„Sąd staje więc przed niezwykłą zagwozdką prawną. Czy premier miał jakąś wiedzę o Falencie? Jeżeli miał i teraz powiedział, nie ma wątpliwości ujawnienie tajemnicy. Jeżeli z kolei pan premier wypowiada się stricte politycznie, na tej zasadzie, że uderzę w ten sposób, to Falenta mu odpowiada na zasadzie: ‘to za pana było największe zbliżenie polsko-rosyjskie chyba od momentu wyprowadzenia Armii Czerwonej w Polsce’” – mówił w rozmowie z portalem wPolityce.pl nadkom w st.spoczynku Dariusz Loranty, były policjant kryminalny, szef ekspertów bezpieczeństwa Instytutu Badań i Analiz Strategicznych (IBiAS), dydaktyk w Akademii Nauk Społecznych w Ostrowcu Świętokrzyskim.
Marek Falenta złożył do Sądu Okręgowego w Warszawie pozew, zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa i prywatny akt oskarżenia wobec przewodniczącego Platformy Obywatelskiej Donalda Tuska. Falenta żąda od Tuska przeprosin i zadośćuczynienia finansowego na rzecz Ukrainy – poinformował w poniedziałek portal TVP Info.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Falenta składa pozew i zawiadomienie ws. Tuska! Biznesmen żąda przeprosin i zadośćuczynienia. „Wymierzona mu grzywna musi być dotkliwa”
„Ta narracja jest sprzeczna”
Sprawę skomentował w rozmowie z portalem wPolityce.pl nadkomisarz Dariusz Loranty. Zapytaliśmy o słynne już powiedzenie nt. „alfabetu”*, jakim miała być pisana afera podsłuchowa.
Sprzecznym logicznie jest twierdzenie, a taka narracja się cały czas powtarza, że za aferą podsłuchową w lokalu „Sowa i Przyjaciele” stała – według jednej wersji – strona rosyjska, a druga wersja – służby rosyjskie kupują od ekipy Falenty nagrania. Jeżeli służby rosyjskie stoją za nagraniami i je organizowały, to są wyjątkowo idiotyczne, żeby kupować to, co organizowały. Jeżeli one z kolei nie zorganizowały i nie kupują tych taśm, to znaczy, że ktoś inny to zorganizował. Ta narracja z tego tytułu jest sprzeczna
— podkreślił nasz rozmówca.
My znamy w tej chwili oficjalnie stan wynikający z przesłuchań i zeznań. Być może jest on niepełny, nie do końca zrozumiały. Inną wersję, być może prawdziwszą, poznamy dopiero wtedy, jak za jakieś 25-30 lat służby z innych krajów, jak również nasze, odtajnią materiały w tej sprawie. Dlaczego użyłem określania i nasze służby? Bo chciałem przypomnieć, a niewiele osób o tym pamięta, że była taka sytuacja, że w polskim MSW powołano specgrupę do przeanalizowania czy przypadkiem to jakieś inne służby – ale polskie! – nie zorganizowały tego świadomie i celowo jako element odsunięcia od władzy
— opowiadał ekspert, przypominając jednocześnie, że grupa najbardziej zaufanych ludzi była zorganizowana w MSW, którym wtedy kierował Bartłomiej Sienkiewicz, obecny poseł PO.
„Niezwykle ciekawa sytuacja prawna”
A jak nasz rozmówca oceniałby konfrontację Falenta vs. Tusk na sali sądowej?
To będzie wyjątkowo ciekawa sytuacja, nie tylko z punktu widzenia politycznego
— stwierdził nadkom. Loranty. Jak podkreślił, mowa o płaszczyźnie innej niż polityczno-wyborcza, choć sprawa ta może wpłynąć i na nią.
Pan Falenta skorzystał z obowiązującego w Polsce prawa. Podkreślam – człowiek, który był nawet skazany, ma prawo – według polskiego prawa, a jesteśmy demokratycznym państwem prawa – złożyć zawiadomienie, ma prawo napisać akt oskarżenia i ma prawo się domagać. A czego się domaga? On uważa, że to co było powiedziane ustami prezesa Rady Ministrów w tym okresie, czyli Donalda Tuska, jest sprzeczne z ustaleniami, a przede wszystkim uderza w niego jako człowieka
— mówił ekspert.
Teraz dojdzie do niezwykle ciekawej sytuacji prawnej, podkreślam – prawnej. Bo proszę pamiętać, że pan Donald Tusk był prezesem Rady Ministrów, czyli stał na czele władzy wykonawczej w okresie największego zbliżenia politycznego z Rosją. Wpisywał się swoimi działaniami w okres wielkiego resetu amerykańskiego, wpisywał się w oczekiwania niemieckiej polityki zagranicznej. Tego nie będzie problemu udowodnić Falencie, że „pan tu twierdzi takie rzeczy, a pan panie premierze Donaldzie Tusku stał na czele tego porozumienia”
— komentował dalej.
Loranty przypomniał, że większość służb podlega w Polsce bezpośrednio premierowi, za wyjątkiem służb wojskowych, które podlegają z kolei szefowi MON.
Pan Falenta powie: „mając takie możliwości, takie narzędzia weryfikacyjne, mnie pan zarzuca takie rzeczy, które nie wskazują żadnego udziału w tego typu zdarzeniach jakichś służb”. Premier z racji sprawowanej funkcji ma dostęp do szeregu informacji. Jeżeli on później, po zakończeniu sprawowania urzędu ujawnia materiały, jakiekolwiek, które jednocześnie były materiałami z klauzulą niejawności, w okresie gdy przestaje być premierem, dokonuje przestępstwa
— zaznaczył nasz rozmówca.
Sąd staje więc przed niezwykłą zagwozdką prawną. Czy premier miał jakąś wiedzę o Falencie? Jeżeli miał i teraz powiedział, nie ma wątpliwości ujawnienie tajemnicy. Jeżeli z kolei pan premier wypowiada się stricte politycznie, na tej zasadzie, że uderzę w ten sposób, to Falenta mu odpowiada na zasadzie: „to za pana było największe zbliżenie polsko-rosyjskie chyba od momentu wyprowadzenia Armii Czerwonej w Polsce”
— dodał.
Komisja śledcza?
A co nadkom. Lorantego sądzi o pomyśle powołania komisji śledczej ds. zbadania afery podsłuchowej? Ekspert jest sceptyczny, poniważ – jak stwierdził – „decyduje u nas przekaz medialny, a nie realna ocena”.
Na tę chwile nie możemy powiedzieć, żeby prokuratura leżała. Przypominam o podstawach prawnych powołania słynnej komisji śledczej ws. tzw. afery Rywina, gdzie był udokumentowany czas niepodejmowania czynności. W tej chwili, oczywiście zawsze można mieć zastrzeżenia do prokuratury, ale ta wyciągnęła część akt i informacji, że w tym czasie zrobiono to i to. Może się wolno toczy, ale sprawa nie leży
— odpowiadał.
Nie jestem zwolennikiem w okresie przedwyborczym powoływania komisji śledczej, bo ona wtedy staje się festiwalem marketingowym
— spuentował nadkom. Loranty.
CZYTAJ TAKŻE: Coraz więcej wskazuje, że w sprawie reklamówki z kasą Marcin W. mówił prawdę. W najnowszym „Sieci” szokujące ustalenia
Not.ak
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS