– Faworytem nie jesteśmy, ale fajnie byłoby zorganizować tegoroczny turniej finałowy, bo mamy szansę go wygrać. Ale jeśli nie będziemy gospodarzem, to wygramy na ziemi brytyjskiej – zapowiadał w kwietniowej rozmowie ze Sport.pl prezes Polskiego Związku Tenisowego Mirosław Skrzypczyński. Po pierwsze, liczył, że Międzynarodowa Federacja Tenisowa (ITF) – mimo mocnej pozycji Brytyjczyków – wybierze polską kandydaturę. Po drugie, zakładał, że w składzie Polek zagra Iga Świątek. Impreza odbędzie się jednak w Glasgow, a pierwsza rakieta świata w poniedziałek ogłosiła, że nie wystąpi. Wszystko dlatego, że zawody w Szkocji rozpoczną się zaledwie dzień po zakończeniu WTA Finals, które w tym roku odbędzie się w Dallas.
Agnieszka Niedziałek: Decyzję Igi Świątek trudno raczej uznać za zaskakującą, ale pewnie pan do końca miał nadzieję, że uda się jakoś pogodzić jej występ zarówno w WTA Finals, jak i Pucharze Billie Jean King.
Mirosław Skrzypczyński: Szanujemy oczywiście tą decyzję i przyjmujemy ją, bo nie ma innego wyjścia. Natomiast zastanawiam się, czy nie była zbyt pochopna. Życzę Idze jak najlepiej i chciałbym, by wygrała mastersa. Ale co jeśli nie wyjdzie z grupy? Nagle się okaże, że będzie tydzień przerwy. Ale to jest kwestia decyzji. Jedyne, co mogliśmy zrobić, to załatwiliśmy i nasza drużyna zacznie występ w Glasgow dzień później niż pierwotnie planowano. Czyli będą dwa dni odstępu między finałem WTA Finals a pierwszym meczem w Pucharze BJK. Zakładamy, że Iga będzie w tym finale. Ale gdyby było inaczej, to przerwa będzie większa.
– Każdy dokonuje własnych wyborów. Łatwo jest je oceniać z boku, kiedy nie jest się w skórze zawodnika. Ja nigdy nie grałem na takim poziomie i nigdy nie musiałem podejmować takich decyzji. Byliśmy w kontakcie ze sztabem szkoleniowym, kapitan Dawid Celt był w kontakcie z Igą, więc były prowadzone rozmowy. Natomiast jest to decyzja Igi, którą szanujemy.
Skoro uważa pan, że Świątek mogła poczekać z tym, to rozwiązaniem miało być powołanie jej mimo niepewności? Skład trzeba zgłosić do przyszłego poniedziałku.
Zgłaszanych jest pięć zawodniczek, a wiadomo, że tyle zwykle nie gra. Moim zdaniem można było więc zrobić to w ten sposób. Ale taka jest decyzja Igi i jej sztabu i nie dywagujemy już nad nią. Będziemy grali więc składem, który grał w większości meczów do tej pory. Mam nadzieję, że powalczymy i osiągniemy satysfakcjonujący wynik. Z Igą byłaby szansa nawet wygrać tę imprezę w debiutanckim występie w turnieju finałowym.
Jak zmieni się cel stawiany przed drużyną bez tej tenisistki w składzie? Co uzna pan za ów satysfakcjonujący wynik?
Walczymy. Wszystko się okaże na korcie, tam wszystko jest możliwe. Z Igą byliśmy faworytem. Bez niej nie jesteśmy, ale wszystko może się wydarzyć.
Nietrudno raczej znaleźć głównego winnego całego zamieszania. Wszyscy wypowiadający się w tej sprawie wskazują zgodnie na WTA i ITF.
Nie ulega wątpliwości, że decyzja władz obu tych organizacji jest kompromitacją. Chcemy aplikować, by w przyszłym roku zorganizować turniej finałowy Pucharu BJK, ale jeśli na listopadowym kongresie nie dowiemy się o konkretnym terminie, który będzie dobry i logiczny, to zrezygnujemy. Bo nikt nie wyda takich pieniędzy i nie poświęci dużo czasu na organizację turnieju, gdy ktoś nie potrafi zbudować normalnego, sprzyjającego rozgrywkom i zawodnikom kalendarza.
– Ja bym się wstydził, gdybym coś takiego zrobił, będąc na tak prestiżowych stanowiskach. Powołują się na duże doświadczenie w organizacji różnego rodzaju rozgrywek, a okazuje się, że władze obu organizacji nie potrafią się dogadać i później rzucają taki bubel. Pytanie, czy zamierzony, czy nie. Nie chcę snuć żadnych teorii spiskowych, bo daleki jestem od tego, ale utrudnianie najlepszej zawodniczce świata udziału to jest kompromitacja. A przede wszystkim chyba troszkę takie ośmieszanie samej Billie Jean King, która nie zasłużyła, by w taki sposób traktować tak prestiżowe rozgrywki.
Naprawdę myśli pan – biorąc pod uwagę chaos przy podejmowaniu decyzji odnośnie tegorocznej edycji – że już w listopadzie będzie załatwiona sprawa terminu kolejnej?
Nie domagam się, by wtedy została podana konkretna data. Ale jeśli nie będzie zapewnienia, że będzie ona dobra i logiczna, to nie będziemy się ubiegali o organizację tej imprezy.
PZT wysłał pismo dotyczące konfliktu terminów w tym roku i mówił pan, że jego efektem było opóźnienie o dzień pierwszego meczu Polek w Glasgow. Skierowane było zarówno do ITF, jak i do WTA?
Tak. Szef ITF David Haggerty odpowiedział, że jedyne, co mogą zrobić, to przesunąć nasz pierwszy mecz o dzień. Stanowisko WTA się nie zmieniło. Uważam, że gdyby przesunięto jedne lub drugie rozgrywki o tydzień, to świat by się nie zawalił.
Właśnie o tygodniową przerwę między tymi imprezami apelował pan we wspomnianym piśmie?
Tak. To nie jest kwestia porównywalna z wynalezieniem prochu, tylko kwestia dobrej woli. Ale przede wszystkim takiego zdroworozsądkowego podejścia, którego wyraźnie zabrakło.
Czy wiadomo panu, by inne krajowe federacje również protestowały w tej sprawie?
Nie mam pojęcia. Nie wiem, jaka jest sytuacja ich zawodniczek. Może np. czołowe Amerykanki zagrają w obu imprezach.
Pytam o to, bo zbiorowy głos mógłby się mieć większą moc.
No tak, ale nie będziemy zbierać głosów od innych. Napisaliśmy własne pismo. Zobaczymy, kto zagra w Dallas i Glasgow i wtedy będziemy o to mądrzejsi.
ITF w odniesieniu do decyzji Świątek zapewnił, że już rozpoczęto prace, by w przyszłym roku znaleźć lepsze rozwiązanie. Wierzy pan skoro w poprzednim sezonie popełniono ten sam błąd?
To pytanie trzeba byłoby zadać władzom światowego tenisa. Skoro tak konstruują kalendarz, to moje pytanie brzmi: – Dla kogo są te rozgrywki? Dla kibiców? Nie, bo najlepsze tenisistki nie grają. Dla najlepszych zawodniczek? Nie, bo ich przecież nie ma. To dla kogo? Za chwilę nie będzie tych rozgrywek. Będą grały w nich tenisistki z drugiej, trzeciej czy piątej setki. A chyba nie o to chodzi.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS