Artur Szpilka był obiecującym pięściarzem. W 2016 r. walczył nawet o mistrzostwo świata wagi ciężkiej z Deontayem Wilderem. I przez długi czas prezentował się naprawdę dobrze. Był ruchliwy, unikał przewidywalnych ciosów Amerykanina i samemu kąsał rywala. Kąsał tak do dziewiątej rudny, gdy w końcu nadział się na atomowe uderzenie Wildera i padł. Padł, stracił przytomność, którą odzyskał dopiero w szpitalu. Mówi się, że w niedalekiej przyszłości rywalem Wildera może zostać Ołeksander Usyk, ktory – podobnie jak Szpilka – w starciu z Amerykaninem powinien skupić się przede wszystkim na dobrej pracy na nogach.
Szpilka na noszach po nokaucie FRANK FRANKLIN II/AP
– Trudno porównywać Szpilkę i Usyka, jednak łączy ich to, że są bardzo mobilnymi mańkutami. Szpilka wygrywał z Wilderem niektóre rundy, ale Deontay kontrolował tempo walki z Polakiem. Wygrana Deontaya była tylko kwestią czasu. Moim zdaniem podobnie będzie wyglądała walka Wildera z Usykiem. Ukraińca da się naprawdę mocno trafić, a nikt nie może go pokonać na punkty, więc trzeba go znokautować. Deontay umie walczyć z mańkutami, a w walce z Usykiem zadecydują szczegóły. Kiedy Deontay jest w ringu snajperem, to jest nie do pokonania – analizował Malik Scott, trener Wildera.
Ale zanim Wilder będzie mógł się ubiegać o walkę z Usykiem, to musi pokonać Roberta Heleniusa, z którym zmierzy się w najbliższy weekend. Dla Wildera będzie to powrot po nieudanej trylogii z Tysonem Furym. Nieudanej, bo pierwszą walkę zremisował, a kolejne dwie przegrał. Co ciekawe: Wilder wygrał wszystkie poprzednie 42 walki, w tym 41 przez nokaut.
Z kolei Szpilka 29 zawodowych pojedynków wygrał 24, ale tu licznik się zatrzymał, bo Artur zamienił ring na klatkę. W MMA jego rekord to 2-0.
Wilder faworytem w starciu z Heleniusem
Helenius to pięściarz, którego świetnie kojarzą polscy kibice. “Nordycki Koszmar” dwa razy z rzędu pokonał Adama Kownackiego, naszego czołowego ciężkiego.
– Jestem gotów znów udowodnić innym, że się mylą – mówi Helenius (31-3, 20 KO), którego cytuje “Boxing News Online” – Wróciłem do swoich korzeni, na Wyspy Alandzkie. Tam życie wydaje się proste. Mam swój własny gym na miejscu i mogę trenować, kiedykolwiek zechcę. Czerpię z ducha Wikingów i zacząłem inaczej się odżywiać. Bardzo szybko zobaczyłem zmiany. Odsunąłem zupełnie węglowodany, jem za to dużo więcej mięsa czy jajek. Za mną dużo upadków i wzlotów przez ćwierć wieku kariery, bo tyle jestem już w boksie. Zawsze marzyłem o zostaniu mistrzem świata wagi ciężkiej, a ta wygrana bardzo mnie do tego celu przybliży – mówi “Nordycki Koszmar”.
– Nie dbam o zdanie innych oraz to co myślą o mnie czy tej walce ludzie. Jeśli zasłuży się na pochwały i szacunek, to one i tak przyjdą. Widać znów muszę coś komuś udowodnić. To dla mnie nic wielkiego ani nowego. Wierzę, że ciężko pracując, każdy zyskuje szacunek. Na przełomie 2009 i 2010 roku, jeszcze przed problemami zdrowotnymi i kontuzjami, pokonałem takich zawodników jak Lamon Brewster, Samuel Peter czy Siergiej Liachowicz. W boksie olimpijskim miałem około 250 walk, wydaje mi się więc, że jestem trochę niedoceniany. Ale po raz kolejny jestem gotów udowodnić innym, że się mylą co do mnie – podsumował Fin.
A co u Usyka słychać?
Ołeksandr Usyk najpierw wyczyścił wagę cruiser, pokonując m.in. Krzysztofa Głowackiego, Marco Hucka, Mairisa Briedisa i Murat Gasijewa, a następnie wziął się za podbój królewskiej dywizji. W wadze ciężkiej nie dał mu rady ani Derek Chisora, ani Anthony Joshua. Tego ostatniego Ukrainiec zbił dwukrotnie. Najpierw odbierając mu pas, a później skutecznie broniąc mistrzostwa. Łącznie Usyk ma na koncie 20 walk i 20 zwycięstw.
Wiele wskazuje, że na razie nie dojdzie do jego walki z Tysonem Furym, więc być może w nowym roku zawalczy z Wilderem. Ale wpierw Wilder musi pokonać Heleniusa.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS