„Rosjanie zrezygnowali z prowadzenia działań ofensywnych na kierunku odeskim i w tej chwili dążą do tego, żeby zamrozić konflikt, zachowując dotychczasowe zdobycze, być może jeszcze coś poszerzyć w Donbasie. A Putin? Przemienia się w gołąbka pokoju, bo nie ma możliwości ani warunków prowadzenia działań ofensywnych, to Ukraińcy przejęli inicjatywę” – mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl gen. Roman Polko, były dowódca GROM.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
— Marek Budzisz w najnowszym numerze tygodnika „Sieci”: Jak Ameryka chce wygrać pokój na Ukrainie. „Dlaczego zwycięstwo może być bliżej, niż wszyscy myślimy”
— NASZ WYWIAD. Waszczykowski: Namawianie Ukrainy do rozejmu byłoby błędem. Zachowania polityków PO zgodnie z postawą Niemiec nie zaskakują
— Negocjacje z Rosją? Zełenski w Chersoniu jednoznacznie: „Idziemy dalej. Jesteśmy gotowi do pokoju, ale do pokoju dla całego naszego kraju”
wPolityce.pl: Powtarza się, że wejście ukraińskiej armii do Chersonia to przełom. Tylko jak wielki i ważny jest to przełom z punktu widzenia strategicznego? Co wyzwolenie Chersonia tak naprawdę oznacza?
Gen. Roman Polko: Z pewnością jest to przełom, może nie odbyło się to tak spektakularnie za sprawą zmasowanej ofensywy, ale jednak Ukraińcy przejęli inicjatywę, zdobyli przewagę, a tym razem Rosjanie poszli po rozum do głowy, bo po co przegrywać, gdy lepiej się wycofać. Szczerze mówiąc w Siewierodoniecku podobnie zrobili Ukraińcy, czyli lepiej było oddać miejscowość, aby ratować ludzi.
Pokazuje to przede wszystkim, że Rosjanie zrezygnowali z prowadzenia działań ofensywnych na kierunku odeskim i w tej chwili dążą do tego, żeby zamrozić konflikt, zachowując dotychczasowe zdobycze, być może jeszcze coś poszerzyć w Donbasie. A Putin? Przemienia się w gołąbka pokoju, bo nie ma możliwości ani warunków prowadzenia działań ofensywnych, to Ukraińcy przejęli inicjatywę. Chciałby im to wytrącić z ręki i z pewnością zgodziłby się na podpisanie zawieszenia broni, zamrozić walki, a przez to kupiłby czas, żeby odbudować swój potencjał bojowy. Mobilizacja nie przyniosła zmiany, uzbrojenia – mimo że kupuje i z Korei Północnej, i z Iranu – wciąż mu brakuje, a Ukraina walczy. Mordował ludność cywilną przez uderzenia w infrastrukturę krytyczną, nawet wartymi miliardami dolarów rakietami, które są przeznaczone do zupełnie innych celów, chociażby systemem S-300 do obrony powietrznej. To nie przyniosło efektów. Ukraińcy w dalszym ciągu prowadzą działania, które pozwalają im odbijać te tereny, które miesiącami zdobywali Rosjanie. I w tej chwili jakiekolwiek nawoływanie do zawieszenia broni, pokoju, czy zatrzymana tych działań, to w istocie jest pójście ręka w rękę z Putinem.
Jednak Marek Budzisz na łamach tygodnika „Sieci” zauważa, że „w Waszyngtonie uważa się, że zdobycie miasta mogłoby przybliżyć dzień rozpoczęcia rozmów pokojowych między Kijowem a Moskwą”, a „administracja Bidena mogłaby trochę zmniejszyć presję sojuszników europejskich, którzy domagają się przedstawienia politycznego planu zakończenia wojny”. Czyli na Zachodzie naprawdę wygrywa powrót do „business as usual”?
Nie, ja nie obawiam się o Stany Zjednoczone. „Business as usual” wygrywa w takich krajach jak Węgry, może w jakichś środowiskach Niemiec, Francji. Stany Zjednoczone, jeśli już, to pokazują na jakich zasadach miałoby się to odbyć. Nie ma tak, że jest zgoda na to, żeby – powiedzmy – Rosja zatrzymała dotychczasowe tereny i teraz mówimy o pokoju. Amerykanie doskonale zdają sobie sprawę, że to oznaczałoby przygotowanie do następnej wojny, a kolejny plasterek salami byłby docięty.
To co jest kluczowe, to że Ukraina musi mieć dostęp nie tylko do Morza Czarnego i tutaj te działania w Chersoniu pewnie umocniły możliwości bojowe na tym kierunku, ale musi także odzyskać dostęp do Morza Azowskiego. Cel, który już przed wojną było wiadomo, że Rosjanie będą chcieli osiągnąć, to droga lądowa – ta którą w tej chwili posiadają – przez Mariupol i Melitopol do Krymu. Myślę, że właśnie ten kierunek zaporoski i wspomniane miasta to ten odcinek kluczowy. Natomiast Amerykanie w dalszym ciągu uzbrajają Ukraińców (podobnie jak Brytyjczycy i Polacy), czyny są bardzo ważne, natomiast zdają sobie sprawę z tego, że toczy się także wojna informacyjna i nie można pozwolić propagandzie Putina, by udawał tego gołąbka pokoju. Ukraina chce doprowadzić do rozejmu, tylko pytanie jest, jaka oferta ma być przy tym stole. I tutaj jest zdecydowana różnica. USA mówią wyraźnie o wycofaniu się poza linię sprzed 24 lutego, jest wspominany Krym, natomiast w Europie można niestety znaleźć coraz więcej takich ludzi, którzy byliby skłonni oddać kolejny kawałek Ukrainy w zamian za powrót do tego „business as usual”.
Zgadza się to z tym, co powiedział dzisiaj w Chersoniu prezydent Wołodmyr Zełenski, że Ukraina jest gotowa do pokoju, ale dla całej Ukrainy, na terytorium całego naszego państwa. Co więcej, dodał że wojska ukraińskie będą wyzwalały kolejne miejscowości. Pytanie więc, co dalej po Chersoniu? Wspomniał Pan o kluczowym znaczeniu odcinka zaporoskiego, a także o Mariupolu i Melitopolu. Czy to będzie więc kolejny kierunek ukraińskiej armii? Czy można spodziewać się podobnej wielkiej ofensywy?
Te kierunki mogą być różne. Proszę zauważyć, że prestiżowe dla Putina są samozwańcze pseudorepubliki ludowe. Żeby zachować twarz pewnie chciałby zamrozić konflikt, mając w rękach wspomniany korytarz lądowy na Krym oraz Donieck, Ługańsk. Wtedy mógłby propagandowo powiedzieć, że osiągnął swoje cele, a tym samym zamknąłby w Rosji usta tym twardogłowym jeszcze bardziej niż on.
Natomiast to, czy Ukraina będzie w stanie rozwijać ofensywę, zależy przede wszystkim od Zachodu. Woli walki, odwagi i determinacji Ukraińcom nie brakuje, co pokazują na każdym kroku, zarówno wojskowi, jak i ludność cywilna. Natomiast logistycznie Ukraina uzależniona jest w 100 proc. od Zachodu. Stąd te głosy, żeby doprowadzić do rozejmu o tyle mnie niepokoją, że ma to w zasadzie drugie dno – to „nie wysyłajmy uzbrojenia”. Otóż właśnie teraz, kiedy Ukraina przejęła inicjatywę i jest w stanie sama doprowadzić do odtworzenia tych granic sprzed inwazji, trzeba zintensyfikować pomoc i dostawy, by Ukraina rzeczywiście mogła wyzwolić swoje terytoria.
Teraz, kiedy społeczeństwa zachodnie – co się daje odczuć – są jakby „zmęczone” Ukrainą, a propaganda putinowska jest powielana niestety w Europie, trzeba zastosować walkę poprzez prawdę i ujawnianie tych kłamstw. Wojna informacyjna i propagandowa cały czas się toczy, stąd też Ukraina musi mówić o tym, że chciałaby przy stole negocjacyjnym zawrzeć pokój, ale Zachód musi zdawać sobie sprawę, że jakikolwiek pokój, który oznaczałby w istocie przekazanie jakiegoś łupu Rosjanom, byłby tak naprawdę początkiem kolejnej wojny, rozzuchwaleniem bandyty, który karmi się strachem i generalnie akceptacją jego ludobójczych działań.
Dziękuję za rozmowę
Not. ak
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS