A A+ A++

Wiele miast chwali się, że ma plan na 90 proc. jego powierzchni. Jak jest w przypadku Jaworzna? Jakie dla was znaczenie ma ten procent pokrycia planem?

– Krąży takie powiedzenie, że Jaworzno to największe w Polsce średnie miasto. Wielka powierzchnia wydaje się ogromnie sprzyjać wielkiemu rozwojowi w przyszłości. Tyle że do dyspozycji swobodnego decydowania o założeniach urbanistycznych i planach zagospodarowania mamy mniej niż 40 proc. powierzchni, reszta to ogromne połacie lasów, łąk i pól uprawnych. To oznacza, że musimy gospodarować zasobami wyjątkowo oszczędnie i z dużą rozwagą. Dlatego od początku mojej pracy w urzędzie postawiliśmy na pokrycie planami zagospodarowania przestrzennego 100 proc. powierzchni niezurbanizowanej i taki właśnie wskaźnik obecnie mamy praktycznie osiągnięty. W zasadzie wykluczyliśmy z obrotu decyzje o warunkach zabudowy i usilnie przekonujemy mieszkańców do odchodzenia od niekontrolowanego, “rakowatego” rozrostu miasta.

Planujecie dla mieszkańców czy inwestorów?

– Prawdę mówiąc, wzdryga mnie trochę takie pytanie. Planowanie według moich kryteriów omówionych przy pierwszym pytaniu oznacza działanie sensowne, użyteczne, przemyślane, celowe, ekonomiczne i z uwzględnieniem ludzkich potrzeb. Nie widzę wobec tego sprzeczności pomiędzy potrzebami mieszkańców i inwestorów – zresztą mieszkańcy również w roli inwestorów często występują. Dotąd, dopóki nie ma kolizji z potrzebami jednych i drugich oraz z polityką rozwojową i strategią miasta, to szukamy efektu synergii i wzajemnych korzyści. Bez ludzi z pieniędzmi, wyobraźnią i parciem do przodu popadlibyśmy w stagnację, a w końcu mógłby nas czekać upadek. Ileż w pięknej Italii uroczych, malowniczych miasteczek – tyle że widzianych tak z okien przejeżdżającego samochodu, bo w środku wymarłych i bez perspektyw powrotu do życia. Nawet gdyby miało to nastąpić w odległej przyszłości, nie chciałbym takiego losu zgotować jaworznianom. Czyli – planujemy dla jednych i drugich.

Przykładem jest choćby galeria handlowa Galena. Znajduje się w centrum miasta, wbrew obawom nie zabiła drobnego handlu, zapewnia nam około 900 nieodpłatnych miejsc do parkowania, jest ciekawa architektonicznie, nawiązuje do naszych tradycji i historii, obok powstały naszym wysiłkiem jaworznickie Planty. I uwaga, mieszkańcy ją zaakceptowali, lubią i traktują jak oczywistość – według mnie, wspólnym wysiłkiem inwestora, mieszkańców. Dzięki twardym i sprecyzowanym oczekiwaniom urzędników powstała dobra przestrzeń. Może nawet wyszło to modelowo?

Wiele osób nie interesuje się planowaniem miasta. Dlaczego?

– Od początku pracy pana Teobalda Jałyńskiego w roli architekta miejskiego postawiliśmy na planowanie i na organiczną pracę z mieszkańcami, upubliczniając maksymalnie tę sferę. Czasem było przez to ciężko: długie i wyczerpujące dyskusje, opór ludzi, przełamywanie myślowych schematów, perswazja, przekonywanie do przemyślanych, długofalowych rozwiązań i… wsłuchiwanie się w potrzeby i oczekiwania grup i pojedynczych ludzi. 20 lat temu zaangażowanie ludzi było ogromne, obecnie faktycznie spadło. Dlatego wymyśliliśmy program “Jaworzno w dyskusji”, w którym dla wielu miejsc miasta wspólnie z zaangażowanymi mieszkańcami wymyślamy i planujemy zagospodarowanie przestrzeni wspólnej. Czyli staramy się podtrzymać i rozwijać partycypację mieszkańców. Takie podejście okazało się również ogromnie przydatne w przypadku trudnych planów, gdzie dominowały silne grupy oporu, nawet pojedyncze osoby potrafiły blokować proces planowania.

W takim razie jak wygląda konsultowanie planów w Jaworznie?

– Bywa różnie. Bywa, że kończymy w sądzie. Bywa, że ustępujemy racjom mieszkańców. Ale bywa i tak, że nie możemy im ustąpić. Dam przykład – w osiedlu Ciężkowice była wielka presja, żeby przeznaczyć pod zabudowę dużą łąkę. Na jej skraju w latach 80. powstały nawet domy. Ale ludzie nie dostrzegali problemu z wodą gruntową, która nawet w suchych latach przysparzała problemów. Mieszkańcy zapomnieli, skąd się wzięły lokalne nazwy miejscowe – Bagienko, Bobrowa Górka… Nawet sama łąka na starych mapach ma inną nazwę – Czarne Bagno. Stosunki wodne jednak się zmieniły i zmieniają, i nie mogliśmy pozwolić na zgodę na budowanie domów w terenie, w którym pierwsza woda potrafi się pokazać po wkopaniu szpadla na jeden sztych. Plan dla tego miejsca był wykładany kilka razy i cała procedura ciągnęła się przez kilka lat, mimo wszystko uważam, że warto się nawet tak długo męczyć z jednym planem. Bywało i tak, że przystępowaliśmy do zmiany planu dla bardzo małego skrawka miasta, bo poprzednie zapisy okazały się trudne do zaakceptowania dla nawet pojedynczych mieszkańców.

Brzmi nieźle. Ale podczas naszej debaty wspomniał pan, że niektóre osoby, choć mają prawo do zabierania głosu, to używają tego prawa do buntowania ludzi i psucia dobrych założeń. Co dokładnie miał pan na myśli?

– Wspomniałem również o tym, że w wielu obszarach, w których przydałoby się mieć wiedzę ekspercką, nie ma żadnych wymogów kompetencyjnych, choćby w przypadku kandydatów na radnych, prezydentów, parlamentarzystów. Nie oznacza to oczywiście, że wszyscy oni są niekompetentni, ale i tak bywa. Kto chce – materię, w której się porusza, opanuje nawet na wysokim poziomie, a komu się nie chce, może wywołać wiele problemów.

Podobnie jest z mieszkańcami, czy wręcz grupami ludzi, którzy uczestniczą w uspołecznionym procesie planowania miasta. Można się wsłuchiwać w głosy ekspertów, których do planowania wynajmujemy, ale też można patrzeć wyłącznie w kategoriach własnych wyobrażeń czy interesów. Władztwo planistyczne gminy wprowadza czasami ograniczenia naszego prywatnego władztwa i wprowadza reguły, które nie wszystkim pasują. Pamiętajmy, że gmina to wspólnota mieszkańców i wypada, by partykularyzmy stanowiły możliwie mały odsetek w procesie planowania i zarządzania. Czasem trzeba też chronić ludzi przed pochopnymi i w dłuższej mierze szkodliwymi dla nich decyzjami.

Z rozmów z mieszkańcami wynika, że chodzi też o plan dla Dąbrowy Narodowej. Miasto go wyłożyło, mieszkańcy zaprotestowali, ma powstać nowy plan. Co ma się w nim znaleźć?

– Obserwując trendy demograficzne, chcąc powstrzymać zmniejszanie liczby mieszkańców, musimy zadbać o podaż terenów pod zabudowę mieszkaniową wielorodzinną. Na taki rodzaj budownictwa mamy dziś w Jaworznie duże zapotrzebowanie – również wśród ludzi z innych miast. Równocześnie planujemy i realizujemy wielkie przedsięwzięcie, budowę bardzo dużej strefy gospodarczej “Jaworznickiego Obszaru Gospodarczego”. Nowe, duże firmy będą przyciągać nowe kadry; liczymy, że część z tych ludzi zamieszka u nas na stałe. Musimy więc mieć dla nich sensowną ofertę mieszkaniową, względnie blisko miejsca pracy, wygodnie i w zielonym otoczeniu. Takich mieszkań dziś ludzie bardzo oczekują. Planiści, urzędnicy bardzo starannie przejrzeli Jaworzno pod tym kątem i wskazali na teren Dąbrowy Narodowej. Idealny, bo dość mocno odseparowany od istniejącej zabudowy jednorodzinnej, dosłownie na wylocie/wlocie w kierunku centrum metropolii i równocześnie w miejscu, gdzie tkanka społeczna – usługi, sklepy jest dość uboga. A jednocześnie dość blisko powstaje bardzo duży obszar pod zabudowę jednorodzinną na terenach prywatnych. Niewielki wycinek lasu, o raczej marnej jakości, zlokalizowanego na pogórniczej hałdzie idealnie, wpisuje się w założone oczekiwania.

Myślę, że ludzie, którzy to kwestionują, nie biorą pod uwagę bardzo wielu, również dla nich, przyszłych korzyści. Przyzwyczaili się, że po drugiej stronie ulicy mają las, traktują go jak swój, mimo iż żadnych praw do tego terenu nie posiadają i zupełnie nieprawdziwie przedstawiają problem, jakoby miasto chciało pozbawić ich od jedynego w okolicy lasu. Tymczasem pomysł na osiedle mieszkaniowe, również ze sklepami dla pozostałych mieszkańców Dąbrowy, to zaledwie ułamek bardzo dużego kompleksu leśnego ciągnącego się w kierunku Długoszyna i Sosnowca.

W przypadku tego planu mamy na miejscu całą infrastrukturę społeczną, dobry transport publiczny i tereny, które niewielkim początkowo kosztem środowiskowym ostatecznie się temu środowisku przysłużą. Jeśli ktoś chce mieć dobrą jakość usług publicznych, to też powinien zrozumieć, że to kosztuje. Gmina chce aktywizować tereny, które się do tego nadają, wiążąc i dopełniając zabudowę mieszkaniową, a nie ją rozlewając.

Jak chcecie przekonać mieszkańców do tych zmian?

– Rozmową, deliberacją, kompromisem. Zawsze boli mnie, kiedy trudne tematy próbuje się rozgrywać politycznie. W Jaworznie naprawdę nie mamy po stronie urzędu złej woli, a decyzje są podejmowane w interesie wszystkich. Rozumiem, że mamy w kraju problem ze wzajemnym zaufaniem, ale osobiście wierzę, że można zaufać również drugiej stronie i porozumieć się. Nawet jeśli żadna ze stron nie będzie do końca zadowolona. Choć myślę, że uda się w tym temacie zakończyć spór tym, gdzie zadowoleni będą wszyscy. Proszę zauważyć, że w przypadku Dąbrowy Narodowej wyłożyliśmy plan, odpisaliśmy na uwagi, odbyły się spotkania włącznie z wyjaśnieniami, ale komuś bardzo zależało, żeby to rozgrywać politycznie, używając nieraz absurdalnych argumentów – mam tu pretensje do polityków, nie do mieszkańców. Komu w urzędzie by zależało, żeby uprzykrzać tym mieszkańcom życie?

Zabrakło mi również ze strony zainteresowanych woli wysłuchania argumentów “za”, negocjacji w sprawie możliwych do uzyskania kompromisów i chęci osiągnięcia porozumienia, które może satysfakcjonować strony sporu. Objawiła się za to “polityka” w tej najgorszej z możliwych odsłon: wspieramy przeciwników i budujemy grupę oporu, bo traktujemy to jako możliwość zbijania kapitału. Dla mnie to odrażająca strona życia społecznego w Polsce.

Pamiętam, gdy dobre, przemyślane pomysły na zreformowanie sieci szkół w mieście zostały zablokowane przez takie podejście ludzi i części opozycyjnych radnych. Dziś widać po wynikach egzaminów, naborach do szkół, że warto było rozpatrywać takie propozycje w kategorii zarówno strat, jak i przyszłych korzyści. Wygrała demagogia, przegraliśmy wszyscy. Dziś ci sami ludzie pytają mnie, czy ja się dobrze czuję z tym, że wyniki egzaminów szkolnych nie są wystarczająco dobre? Jakby nie pamiętali, że właśnie troska o poziom kształcenia była jednym z głównych powodów dla składanych im propozycji.

Jakie w takim razie zmiana planu da korzyści mieszkańcom Dąbrowy Narodowej? Jakie miastu i inwestorom? Dlaczego plan dla tego miejsca powinien powstać?

– Ten plan nie powstaje pod żadnego konkretnego dewelopera. To ma być sytuacja jak z galerią. Strona publiczna ustala reguły gry, a jak deweloper nie będzie chciał ich respektować, to mu dziękujemy i szukamy innego. Chcemy miasta, które jest piękne i wygodne dla mieszkańców. Dziś deweloperzy coraz częściej kierują się nie tylko chęcią zysku. I tacy, którzy zaakceptują, że ten ich zysk nie będzie ostatecznie kosztem, który będzie ponosić cała wspólnota, są przez nas mile widziani. Są przykłady, gdzie różne obszary miejskie zyskały nową jakość dzięki pracy dewelopera, zespołu architektów, przyrodników. Cierpnie mi skóra, kiedy inwestorów czy deweloperów przedstawia się jak jakieś wcielone zło. Przecież każdy mieszkaniec chcący wybudować dom też staje się dla gminy inwestorem, do czego by doprowadziło takie myślenie o kimś?

Dąbrowa potrzebuje odświeżenia tkanki społecznej, łatwiejszego dostępu do sklepów i usług, nowych przedszkolaków i uczniów w ich dużej szkole, odświeżenia starzejącej się infrastruktury, zwiększenia liczby pasażerów w komunikacji publicznej, obniżenia osobistych kosztów związanych z transportem po zakupy, może w przyszłości również dostępu do innej formy zaopatrzenia w ciepło itd., itp. Nie chcę wymyślać wszystkiego, za to jestem bardzo chętny na poznanie potrzeb mieszkańców, które mogą być przy tej okazji spełnione.

Miasto z kolei w części nie straci jaworznian na rzecz innych ośrodków, zyska nowych mieszkańców, zarobimy wszyscy na podatkach PIT, CIT, czyli zwiększymy nasze wspólne możliwości.

A inwestorzy zarobią pieniądze i wybudują nowy, atrakcyjny kawałek miasta. Gdyby się okazało, że jakiś architekt, zobaczywszy otoczenie, błyśnie talentem i zaprojektuje modelowe osiedle, wkomponowane w otaczającą zieleń, mądrze współistniejące z obecnym sąsiedztwem, to ja będę szczęśliwy, że znów zrobiliśmy coś, co ma sens, jest akceptowane i się bardzo broni i wyróżnia.

Czy jest już plan konsultacji dla tego planu, tak by każdy zainteresowany mógł się wypowiedzieć?

– Dla każdej gminnej realizacji mamy założony plan, bywa że realizowany od deski do deski – choć to rzadkie, bo rzecz nie w planach, ale w planowaniu. To nie są stanowiska wykute w skale, da się je zmienić. Jesteśmy po badaniach geologicznych dla obszaru przyszłego mpzp Dąbrowa Narodowa III, projektanci z naszymi urbanistami opracowują ewentualne warianty do dyskusji z mieszkańcami. Z każdej sytuacji warto wyciągnąć wnioski, dlatego postaramy się zaangażować mieszkańców do wspólnej pracy, tak by nie ulegali podszeptom i buntowaniu przez polityków mających bardzo partykularne interesy. Odbędą się konsultacje eksperckie, warsztaty, spacery poznawcze. To w końcu ich sąsiadująca przestrzeń. To, że jakakolwiek zabudowa ma być w zielonym otoczeniu, będzie jeszcze bardziej podkreślone. Co więcej, spełnimy oczekiwania i możliwe, że teren będzie określonymi strefami – w tym ze sporą częścią lokalnego parku z zachowaniem obecnego drzewostanu. Liczę na efektywną pracę, by ukształtować i zabezpieczyć tę przestrzeń i sporą część miasta na lata do przodu.

I na koniec. Gdzie jest granica kompromisu? Część mieszkańców już dziś mówi, że nie chce żadnych zmian. Może być trudno ich przekonać.

– Każdy z nas ma problem, kiedy musi się zmierzyć ze zmianą. Tacy jesteśmy jako ludzie. Zmiana na początku wywołuje opór. Zawsze. To jest powszechne zjawisko w każdym miejscu na świecie. Mam przykłady projektów, które dla ludzi były korzystne i wstrzymaliśmy ich realizację do czasu, kiedy ci sami ludzie zauważyli, że zaproponowana przez nas i ekspertów zmiana była wtedy i dziś jest dla nich dobra. A utrzymywanie sytuacji bez zmian ostatecznie im szkodzi. I często ci sami ludzie występowali później, żeby jednak te zatrzymane projekty realizować. Tak było w przypadku estakady w osiedlu Byczyna czy wiaduktu nad linią kolejową w Ciężkowicach. Najpierw gwałtowny protest, a po dekadzie trudno znaleźć przeciwników projektu i ludzie się cieszą, że powstaje. Postanowiłem jednak, że nie chcę, by mnie ktoś wpisywał w rolę tego, który nie zauważa potrzeb ludzi. Dlatego warto powalczyć również o to, by zaktywizować tych, którzy zmian się nie boją, widząc w nich szansę, ale niestety nie są aktywni. Wolę, byśmy się nauczyli jednoczyć za czymś, a nie przeciw czemuś.

I jeszcze jedno: miasto budujemy dla ludzi, oni są najważniejsi!

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPościg na terenie trzech powiatów! 16-letni kierowca łamał przepisy, powodował kolizje i ominął punkt blokadowy [WIDEO]
Następny artykuł25 lat temu cmentarz w Rybniku spłynął po ulewnych deszczach. Dziś przypomina o tym zbiorowa mogiła[ZDJĘCIA]