Duża w tym zasługa wizjonerów najpierw Paula Kupelwiesera, porównywanego do Tomasza Baty, z którego inicjatywy powstały nie tylko kolejne hale produkcyjne, ale także osiedla i przedszkola. A w latach dwutysięcznych Jana Svetlíka, który w zamkniętej na cztery spusty hucie Dolni Vitkovice, zionących pustką piecach, które nie wypalały już surówki i bezużytecznych zbiornikach na gaz – dostrzegł zupełnie inne życie. I choć dźwięki maszyn i wagoników transportujących urobek zamilkły już na dobre, duch pozostał. Kilka razy do roku tereny poprzemysłowe przejmują we władanie muzycy. Wprawdzie nie jest to muzyka klasyczna, której Habsburg był miłośnikiem, ale zapewne nie raz uśmiechnąłby się z satysfakcją, że “jego” Witkowice wciąż żyją.
Czarne złoto
Zanim w XVIII wieku odkryto złoża czarnego złota, Ostrawę odwiedzali kupcy z odległych krain, bo przecież miasto leżało na tzw. “Szlaku Bursztynowym”. Z tych czasów prawdopodobnie w herbie miasta pozostał biały koń, choć wielu wciąż zachodzi w głowę, skąd ten biały rumak w godle przemysłowej aglomeracji, która od wieków stoi przecież na górnictwie, hutnictwie, nauce i handlu. To właśnie do tych wartości odwołują się rzeźby zdobiące fasadę nowego ratusza. Mężczyźni symbolizują ciężki przemysł – górnictwo i hutnictwo, a kobiety naukę i handel. Przed budynkiem zaś Ikar przypomina o wzlotach i upadkach Ostrawy. Rzeźba syna Dedala stanęła tutaj w 1999 roku, waży siedem ton i jest trzecią co do wielkości rzeźbą z brązu w całej Republice Czeskiej.
Ikar przypomina o wzlotach i upadkach Ostrawy Urszula Abucewicz / Gazeta.pl
Jednak na największą uwagę zasługuje Nowy Ratusz (otwarcie nastąpiło w 1930 roku), który jest największą siedzibą władz miejskich w Czechach z najwyższą wieżą widokową.
– Stary ratusz był niewystarczający, bo w międzywojniu powstała tzw. Wielka Ostrawa. Do miasta zostały przyłączone otaczające wsie: Hrabuvka, Mariánské Hory, Nová Ves, Prívoz, Vítkovice i Zábreh nad Odrou – tłumaczy Filip Witkowski, przewodnik po Ostrawie. – Zwróćcie uwagę na styl funkcjonalistyczny, który utrzymany jest w całym budynku. Architekci postawili na trzeźwą elegancję, wykorzystując wysokiej jakości materiały: brąz, marmur i szlachetne drewno.
Ratusz w Ostrawie Mino Surkala / shutterstock
W ratuszu między pierwszym a czwartym piętrem można przejechać się także zabytkową windą z 1928 roku – paternostrem. Jednak na wieżę widokową jedziemy nowoczesną windą. Sama wieża ma 85,6 m wysokości, taras widokowy jest otwarty dla publiczności i znajduje się na wysokości 73 m od poziomu gruntu.
Oprowadzając nas po ratuszu, a potem zabierając na wieżę widokową, pan Filip zdradza nam swoje marzenie. Chciałby w przyszłości kupić, wyremontować i ponownie otworzyć Dom Polski, który został ufundowany przez inteligencję krakowską na przełomie XIX i XX wieku. – Chciałbym, aby mieściło się tutaj centrum usług wspólnych z polską dobrą restauracją, bo takiej tu brakuje – zapala się pan Filip.
Z tarasu widokowego można podziwiać widok na Śląską i Morawską Ostrawę oraz dzielnice miasta Prívoz, Mariánské Hory, Vítkovice i Poruba. Przy ładnej pogodzie można zobaczyć na horyzoncie także szczyty Beskidów i Polski.
Ostrawski Wezuwiusz
To stąd widzę szczyt góry Emy, na którą wspinałam się po zmroku. To hałda utworzona z odpadów kopalni Trojice (Świętej Trójcy) w Ostrawie. Mieszkańcy mówią, że to płonąca góra i nie jest to wcale przenośnia. W jej wnętrzu jest gorąco jak w piecu hutniczym, temperatura osiąga wysokość nawet 1500 st. C, resztki węgla płoną, a na zewnątrz wydobywa się dość specyficzny zapach. Najwyraźniej ostrawianinom nie przeszkadza ta niezbyt przyjemna woń unosząca się w powietrzu, bo chętnie tu przybywają, by z tego trzeciego co do wysokości wzniesienia w mieście spojrzeć na stolicę Moraw.
Przed wejściem na górę nie powstrzyma ich nawet ostrzeżenie, że wchodzi się tam na własne ryzyko. Tuż po wojnie zaś lekarze dawali zalecenia rodzicom, aby dzieci chorujące na krztuśca zabierali na spacery właśnie tutaj. Dzisiaj już żaden lekarz tego już nie zaleca.
Hałda Ema Dolezalphoto.cz / shutterstock
Mieszkańcy nazywają również hałdę dymiącym ostrawskim wulkanem. Po raz pierwszy Ema dała o sobie znać w latach 60. ubiegłego wieku. Wówczas doszło do samozapłonu. Od tego czasu płonąca góra jest pod kontrolą, choć trzeba przyznać, że życie w jej wnętrzu jest nie tylko destrukcyjne, ale również kreatywne. W wyniku zachodzących w nim procesach – powstają nawet minerały, takie jak np. jaspis.
– Jednak w większości składa się z pozostałości górniczo-hutniczych, kawałków żużlu i pozostałości węgla – tłumaczy nam pan Filip. – Ciepło zaś wydobywających się gazów sprawia, że zimą, gdy cała Ostrawa jest przykryta białym puchem, Ema wygląda tak, jakby była doklejona do krajobrazu.
Z hałdy Ema wydobywają się gazy Dolezalphoto.cz / shutterstock
Idziemy na górę, to właściwie nie wspinaczka, a spacer, podczas którego nie daje mi spokoju – pytanie. A co jeśli hałda się zapadnie? Hana, nasza przewodniczka, zamiast studzić moje obawy, mówi z rozbrajającą szczerością, że wszystko może się zdarzyć. Po 15 minutach wędrówki na szczyt – wulkan poza produkcją smrodliwych wyziewów – stał tak jak stoi, a Hana pokazuje nam kolejny punkt wycieczki – tam są Witkowice. Będziemy tam za pół godziny.
Panowie z Moraw mieli gest
Zanim tam dojedziemy, dowiaduję się, że panowie z Moraw mieli gest. Nie wiem wprawdzie, czy w ten sposób okazywali swoją miłość, przywiązanie, wdzięczność czy kryły się za tym inne pobudki, ale… swoje przedsiębiorstwa nazywali na cześć swoich partnerek życiowych. Salomon Mayer Rothschild kopalnię nazwał imieniem żony (w XIX wieku Karolina była kopalnią, obecnie to dzielnica Ostrawy, w 2012 roku otwarto centrum handlowo-rozrywkowe Forum Nová Karolina). Podobnie postąpił też hrabia Wilczek, który był nie tylko potentatem węglowym, ale również zapalonym podróżnikiem, który często swoją żonę i czworo dzieci zostawiał, wyruszając na biegun północny. Kopalnia Emma nie przetrwała, ale hałda Ema już tak i wciąż buzuje w niej życie.
Czy kiedyś może wybuchnąć, skoro nazywana jest ostrawskim Wezuwiuszem? – Zamontowano rury, których zadaniem jest wyprowadzanie na zewnątrz gazów, aby do tego nie doszło – tłumaczy pan Filip. – Dlatego właśnie czasem można zobaczyć kłęby unoszącego się dymu. A ten specyficzny zapaszek, to tlenek siarki. Z Emy wydobywa się również metan, dlatego lepiej tutaj nie nocować.
Widok z hałdy Ema Jan Pohunek / shutterstock
Dla miłośników filmów science finction
Jedziemy do Dolnych Witkowic. Tu odnajdą się miłośnicy obrazu “Metropolis” Fritza Langa, filmów science finction i innych postindustrialnych klimatów. A wszystko zaczęło się od arcybiskupa ołomunieckiego, Jana Rudolfa Habsburga, który był już w posiadaniu huty żelaza pod Beskidami.
Jednak metoda, którą tam stosowano była i prymitywna i zbyt kosztowna, dlatego Rudolf zainwestował w hutę w maleńkiej wiosce.
– Posłuchał rady swojego przyjaciela z Wiednia, który miał wiarygodne informacje, że wkrótce będzie budowana kolej z Wiednia do Ostrawy i Krakowa. Duchowny dał się namówić i szybko powstała huta Rudolf. Cztery lata później jednak założyciel fabryki umiera – opowiada Jarosław Sopuch, nasz przewodnik.
Dolni Witkowice BearFotos / shutterstock
Spadkobiercą Habsburga jest arcydiecezja ołomuniecka, która sprzedaje hutę Rothschildom. Ci rozbudowują ją, sprowadzają wysokogatunkową rudę żelaza z Austrii i budują dwa piece do wytopu surówki. Gdy kryzys na giełdzie wiedeńskiej w 1873 roku dopada Rothschilda, podejmuje decyzję o sprzedaży połowy udziałów w firmie Gutmanom.
Morawski Thomas Bata
Wspólnicy w 1876 roku na stanowisko dyrektora naczelnego huty zatrudniają Paula Kuperweisera. Stawiają przed nim zadanie przywrócenia prosperity witkowickiej hucie żelaza.
– Ten wykształcony wiedeńczyk znał się na rzeczy. Zarządzał firmą 17 lat. Nie tylko w tym czasie powstały nowe obiekty przemysłowe, obecnie są tam stalownia, kuźnia, walcownia i odlewnia, ale także pomyślał o zbudowaniu zapleczu socjalnym. Wybudował osiedle robotnicze, z przedszkolami i szkołami. To nasz morawski Thomas Bata – opowiada przewodnik.
“Kuperweiser zdał sobie sprawę, że aby huta dobrze funkcjonowała, trzeba zadbać o pracowników. Jego nazwisko kojarzy się z budową witkowickich domów robotniczych, szkół i dostępem do opieki medycznej. Zmienił oblicze Witkowic” – wspominał historyk Michaela Závodná.
Dolni Witkowice Urszula Abucewicz / Gazeta.pl
Gdy jako student Akademii Górniczej w Leoben po raz pierwszy przybył do Ostrawy, takimi słowami zapisał swoje pierwsze wrażenia. “Droga, która mnie tutaj przywiodła, wyglądała tak, jakby była pokryta żwirem bardzo podobnym do rudy żelaza… Dosłownie znalazłem pieniądze na ulicy”.
Gdy po 17 latach rozstał się z Witkowicami, kupił wyspę Brioni na Istrii i razem z naukowcem i lekarzem Robertem Kochem podjął działania, aby zwalczyć malarię, która dziesiątkowała mieszkańców wyspy. Stworzył tereny zielone z roślinami subtropikalnymi i zoo. Wkrótce powstał kurort, w którym chętnie bywali przedstawiciele rodziny cesarskiej i śmietanka towarzyska z Wiednia. Po II wojnie światowej kurort znalazł się w Jugosławii i często bywał tam prezydent Josip Broz Tito. Dziś Brijuni jest częścią Chorwacji. A wino, które produkował było tak dobre, że jego imieniem nazwano hotel Brioni, który mieści się przy ulicy Stodolní w Ostrawie.
Dolni Witkowice rocznie odwiedza milion turystów Urszula Abucewicz / Gazeta.pl
Dyrektor odszedł z huty w 1892 roku. Ponad sto lat Dolne Witkowice czekały na kolejnego wizjonera. Bo choć przez te kolejne lata modernizowano hutę, osiągano rekordy i przecinano wstęgi, interes zaczął coraz mocniej podupadać, coraz trudniej było o rentowność, aż wreszcie w 1998 roku zakład został zamknięty.
– Huta przez 170 lat wyprodukowała około 90 mln ton surówki żelaza oraz 42 mln ton koksu, do czego łącznie zużyto niemal 200 mln ton surowców. W czasach świetności przedsiębiorstwo zatrudniało 20 tys. osób – opowiada nasz przewodnik, który przyznaje, że i on był jednym z nich. Gdy Dolne Witkowice dostały drugie życie i przed nim otworzyły się nowe możliwości. Oprowadza turystów i opowiada o historii huty i produkcji surówki.
Huta przez 170 lat wyprodukowała około 90 mln ton surówki żelaza oraz 42 mln ton koksu Urszula Abucewicz / Gazeta.pl
Kolejny wizjoner
Wraz z zamknięciem przedsiębiorstwa kończyła się pewna epoka, bo zlikwidowane zostało także całe miasteczko dla pracowników, których dzieci chodziły do żłobka, przedszkola czy szkoły, a oni mogli korzystać z wielu usług zlokalizowanych na terenie Witkowic. Żal było patrzeć na opustoszałą hutę, krajało się serce, gdy tyle osób straciło pracę. Zastanawiano się, co dalej ze stalowym miastem. Rozebrać? Zapomnieć?
W 2002 roku huta została uznana za narodowy zabytek kultury, a pięć lat później powstało Stowarzyszenie Dolni oblast VITKOVICE Urszula Abucewicz / Gazeta.pl
Coś drgnęło na początku XXI stulecia. W 2002 roku huta została uznana za narodowy zabytek kultury, a pięć lat później powstało Stowarzyszenie Dolní oblast VÍTKOVICE. Na jego czele stanął Jan Svetlík. Powstał wówczas pomysł, aby na wzór miasta Duisburg w Niemczech, na terenach pokopalnianych stworzyć centrum kulturalno-edukacyjno-społeczne.
– Z mojego punktu widzenia, jako przedstawiciela prywatnego właściciela, gdy planujemy zmiany takiego miejsca, takich miejsc, trzeba mieć wizję. Jeżeli nie ma wizji, wielu ludzi dyskutujących, czego potrzeba w takim miejscu, to nie zadziała. Trzeba mieć wizję i osobę, która będzie liderem i będzie podejmowała decyzje – mówił na Forum Ekonomicznym w Krynicy Karel Malík ze stowarzyszenia Dolní Oblast Vitkovice (DOV).
Tu odnajdą się miłośnicy obrazu ‘Metropolis’ Fritza Langa, filmów science finction i innych postindustrialnych klimatów Urszula Abucewicz / Gazeta.pl
Karel Malík wspominał wówczas, że 20 lat temu, kiedy zamykano ostrawskie huty, zastanawiano się, co zrobić z poprzemysłowymi terenami. Rozważano, albo stworzenie muzeum ostatniego dnia tej fabryki lub zburzyć wszystko i wykorzystać teren.
Przedstawiciel stowarzyszenia Dolní Oblast Vitkovice (DOV) zdradził wówczas, że drugiego rozwiązania na szczęście nie można było wprowadzić w życie, bo huta została wpisana na listę dziedzictwa narodowego.
Wtedy do pracy przystąpił Jan Svetlík, prezes stowarzyszenia. Stworzył koncepcję przekształcenia niedziałającej huty w centrum kulturalno-edukacyjno-społeczne i zaprosił do współpracy architekta Josefa Pleskota i jego studio AP.
W czasach świetności przedsiębiorstwo zatrudniało 20 tys. osób Urszula Abucewicz / Gazeta.pl
Zajrzeć do wielkiego pieca
Wielki piec nr 1 przekształcony został w Bolt Tower i w ten sposób Dolni Witkowice zyskały kolejny element wyróżniający ją z Ostrawy. To najbardziej charakterystyczny i zarazem najwyższy punkt miasta. Choć nazwa z angielskiego oznacza śrubę, to kształtem konstrukcja przypomina płomień ognia. Wjeżdżamy na wysokość niemal 80 metrów i podziwiamy widok na Ostrawę i Beskidy.
Zbiornik gazu został przekształcony w aulę Gong. W salach m.in. na 1,5 tys. i 400 osób odbywają się tu koncerty, powstała także galeria wielofunkcyjna, pomieszczenia konferencyjne i westybul. Inne hale produkcyjne zostały przekształcone w centrum nauki i techniki, teatr naukowy czy kino 3D.
Nasz przewodnik prowadzi nas do serca huty, czyli wielkiego pieca, w którym wytapiano surówkę żelaza w temperaturze ponad 1,5 tys. st. C. – Hutnicy, przy tzw. zrzucie surówki, czyli wypuszczaniu z pieca płynnego stopu żelaza, mogli pracować tylko przez kilka lat. Piekielnie wysokie temperatury, toksyczne wyziewy. To wszystko mocno nadszarpywało ich zdrowie – opowiadał nam Sopuch. – Ponieważ było bardzo gorąco, robotnicy otrzymywali darmowy przydział sześciu litrów lokalnego piwa dziennie.
W takim stroju hutnicy mogli pracować w wielkim piecu Urszula Abucewicz / Gazeta.pl
Dziś wnętrze wielkiego pieca zionie pustką, zardzewiałe maszyny zamieniły się w eksponaty i stanowią tło dla zdjęć miłośników industrialnych klimatów. Ale to nie znaczy, że nie ma tu życia. Co roku dawną hutę oraz kopalnię odwiedza ponad milion turystów. A w pierwszej połowie lipca na festiwal Colours of Ostrava przybywają prawdziwe tysiące fanów muzyki rockowej. W Dolnych Witkowicach wystąpili Björk,The Florence and The Machine,The Cure,Kasabian, Robert Plant, Alanis Morissette i wielu innych.
Ciekawe, co powiedziałby Jan Rudolf Habsburg, gdyby za pomocą wehikułu czasu przeniósł się w XXI wiek i znalazł się tuż pod sceną podczas koncertu np. The Cure? Czy bardzo rozpaczałby, że jego inwestycja należy już do przeszłości? A może jednak uśmiechnąłby się z zadowoleniem (wszak zawsze był wizjonerem), że duch wciąż jest żywy i energia w Dolnych Witkowicach wciąż się tli.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS