A A+ A++

Rozbite, zupełnie pozbawione motywacji jajko zaprzyjaźnią się z energicznym pisklakiem. Razem postanawiają uciec z knajpy sushi, w której przyszli na świat i odnaleźć swoją mamę. Zakładając, że ta wciąż żyje i gdzieś tam na nich czeka…

Raz na jakiś czas trafiamy na produkcję tak kompletnie i całkowicie oderwaną od standardów wytyczonych przez konkurencję, tak zupełnie inną, niż wszystko inne, że nie sposób nie skwitować jej krótkim: “Co ja właściwie, epitet, obejrzałem?!”. Nie powinno też być wielką niespodzianką, że serial opisany takim zdaniem pochodzi z kraju kwitnącej wiśni. To absolutnie unikatowe, niepowtarzalne przeżycie oferujące wielką przygodę, smutek, radość, filozoficzne spojrzenie na życie i nieprzyzwoicie dużą ilość gagów związanych z jajkami. Zachęcam do przekonania się o tym na własne skórze. Skończycie zapewne zanim zdążę dopisać do końca tę recenzję, jako że cała historia zamyka się w dziesięciu około dziesięciominutowych odcinkach. 

Gudetama: Przygoda z jajem (2022) – recenzja serialu [Netflix]. Wielkie życie małego jajka

Gudetama i Shikipiyo po drodze na fermę, z której pochodzą, wpadną na całą masę barwnych postaci. Część z nich to nieźli jajcarze. Jeszcze w bardze sushi wpadną na pana omleta, który leży tam już od rana i brakuje mu osobowości, przez co żaden klient nie chce go wybrać i zjeść. Później poznają swego rodzaju bratnią duszę Gudetamy, kolejne rozbite jajko, które jednak od dawna już leży na słońcu i kompletnie się zepsuło. W misji niedopuszczenia aby podobny los spotkał i naszego tytułowego bohatera pomoże im prawdziwy twardziel, długo gotowany w gorącej wodzie, z aż pięcioma dniami doświadczenia na tym świecie. Zetkną się również z bossem jajkuzy. Ale w serialu przewijają się regularnie i ludzie. Jest szukający pomysłu na serial telewizyjny pan Inoue, który twierdzi, że gadające jajko to byłoby coś, jego pozbawiona motywacji asystentka, a nawet… Premier Japonii.

Calkiem sporo postaci, jak na serial trwający łącznie jakieś półtorej godziny. Z jednej strony można powiedzieć, że jest to zaleta produkcji Japończyków, ponieważ praktycznie nie da się z Gudetamą nudzić. Z drugiej ich historie nie dostają wystarczająco dużo miejsca aby móc zrobić odpowiednie wrażenie na widzach. Praktycznie każda z zapoznanych postaci ma do przekazania jakąś życiową mądrość – ubraną w swego rodzaju jajeczny żarcik, naturalnie. Lecz ze względu na dzielenie ekranu z głównymi bohaterami przez raptem kilka minut, właściwie żadna z tych lekcji nie zostaje z nami na dłużej. Część z nich ciężko wręcz ogarnąć w trakcie oglądania, bo przemijają tak szybko! Moją ulubioną jest ta o życiu we własnym tempie, dzięki czemu jesteśmy lepszymi ludźmi – tak wewnętrznie, jak i zewnętrznie. No i jest to odcinek, w którym Gudetama ubiega się o stołek premiera, co samo w sobie jest już szczerze zabawne.

Gudetama: Przygoda z jajem (2022) – recenzja serialu [Netflix]. Humor równie absurdalny, jak sama koncepcja serialu

No, zjedz mnie

To jedna z niewielu sytuacji, w których niedoskonałe CGI jest dokładnie tym, czego produkcja potrzebuje. Shikipiyo ma w sobie coś z małego Chocobo z serii “Final Fantasy” – jest cudownie uroczy z tymi swoimi dziecięcymi piórkami, małymi, lekko robakowatymi nóżkami i małymi, czarnymi, błyszczącymi, lekko skośnymi oczkami – ale nie dałoby się go pomylić z prawdziwym ptakiem. Zarówno on, jak i Gudetama wyglądają po prostu jak postacie z kreskówki pociągnięte pędzlem CGI. Co ma zresztą sens, biorąc pod uwagę skąd ta postać w ogóle się wzięła. Fizyka rozlanego jajka rzadko kiedy ma cokolwiek wspólnego z prawami fizyki rządzącymi naszym światem, co tylko podbija komediowy potencjał całej produkcji.

Gagi w serialu należą do tych raczej śmiesznych, choć do części z nich trzeba już zawczasu być amatorem japońskiej szkoły komedii. Aktorzy, których widzimy na ekranie są przesadnie ekspresyjni, wariują, machają rękami, przewracają się. Prócz tego jednak sporo momentów humorystycznych zawdzięczamy nagłym zmianom kierunku akcji, jak choćby sama końcówka serialu, albo po prostu starym, dobrym absurdom, których tutaj jest wręcz zatrzęsienie. Od wielkiego, galaretowatego omleta szefującego innym jajecznym produktom, przez jajko przemawiające na telekonferencji, na kawałku jajka na twardo, powtarzającym „turli, turli, turli” zawsze, kiedy się przemieszcza.

„Gudetama: Przygoda z jajem” to serial aboslutnie jedyny w swoim rodzaju i już z tego tylko powodu sugeruję przynajmniej sprawdzenie go na własnej skórze. Mimo całej swojej dziwności, ma w sobie również dostatecznie dużo serca, morałów i humoru, że może spodobać się nawet osobom zazwyczaj stroniącym od japońskich produkcji. No i gdyby ktoś jeszcze miesiąc temu powiedział mi, że będę się wzruszał na ostatnim odcinku serialu o gadającym żółtku jaja, kazałbym mu się popukać w czoło. Lecz oto jesteśmy. Polecam. Szybka, niezobowiązująca rozrywka, która miała zadatki na coś więcej, lecz nie pozwolił jej na to ekstremalnie krótki czas trwania kolejnych odcinków.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułMarki – dąb z Legionowej nowym pomnikiem przyrody
Następny artykułLIVE: Odbiór ulicy Wiślnej, w Tarnobrzegu. Zapraszamy na transmisję (video)