Politycy wprowadzają zmiany do systemu okresowych badań technicznych pojazdów w celu jego uszczelniania. Polski system kontroli jest jednym z najgorszych w Unii Europejskiej. Jednak proponowane zmiany idą po linii najmniejszego oporu – Sejm chce tylko przyjęcia w Polsce zaległego prawa europejskiego. Nikt nie myśli o najważniejszym – objęciu badaniami emisji z rur wydechowych pojazdów.
Obowiązujący zakaz palenia w miejscach publicznych nikogo już nie dziwi, przyzwyczailiśmy się do idei zakazu palenia węglem i drewnem – kolejne województwa wprowadziły zakazy rysujące ścieżkę odejścia od tych paliw. Tymczasem nadal mamy „wolną amerykankę” w kwestii samochodów – mogą kopcić czym chcą, jak chcą i ile chcą, a i tak przejdą badania techniczne dopuszczające pojazd do ruchu.
Emisje zanieczyszczeń – kontrola jedynie „na oko”
Osoba kontrolująca pojazd w stacji może obejrzeć podwozie i sprawdzić, czy w układzie wydechowym nie widać wyrwy po usuniętym katalizatorze lub filtrze DPF. Jeśli jednak usunięto tylko czynny wkład pozostawiając obudowę, nie ma szans na wykrycie tego zabiegu. Dymomierzem można sprawdzić przejrzystość spalin, co nic nie mówi o ich składzie. Miało to sens kiedyś, kiedy po naszych drogach poruszało się dużo pojazdów wyposażonych w wymagające częstych regulacji gaźniki, a nie komputerowo sterowane układy wtrysku paliwa. I tyle, na tym kończy się kontrola układów i urządzeń mających na celu ograniczenie wpływu pojazdu na jakość powietrza.
Tymczasem spaliny wydobywające się z rur samochodów to jeden z najniebezpieczniejszych skutków jazdy samochodem spalinowym. Obok układu kierowniczego, hamulcowego i zawieszenia, powinien to być najdokładniej badany element auta. Tak jednak nie jest. Nikt nie sprawdza emisji spalin. Problem dotyczy szczególnie samochodów z silnikami diesla, które emitują średnio 10 razy więcej niebezpiecznych dla zdrowia tlenków azotu (NOx) od swoich benzynowych odpowiedników.
– „To niesamowite, że przez tyle lat problem spalin pozostaje bez odpowiedzi. W 2022 obchodzimy 10 rocznicę uznania spalin samochodowych z diesli za rakotwórcze przez Światową Organizację Zdrowia. Od 10 lat wiemy o śmiertelnym zagrożeniu i nic się nie zmienia. Rury wydechowe diesli przesuwają się często tylko kilka metrów od twarzy naszych dzieci. Potrzebujemy zmian i zajęcia się tym tematem” – komentuje Jacek Mizak z FPPE.
Wszyscy jesteśmy dzisiaj ofiarami sytuacji, w której przez lata udawano, że zanieczyszczenia z samochodów nie są problemem. Zanieczyszczenia z transportu składają się z cząsteczek mniejszych od pyłków. Ziarno soli to przy nich duży obiekt. Trudno sobie wyobrazić ile mieści się ich w 5,9 kg – ok. 5,9 kg zanieczyszczeń emitowanych przez transport, które przypadły na każdą osobę w Polsce w 2021 roku. Politycy muszą zająć się tematem i zadbać o zmniejszenie emisji przez poprawienie systemu kontroli. Najbardziej trujące samochody – tzw. mobilne kopciuchy nie powinny jeździć po drogach. Są zagrożeniem, podobnie jak samochód z niesprawnymi hamulcami.
Co trzeba zrobić?
FPPE postuluje zmiany, które pozwolą poprawić sytuację. Systemu nie można naprawić jedną zmianą, ale można zacząć go zmieniać i uszczelniać szybko i bez dodatkowych kosztów. Oto 3 rzeczy, od których trzeba zacząć:
-
-
-
- Badajmy obecność i funkcjonowanie elementów ograniczających emisje zanieczyszczeń –diagnostyka komputerowa może pokazać czy filtr DPF lub katalizator nie zostały wyłączone, lub usunięte. Stacje powinny obowiązkowo badać systemy samochodowe pod tym kątem.
- Jeżdżenie autem bez filtra DPF jest nielegalne, czas to egzekwować – podczas badań, po wykryciu braku filtra DPF i/lub katalizatora diagności powinni informować o wykroczeniu policję i umieszczać stosowny wpis w bazie CEPIK. Powinniśmy skończyć z finansowaniem naszym zdrowiem „cwaniactwa” niektórych kierowców.
- Nie ma badań? Nie ma OC – brak ważnych badań powinien automatycznie uniemożliwiać obowiązkowe ubezpieczenie samochodu. Dla firm ubezpieczeniowych sprawdzenie badań nie będzie obciążeniem, to tylko dodatkowe kliknięcie w systemie.
-
-
Kiedy przed Stacjami Kontroli Pojazdów ustawią się kilometrowe kolejki?
Każde auto ma obowiązek przejścia badań technicznych raz w roku. Potrzebujemy stacji kontroli pojazdów (SKP) w każdej gminie. Tymczasem liczba realnie dostępnych dla ludzi SKP maleje. Bilans się zgadza, ale stacje w mniejszych miejscowościach są zamykane jako nierentowne, a nowe powstają głównie w dużych miastach lub przy firmach transportowych.
Stacji będzie ubywać, bo stawki badań technicznych nie zmieniają się od lat. Zostały ustalone w 2008 r. Masło kosztowało wtedy 3,70 PLN za kostkę, a Barack Obama został prezydentem USA – od tamtej pory stawki dla diagnostów się nie zmieniły. Bez ich podniesienia nie tylko nie poprawi się jakość systemu – stacje nie mają pieniędzy na nowe inwestycje – SKP nadal będą znikać z mniejszych miast, a to odbije się na komforcie kierowców.
Za udawanie, że problemu nie ma płacimy wszyscy
Mamy jedne z najnowszych dróg i statystycznie najstarsze samochody w Unii. Trzeba poprawić system kontroli, aby lepiej chronił nasze zdrowie. Przy następnym wyjściu z domu policz, ile mija Cię samochodów – w żadnym nie sprawdzono, czy nie emituje zanieczyszczeń ponad miarę. Każdy oddech to ruletka, a nawet krótkotrwałe narażenie na wysokie stężenie niebezpiecznych substancji ze spalin samochodowych skokowo zwiększa ryzyko zawału czy udaru.
Za dziurawy system kontroli płacimy wszyscy zwiększonymi nakładami na służbę zdrowia. Podatki mogą zostać przeznaczone na pilniejsze potrzeby niż ignorowanie zanieczyszczeń z rur wydechowych.
Źródło informacji: Fundacja Promocji Pojazdów Elektrycznych
Przygotował: Hubert Różyk
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS