To oczywiste, że jedyną nadzieją Unii na przywrócenie jej – choćby części – dawnego wigoru są dziś tzw. populiści.
Beton w Polsce i w Europie
Wyjawię wam pewną tajemnicę. W Unii ma żadnego podziału na proeuropejski establiszment i na antyeuropejskich populistów. Tak samo jak w Polsce od dawna nie ma już eurosceptyków i euroentuzjastów (czy w ogóle kiedykolwiek istnieli?). Co zatem jest? Są stare zmęczone elity, które przyspawały się do stanowisk, bo inaczej nie umieją. Nawykły bowiem do monopolu na rację. I są nowe ruchy, które mówią im (na razie grzecznie) „odsuńcie się i podzielcie władzą, bo takie jest życie”.
Od roku 1989 Polacy dzielą się na „euroentuzjastów” i „eurosceptyków”. Euroentuzjaści są ładni i światli. Eurosceptycy brzydcy i trochę nierozgarnięci. Euroentuzjaści patrzą z nadzieją w przyszłość. Eurosceptycy boją się własnego cienia. Euroentuzjaści chcą budować. Eurosceptycy burzyć. Euroentuzjaści mają po swoje stronie młodość i całe życie przed sobą. Eurosceptycy kładą się do trumien w swoich moherowych beretach. Euroentuzjaści muszą wygrać a eurosceptycy przegrać. By wszyscy żyli długo i szczęśliwie.
KONIEC. Napisy końcowe. Dziękujemy za udział w seansie.
Pamiętacie tę bajkę dla grzecznych dzieci? Bardzo popularną w Polsce przełomu XX i XXI wieku. Ja pamiętam ją dobrze. Wiele kin próbuje puszczać go nawet dziś. Co rusz jakiś stary wiarus z „Wyborczej” albo innego TOK FM próbuje ją odgrzać i puścić w obieg na nowo.
Europa poszła do przodu, a Unia stoi w miejscu
Ale to już nie działa. Nie działa, bo większość z nas czuje przecież, że ta dychotomia nie opisuje już naszej rzeczywistości. Nie przystaje do niej. Nie klei się. Bo w Polsce nie ma już podziału na euroentuzjastów i eurosceptyków. Te role się pomieszały. A pojęcia zatarły. Może kiedyś kleiły się bardziej? A może nie? W sumie to nieistotne. Liczy się to, że dziś takie podziały to zwykłe zawracanie gitary.
To da się pokazać na wielu przykładach. Kiedyś – jak euroentuzjasta chciał zrobić swojemu przeciwnikowi „szach mat” to zarzucał mu „chęć wydojenia Brukselki”. Zarzut „dojenia” polegał na chęci wzięcia „z Unii” jak najwięcej pieniędzy. Bez zaoferowania sprawie europejskiej swojego serca. To było trochę jak wyrzut prawdziwego komunisty z czasów stalinowskich wobec dawnego AKowca, co dla świętego spokoju macha czerwoną flagą na pochodzie pierwszomajowym, ale potem wraca do domu i modli się do portretu Andersa. „Unia to nie tylko dopłaty dla rolników. Nie tylko fundusze strukturalne”. To nasza cywilizacyjna szansa! To wyzwanie naszego pokolenia!” – ganili euroentuzjaści resztę społeczeństwa. Głosem Bronisława Geremka albo Róży Thun.
A jak jest dziś? Dziś mamy zmasowaną krytykę rządu PiS ze strony opozycji. Za co? Ano za to, że przez Kaczyńskiego… „nie będzie pieniędzy z Unii”. I kto tym mieczem najchętniej wojuje? Otóż macha nim nie kto inny, jak polityczni spadkobiercy euroentuzjastów. Którzy biczują innych (w tym politycznych spadkobierców eurosceptycyzmu) za to, że… nie doją Brukselki.
Albo inny przykład. Kiedyś euroentuzjaści zdawali się mieć monopol na reformatorskie pomysły i zapał. Eurosceptycy to byli zaś zawsze ci, że potrafią tylko mówić „nie”. Wszystko im się nie podoba. Wiecznie hamują, niczego nie proponując.
Ironia losu
I tu także sytuacja kompletnie się odwróciła. Dziś jest tak, że najwięcej pomysłów na reformę Unii mają ci, których jeszcze wczoraj nazywano tak chętnie eurosceptykami. Taki na przykład Morawiecki od paru miesięcy jeździ i powtarza w kółko, że Unia musi gruntowanie zreformować system handlu emisjami. Że trzeba szybciej dywersyfikować energetykę. A gdzie miejsce dla Ukrainy? Gdzie solidarność energetyczna?
A przecież to nie tylko Polska. Na Południu od wielu lat buzuje od pomysłów na reformę strefy euro. Częściowo te pomysły zostały przez Niemców, Austriaków i Holendrów przyblokowane. Ale częściowo się ziściły. Choćby w formie czasowego zawieszenia obłędnych limitów zadłużeniowych. Albo luźniejszej polityki EBC. A będzie ich jeszcze więcej. Im mocniejsze będą w tych krajach ruchy metkowane jako „populistyczne” czy „antyeuropejskie”. A to nastąpi. Prędzej czy później. Na tym tle hamulcowymi Europy są dziś przedstawiciele liberalnego establishmentu. To oni ciągle mówią „nie”, „Nie da się”, „nie jesteśmy gotowi”, „nie możemy”.
I tu jest właśnie pies pogrzebany. Bo prawda jest taka, że nie ma dziś w Unii starcia pomiędzy pro i antyeuropejczykami. Nie ma nawet sporu „tak czy nie” dla Europy. Jest stary unijny establiszment, który z jednej strony uważa że wszystko wie najlepiej i nie wolno jego pomysłów korygować. Z drugiej jest już jednak zmęczony i wyjałowiony. A jedyne, co potrafi z siebie wykrzesać to histeryczne „albo my albo koniec świata”. I są nowe prądy, które nie chcą się z tym pogodzić. Te ostatnie mówią zmęczonym liberalnym elitom „posuńcie się”, „pozwólcie nam”, „spróbujmy inaczej”.
I o to toczy się gra w Europie. Bo taka jest kolej rzeczy. Tak to się na świecie kręci. Nie ma się na co obrażać i nad czym łamać rąk.
That’s life babe. That’s life..
Czytaj dalej:
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS