Pensje adiunktów i asystentów – czyli młodych, zdolnych ludzi najczęściej z doktoratem – ocierają się o polską płacę minimalną. Co oznacza, że oto mamy realną pisowską wersję dyktatury proletariatu – tak prof. Bogusław Bierwiaczonek, wykładowca na Uniwersytecie Jana Długosza w Częstochowie, zwraca się do kolegów z uczelni, entuzjastów rządów Zjednoczonej Prawicy.
Gratuluję koleżankom i kolegom z Uniwersytetu im. J. Długosza w Częstochowie, którzy są zwolennikami PiS i którzy kilka lat temu entuzjastycznie witali w auli naszej Uczelni ministra Gowina, który roztaczał świetlane wizje rozwoju polskiego szkolnictwa wyższego i nauki w czasie rządów tzw. Zjednoczonej Prawicy. Brzmiało to pięknie. Profesor, którego uposażenie jest podstawą do naliczania wynagrodzeń innych grup (np. adiunkt zarabia min. 73 proc. pensji profesora), miał zarabiać 150 proc. średniej krajowej, czyli w tej chwili byłoby to prawie 9870 zł brutto. Tyle by było, ale nie jest, bo wiarygodność Gowina była mniej więcej taka jak wiarygodność pisowskich funkcjonariuszy Giżyńskiego i Warzochy w sprawie stworzenia województwa częstochowskiego. Czyli zerowa.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS