Gdyby nie patrzeć w tabelę, a wyłącznie na boisko, ktoś miałby prawo stwierdzić, że Zagłębie Lubin jest najgorszym zespołem w Ekstraklasie. Nędznym w defensywie i zagubionym w ofensywie. Tak dramatycznym w ostatnim czasie, że aż odrzucającym. Mecz z Cracovią mógł być jakimś przełamaniem, ale jest wręcz przeciwnie. „Miedziowi” pogrążyli się jeszcze bardziej, a wraz z nimi trener Stokowiec. Nie zdziwilibyśmy się, gdyby jeszcze dzisiaj w Lubinie ścięto jego głowę.
Najnowszy bilans Zagłębia to cztery porażki z bilansem 0:9, w tym oczywiście blamaż z Motorem Lublin w Pucharze Polski.
Pierwsza połowa nie powalała
Powiedzmy sobie szczerze: od samego początku nie rozpieścili nas ani jedni, ani drudzy. Trudno było spodziewać się fajerwerków, owszem, ale przez większość czasu to spotkanie nie stało nawet na przyzwoitym poziomie. Szczególnie pierwsza połowa, w której jakiekolwiek poważne akcenty w ofensywie dawało głównie dwóch piłkarzy: Konoplanka i Starzyński. Reszta dojechała później, ale tylko po stronie gości.
Ten pierwszy miał niezłą okazję w polu karnym po fajnej wrzutce, która wylądowała na wprost bramki. Nic, tylko celnie uderzać. Ale strzał Ukraińca z celnością niewiele miał wspólnego. Wtedy i w drugiej połowie, kiedy Makuch wypracował mu jeszcze lepszą sytuację. Gwiazda „Pasów” robiła dużo wiatru, lecz brakowało konkretów. Z kolei Starzyński obił słupek po uderzeniu z dystansu i raz obsłużył Łakomego. Efektów brak, a poza tym znów przeciętny występ.
Można było się obawiać, że po pierwszej odsłonie spotkania tendencja będzie spadkowa. Że po zmianie stron nie zobaczymy zespołów, którym przeszkadza ta nijakość. Że ani Piotr Stokowiec, ani Jacek Zieliński – obaj siedzący na gorącym krzesełku – nie zechcą w sposób wyraźny przeciągnąć liny na swoją stronę. Jak się jednak okazało, jeden szkoleniowiec zdołał dzisiaj kupić sobie spokój. Ustał i wywrócił przeciwnika.
Cracovia wypunktowała mierne Zagłębie
Konoplanka do Kakabadze, Kababadze do Kallmana – mamy 1:0. Bierna postawa defensywy Zagłębia w polu karnym, krycie Kłudki na radar, prosta fucha dla napastnika Cracovii. W 67. minucie wydawało się, że ten cios dla Zagłębia będzie zabójczy. Niewiele bowiem wskazywało na to, że gospodarze będą w stanie się odwinąć. W ofensywie byli zagubieni jak dzieci we mgle, zresztą na tyłach wyglądało to podobnie. Gdyby ekipa z Krakowa miała dzisiaj lepiej nastawione celowniki, mógłby powtórzyć się casus meczu z Lechią Gdańsk, jeśli nie gorzej.
Ostatecznie stało się to, co zapowiadał przebieg meczu. Cracovia wcisnęła Zagłębiu drugą bramkę, konkretnie za sprawą Patryka Makucha, który wykorzystał katastrofalne w skutkach gapiostwo świeżo wchodzącego z ławki Giorbelidze. I tym samym Jacek Zieliński zepchnął Piotra Stokowca w stronę otchłani. Nie całkowicie, Stokowiec jeszcze trzyma się krawędzi, aczkolwiek nieuniknionego nie da się przecież uniknąć. Zagłębie w tym kształcie dogorywa, wygląda jak żywa materia, ale jednak w stanie rozkładu.
W Lubinie czas zmian?
Dni Piotra Stokowca w Zagłębiu raczej są policzone. Jeśli 50-latek dotrwa do końca rundy jesiennej, to pewnie głównie dlatego, że Zagłębie ma problem z zapłaceniem jego odprawy. Dzisiaj chyba już zdecydowana mniejszość uważa, że powrót do tego związku nie był błędem. Może chwilową koniecznością, ale bez przyszłości, która jest problemem lubinian od dobrych kilku lat. Nie wiadomo, jaka ona ma być. Nie wiadomo, dokąd zmierza ten projekt. O długofalowości nie ma mowy.
Obecnie Zagłębie jest klubem, który dostarcza zdecydowanie więcej frustracji niż radości swoim kibicom. Trudno sobie wyobrazić, żeby ten stan uległ zmianie w najbliższych miesiącach. Perspektywy są, jakie są. Nawet nowy szkoleniowiec nie da gwarancji, że ten zespół wybije się ponad przeciętniactwo. Wyobraźcie sobie – to byłaby dopiero sztuka…
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
Fot. Newspix
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS