Niedawno w Bohuminie – mieście partnerskim Grodkowa odbyła się uroczystość 95-lecia chóru mieszanego „Hasło”. Na zaproszenie grupy, w uroczystościach jubileuszowych wzięła udział reprezentacja Grodkowa. Wydarzenie było okazją do podsumowania działalności artystycznej chóru, współpracy, dokonań. O przebiegu uroczystości, a także o chórze „Hasło”, muzyce i śpiewie pisze w swoim artykule Ryszard Wojnowicz.
Niemiecki poeta Johann Wolfgang von Goethe powiedział: „gdzie słyszysz śpiew, tam wchodź, tam dobre serca mają. Źli ludzie, wierzaj mi, ci nigdy nie śpiewają”. Czy poeta miał rację? Spróbujemy dociec. Śpiewanie to czynność tak powszechna i oczywista, że wydawać by się mogło, niewarta rozpamiętywania. Czy wyobrażacie sobie Państwo kogoś, komu czynność ta byłaby obca? No chyba nie. To tak jak oddychanie, bicie serca, krążenie krwi – dzieje się za rozkazaniem natury. Jak to z sarkazmem wyśpiewał pan Stuhr: „Śpiewać każdy może, trochę lepiej lub gorzej…”. A zaraz dodał: „…ale nie o to chodzi, jak co komu wychodzi…” I tu zaczynają się przysłowiowe schody.
Człowiek śpiewa od zarania dziejów. Ale kiedy te „zarania” się zadziały, dziś trudno dociec. Najpewniej wchodzą w grę miliony lat, kiedy to nasi prapradziadowie długie brody nosili (nie mieli Philipsa), odziani we własne, mocno owłosione skóry (Armani jeszcze nie funkcjonował), poczynali ledwie komunikować się ze sobą. Ale już wtedy byli pełni podziwu dla natury. Intrygował ich ochrypły odgłos odniebnych grzmotów, pełen modulacji przeróżnych, świst i szum wiatrów, przemieszczających się z impetem wśród gałęzi drzew, czy źdźbeł trzcin przybrzeżnych. Z pewnością nasłuchiwali dźwięków i stukotu kropli deszczu i kiwając z podziwu głowami, podziwiali swoistą melodię burzy. Pewnie też zauważali perkusyjny charakter tej muzyki (choć o Ludwigu pojęcia nie mieli). Goniąc po puszczach za grubym zwierzem, coraz częściej absorbował ich przyjemny głos, dochodzący z koron drzew. Z czasem próbowali te wielce melodyjne dźwięki, mniej lub bardziej udolnie, naśladować. Ptasi rodzaj niemałą rolę odegrał w powstaniu wokalu i muzyki.
Pewnego razu, kiedy gromowładny Perun, rezydujący w koronach mocno wiekowego dębu karcił niepokorną ziemię, częstując ją obficie ogniem ziejącym z niebios, nasi pra… mieli okazję doświadczyć skutków najzwyklejszego pioruna, który miał taką siłę i moc, że nawet ziemię palił i do tego był piekielnie gorący!? Z czasem nauczyli się ujarzmiać ogień na swoje potrzeby. Kiedy już „wynaleźli” prymitywne narzędzia spostrzegli, że można używać je do przeróżnych celów. I tak niepostrzeżenie doszliśmy do momentu, kiedy wśród tych najdawniejszych przodków pojawia się zjawisko pracy. Mijają lata, a może wieki całe, kiedy nasi pradziadowie poznają sztukę współpracy. Chciałoby się powiedzieć za Sztaudyngerem: „Nie rób samemu, co można we dwoje, takie są rady i zasady moje?” Wprawdzie cytowana fraszka traktuje zupełnie o innej współpracy, ale liczy się kolektywizm, i to chciałem podkreślić!
Z czasem okazuje się, że cięższe prace wymagają współdziałania kilku mężczyzn. Na ten przykład: trzeba przesunąć zwalone drzewo i okazuje się, że pomaganie sobie poprzez wydawanie rytmicznych odgłosów, daje wyśmienity efekt. Hej, hooop! – i kłoda ruszona. Albo: i… razem! Od razu lżej. Ponieważ nie znam ichniejszego języka, użyłem więc współczesnych zamienników. Rzecz w tym, że takie „zachęcanki” miały w sobie już jakieś pierwociny melodii. Tak się to zaczęło. To jedna z wielu hipotez powstania ludzkiego śpiewu. Oczywiście musiały tysiąclecia i wieki przeminąć, by jakiś tam Bayer Full wyśpiewał: „…majteczki w kropeczki ho, ho, ho!”.
Kiedy już człowiek zaczął śpiewać, pojawił się problem: jak zapamiętać to co już umie, by móc ciągle wiernie powtarzać. Kiedy już umieliśmy zapisywać mowę, przyszedł czas na zapisywanie dźwięków. Wymyślono zapis nutowy. Zrazu prymitywny oparty na jednej linii. Praktyka wykazała jednakże małą przydatność i szalenie ograniczone możliwości. Potem odkryciem był fakt, że użycie trzech linii daje zdecydowanie więcej możliwości. Tak dotarliśmy do metody współczesnej, kiedy zapisu nut dokonuje się na pięciu liniach. Nie będziemy wdawać się w didaskalia, bynajmniej nie mam zamiaru szanownych czytelników zanudzać teorią muzyki. W każdym razie uzyskaliśmy sposobność do zapisania nie tylko jednej linii melodycznej, ale także i wielu równocześnie. Tak w „bólach teorii” narodziła się historia partytury. Mógł powstać chór. Zabawiłem się historią w ogromniastym skrócie.
Teraz mogę przejść do meritum i wyjawić co kryje się pod lakonicznym tytułem niniejszego felietonu. Otóż będąc członkiem delegacji Towarzystwa Miłośników Ziemi Grodkowskiej z Burmistrzem Markiem Antoniewiczem i Przewodniczącą TMZG Janiną Podgórną na czele, złożyliśmy kurtuazyjną wizytę w zaprzyjaźnionym Czeskim Bohuminie-Skrzeczoniu. Udaliśmy się tam na zaproszenie Miejscowego Koła Polskiego Związku Kulturalno-Oświatowego, przy którym działa już od 95 lat chór mieszany „HASŁO”. Jak zawsze serdecznie przywitali nas: prezes Miejscowego Koła Czesław Gałuszka i Kierowniczka organizacyjna chóru Beata Grzebień. Skoro przedstawiłem już wielce szacownego Jubilata, wspaniałego kumpla naszego chóru „GRODKOVIA”, godzi się słów kilka o bohaterze pięknej uroczystości.
Był rok 1926. Wokół żółcią, brązem i purpurą ścieliła się pogodna jesień. Ówczesny nauczyciel polskiej szkoły Józef Płonka skrzyknął młodzież, by założyć chór. Na apel odpowiedziała grupka chętnych, która w mig rozrosła się do 60 osób. Pan Józef był także pierwszym dyrygentem. Lata mijały. Ubogacał i zmieniał się repertuar, ale zawsze i niezmiennie trzonem były polskie pieśni patriotyczne i ludowe. Zmieniali się szefowie-dyrygenci chóru. Historia musi odnotować te nazwiska, ponieważ wszyscy wnieśli ogromny wkład pracy w rozwój Zespołu. Poza panem Płonką chórem „Hasło” dyrygowali panowie: Bajger, Dominik, Matuszek, Budziński, Zajic, Buzek, Mach i Rudolf Wójcik.
Temu ostatniemu dyrygentowi przeszkodziła II wojna światowa i zespół zamilkł na sześć lat. Pracę z chórem „Hasło” ponowił po wojnie w 1945 roku. Następnie chórem opiekował się Władysław Ożóg, a od 1997 roku do dziś chórem dyryguje Irena Szeliga. Lista sukcesów i osiągnięć jest imponująca. Chór jest laureatem wielu przeglądów i konkursów śpiewaczych. Za szerzenie polskości, kultury i folkloru polskiego wielokrotnie był odznaczany. Nie zabrakło gratulacji, dyplomów, kwiatów, a nawet nagrody pieniężnej z Bohumińskiego Urzędu Miejskiego, które wręczały panie: Kamila Smigova i Jana Leparova. Nie sposób wyliczyć wszystkie „trofea” pracy artystycznej, ponieważ łam naszej gazety by zbrakło. Jednak z racji mojej profesji i osobistych sympatii do literatury chóralnej, muszę odnieść się do dwóch pozycji repertuarowych. Jednym ze stałych utworów, wielokrotnie wykonywanych była „Kołysanka” J.A. Maklakiewicza. Któż nie rozpływał się, słuchając cudownej, melancholijnej i ckliwej melodii do słów K.I. Gałczyńskiego:
„Kochanie moje, kochanie.
Dobranoc już jesteś senna.
I widzę twój cień na ścianie.
I noc jest taka wiosenna …”
Niestety, nie słyszeliśmy tej cudownej kołysanki i to z przyczyn obiektywnych. Od dłuższego już czasu dręczy nas i naszych przyjaciół zza Olzy widmo Covidu. Podwyższone są środki ostrożności, ponieważ, jak uczy doświadczenie, w wielu przypadkach trzonem takich zespołów śpiewaczych są raczej ludzie słusznego wieku. Organizatorzy więc, w trosce o zdrowie, zaaprobowali absencję wielu chórzystów. A w dodatku wielu było aktualnie chorych. Na uroczystości obecna była ledwie 12-osobowa reprezentacja. Świętowaliśmy więc „na sucho” (no, może niedosłownie, ha! ha! ha!). Było moc wspomnień, tym bardziej że, chór „Hasło” był wielokrotnym gościem Grodkowa i naszego chóru „Grodkovia”. Ba! Oba zespoły swoim śpiewem uświetniły u nas, 30-lecie „Grodkovii”. Ponadto przyznać się godzi, że współczesne czasy nie rozpieszczają koniunkturą na tę działalność. Wiele chórów i zespołów amatorskich boryka się z problemami kadrowymi. Ludzie starsi się wykruszają, a tych w sile wieku, „nasz słodki kapitalizm” wygonił z domów na kilkanaście godzin pracy. A po niej, niekoniecznie mają ochotę na śpiewanki. That’s life! Ale niechaj żywi nie tracą nadziei. Jeszcze będzie lepiej! Jeszcze będzie pięknie!
Cudowną kodą całej uroczystości było wspólne zaśpiewanie pieśni, która jest nieoficjalnym Hymnem Polaków, zamieszkujących Śląsk Cieszyński. Do znanej melodii ludowej dołączono tekst polskiego poety, nauczyciela i działacza społecznego Jana Kubisza. Tekst ten po raz pierwszy ukazał się w niewielkim zbiorku, zatytułowanym „Niezapominajka: kilka wierszy dla szląskiej młodzieży”. A sam wiersz znany jest pod tytułem „Płyniesz Olzo” lub „Ojcowski dom”. Pieśń ma formę spokojnego walczyka i jest kapitalnym i adekwatnym portretem ludu Polskiego zamieszkującego Zaolzie, który Polskę i Polskość wyrytą ma w swych sercach i nostalgicznych duszyczkach.
„Płyniesz Olzo, po dolinie,
płyniesz jak przed laty.
takie same na twym brzegu,
kwitną wiosną kwiaty.
Ale ludzie w życiu swojem,
zmienili się bardzo.
zwyczajami, wiarą przodków,
ledwie że nie gardzą”.
I znów było wzruszenie, i znów oczęta miały okazję do zwilgotnienia. Ech!!!
Tekst i zdjęcia: Ryszard Wojnowicz.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS