszystko przez serię problemów zdrowotnych, które przez ostatnie miesiące ich prześladowały.
– Zdaliśmy sobie sprawę przed meczem, że rzeczywiście w tym sezonie jeszcze nie zaczynaliśmy w takim zestawieniu, które było podstawowym w poprzednim. Śmialiśmy się z tego trochę, bo to pokazuje, ile problemów mieliśmy. Ale absolutnie nie chcę się tym tłumaczyć czy szukać wymówek, bo w dalszym ciągu jesteśmy w grze o fazę play-off i nie zrezygnujemy do samego końca – zaznacza od razu Śliwka.
Liczne braki kadrowe Zaksy w ostatnich miesiącach miały oczywiście przełożenie na wyniki. Drużyna, która przyzwyczaiła do walki o najwyższe cele, teraz nie jest wciąż pewna miejsca w ćwierćfinale rywalizacji o mistrzostwo Polski. Obecnie zajmuje dziewiątą pozycję. Przed poniedziałkowym meczem punkt w meczu z będącym wiceliderem Projektem może by ją ucieszył, zwłaszcza po ostatnich porażkach z drużynami spoza ścisłej czołówki. Ale ze względu na wypuszczenie z rąk szansy na bardzo potrzebne zwycięstwo (w tie-breaku miała piłkę meczową, a w trzecim secie była o kilka centymetrów od niej), pozostało uczucie niedosytu.
Z plusów zostaje zaś postawa w dwóch pierwszych partiach, w których siatkarze trenera Adama Swaczyny zdominowali rywali. Świetnie wówczas zagrywali i grali systemem blok-obrona. Przywodziło to na myśl styl, w jakim rozprawiali się z rywalami w minionych latach. Śliwka jednak nie wraca do przeszłości.
– W tych dwóch setach to była Zaksa, którą chcemy być w tych trzech ostatnich spotkaniach (fazy zasadniczej – red.). I myślę, że ta wersja naszej gry da nam awans do play-offów i potencjalnie walkę z każdym przeciwnikiem – podkreśla mistrz Europy.
Finisz pod górkę. “Będziemy walczyć i wierzyć do samego końca”. Apel Śliwki do kibiców
Znaleźć się w ósemce nie będzie łatwe. Kędzierzynianie mają punkt straty do ósmego Indykpolu AZS Olsztyn. Za nimi zaś – z trzema punktami straty – są PGE GiEK Skra Bełchatów i Barkom Każany Lwów. Na trzy kolejki przed końcem nie wszystko zależy już od nich samych, a dodatkowo na koniec czeka ich spore wyzwanie. Bo o ile o wynik piątkowego pojedynku z 12. w stawce Ślepskiem Malow Suwałki nie budzi aż takich obaw, to potem zmierzą się z trzecim Aluronem CMC Wartą Zawiercie i z Jastrzębskim Węglem, broniącym tytułu liderem.
– Obserwujemy oczywiście sytuację w tabeli i wiemy, że jest w niej ciasno. Będziemy śledzić pozostałe wyniki, ale nie mamy wpływu na to, jak zagrają inne drużyny, a tylko i wyłącznie na to, jak my się pokażemy na boisku. I na tym się skupimy. Będziemy walczyć i wierzyć do samego końca. Absolutnie nie zwieszamy głów. Każdy mecz waży bardzo dużo. Tym bardziej szkoda tej ostatniej porażki, ale być może ten jeden punkt nam pomoże na koniec – dodaje Śliwka.
Przez ponad trzy miesiące mógł jedynie obserwować poczynania kolegów zza band reklamowych. Na niektórych meczach nie był w stanie wysiedzieć od nadmiaru emocji. Nieraz obserwował ich poczynania na stojąco, a czasem nawet podchodził podczas przerw i mobilizował, uspokajał lub doradzał.
– Dla każdej osoby, która siedzi za bandami, to bardzo trudny moment. To inny rodzaj nerwów, stresu. Bo chciałoby się pomóc, a nie mogłem nic zrobić. Starałem się angażować, jak tylko mogłem. Najbardziej stresujący moment, kiedy najbardziej żałowałem, że nie mogę być na boisku? Trudno powiedzieć. Być może odpadnięcie z Ligi Mistrzów – wskazuje 28-latek.
Zaksa, która wygrała trzy poprzednie edycje tych prestiżowych rozgrywek, tym razem odpadła w barażu o ćwierćfinał. Po raz pierwszy od lat zabrakło jej też w ćwierćfinale rywalizacji o Puchar Polski. Walka o play-off w PlusLidze jest więc ostatnią nadzieję na osłodzenie sobie niepowodzeń w tym sezonie.
– Oczywiście, że przed rozpoczęciem sezonu nie zakładaliśmy takiego scenariusza. Natomiast los bywa przewrotny. Liczba problemów, z którymi się zmagaliśmy, była bardzo długa. Problemów zdrowotnych i innych, ale nie chcę o nich pamiętać ani ich wymieniać. Myślę, że to nie ma w tej chwili najmniejszego sensu. Trzeba się skupić na tym, co możemy kontrolować – czyli na zagraniu tych trzech ostatnich spotkań w dobrym stylu i wygraniu ich – podkreśla kapitan kędzierzynian.
Jeden z kłopotów klubu dotyczy sytuacji finansowej. Grupa Azoty ogłosiła jakiś czas temu wycofanie z polskiego sportu. Mocno uderzyło to już w utytułowany kobiecy klub siatkarski – Chemik Police. A co z Zaksą?
– Staramy się skupiać na tym, nad czym mamy kontrolę. Nie mamy jej nad bardzo wieloma rzeczami i jedną z nich jest ta sytuacja właściciela klubu – kwituje krótko przyjmujący.
Przed meczem w Warszawie kędzierzynianie zaliczyli rozczarowujący występ przeciwko Treflowi Gdańsk (1:3). Po nim Śliwka w klubowym materiale wideo dziękował tym z kibiców, którzy zostali do końca. Część bowiem opuściła trybuny już wcześniej.
– Bardzo sobie cenię to, że mimo przegranego, słabego meczu byli kibice, którzy zostali do końca. Wspierali drużynę. Liczę, że mimo tej poniedziałkowej porażki, zauważą naszą walkę. Ogromną walkę. I przyjdą na mecz ze Ślepskiem bardzo licznie, i razem wywalczymy ten awans – apeluje gracz Zaksy.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS