A A+ A++

Listopadowe okno transferowe zamyka się w poniedziałek w nocy, a do tego momentu nie słychać o specjalnym ruchu wokół dwóch niedawnych ekstraligowców. Obaj mocno cenią swoje usługi, a przez to odstraszają potencjalnych zainteresowanych.

Mateusz Puka

Mateusz Puka


WP SportoweFakty
/ Tomasz Rosochacki
/ Na zdjęciu: Matej Zagar na prowadzeniu

Mowa oczywiście o Mateju Zagarze i Pawle Miesiącu. Słoweniec miał kilka ofert, ale nawet za jazdę w I lidze oczekiwał do tej pory 600 tysięcy złotych za podpis na kontrakcie i 6 tysięcy złotych za punkt. Zawodnik jest przekonany, że wcześniej czy później otrzyma kontrakt życia, dlatego nie jest specjalnie skłonny do negocjacji w tej sprawie.

Z podobnego założenia wychodzi Paweł Miesiąc, który jeszcze kilka dni temu wysyłał do drugoligowych klubów oferty na poziomie 150 tysięcy złotych za podpis i 2 tysięcy złotych za każdy zdobyty punkt. Żużlowiec wychodzi z założenia, że jeśli rok temu zdołał wynegocjować takie warunki w Stali Rzeszów, to i w kolejnym sezonie nie powinien zarabiać mniej. Na razie jednak w II lidze panuje spokój, a większość klubów nie zamierza wydawać gigantycznych pieniędzy, bo wie, że wobec wzmocnień Stali Rzeszów i tak trudno będzie o awans.

Jeśli w ostatnich dniach okna transferowego nie wydarzy się nic szalonego, to obaj zawodnicy podpiszą tzw. kontrakty warszawskie i nowych klubów poszukają sobie dopiero na wiosnę. Po przykładach z zeszłego roku, w środowisku panuje coraz większe przekonanie, że to korzystny układ, który pozwala na zarobienie większych pieniędzy niż przy podpisaniu umowy w listopadzie.

ZOBACZ Polskie obywatelstwo dla Tarasienki “na biurku Prezydenta”. Prezes mówi o szczegółach

Z podobnego założenia wychodzi choćby Rune Holta, który w ogóle nie uczestniczył w tegorocznej giełdzie transferowych, a ewentualnych zainteresowanych informował, że decyzję o swojej przynależności klubowej podejmie dopiero wiosną.

Zawodnicy wiedzą już, że na desperacji klubów można zarobić wielkie pieniądze. W tym roku Zdunek Wybrzeże Gdańsk zapłaciło za wypożyczenie Timo Lahtiego z Orła Łódź aż 360 tysięcy złotych, a Nicolai Klindt z Arged Malesy Ostrów został wyceniony na 200 tysięcy złotych. Dostępny na rynku Rune Holta bez problemu wywalczył sobie 200 tysięcy złotych za podpis i trzy tysiące za punkt w II lidze.

W tym roku żużlowcy wiedzą już, że lepiej nie wiązać się z klubami już w listopadzie, bo pieniądze z wiosennego wypożyczenia trafiają tylko na konto klubu. Będąc wolnym zawodnikiem w marcu i kwietniu, łatwiej zarobić sumy, o jakich w listopadzie można tylko pomarzyć.

Na wiosnę konkurencja o kontrakt będzie jednak duża, bo poza trzema wymienionymi zawodnikami wypożyczony może zostać ktoś z duetu Mateusz Szczepaniak – Norbert Krakowiak, a także Francis Gusts. Łotysz wciąż jest w orbicie zainteresowań SpecHouse PSŻ Poznań. Na razie nic nie słychać także o nowym klubie dla Norberta Kościucha, czy Adriana Miedzińskiego, a to tylko początek listy zawodników, którzy nie znaleźli w listopadzie pracodawcy.

Czytaj więcej:
Polacy nie zostawili na nim suchej nitki. Teraz się tłumaczy
Marcin Majewski odchodzi z Canal+

Aktualne składy drużyn: PGE Ekstraliga | eWinner 1. Liga | 2. Liga Żużlowa

Kup bilet na 2023 PZM Warsaw FIM Speedway Grand Prix of Poland. Kliknij tutaj i przejdź na stronę sprzedażową! –>>

Czy uważasz, że przeczekanie do wiosny to dobra strategia na podpisanie wysokiego kontraktu?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Zgłoś błąd

WP SportoweFakty
Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułBudowa kolejnego ronda na ul. Centralnej, zmiany w organizacji ruchu
Następny artykułRosyjska propaganda: MN odbył się pod hasłem “stop ukrainizacji Polski”