Koszykarze zielonogórskiego Enea Zastalu wygrali na własnym parkiecie z Rawlplugiem Sokołem Łańcut, zbliżając się tym samym do udziału w turnieju o Puchar Polski. Styl? Mógłby być lepszy.
Wiadomo, że zastalowcy chcieli wygrać mecz z ligowym beniaminkiem jak najmniejszym wysiłkiem. W tym tygodniu – w piątek – mają do rozegrania jeszcze jeden mecz w Stargardzie, który może zdecydować o awansie do turnieju o Puchar Polski. A potem, przed świętami, dwa mecze w lidze ENBL (20 i 22 grudnia). Dodatkowo dziś musieli sobie radzić bez chorującego Bryce’a Alforda.
To wszystko zrozumiałe, ale wydaje się, że zespołom prowadzonym przez Olivera Vidina brakuje jednak większej dyscypliny. Pokazują to czwarte kwarty z silnymi przeciwnikami, a czasem też takie spotkania jak to z klubem z Łańcuta. Podczas oglądania meczu odniosłem wrażenie, że gdyby zastalowcy przycisnęli w odpowiednim momencie, to zawody nieformalnie zakończyłyby się w trzeciej, a może nawet drugiej kwarcie. Zamiast tego oglądaliśmy kolejne niecelne rzuty z dystansu i błędy w rotacji defensywnej. W efekcie goście w połowie czwartej kwarty zbliżyli się na dziewięć, potem osiem punktów. Na szczęście w obu tych przypadkach spudłowali otwarte rzuty zza łuku. Trzymali się jednak blisko, a gdy wreszcie przymierzył Szczypiński, zeszli do pięciu punktów straty. Zupełnie niepotrzebne ryzyko dla zielonogórzan.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS