Nawet parę takowych, nie jedna, mnie naszło.
Ponieważ chwilowo nie mam co robić (pracodawca uznał, że przez cały rok pracowałem tak ciężko, że w okresie międzyświątecznym i tak ze mnie, jak i całej reszty moich współpracowników, żadnego pożytku nie będzie), to się nimi podzielę.
Pierwsza jest mało odkrywcza, ale jednak. Coraz większe znaczenie w skokach mają sprzęt i wiatr. Zawsze oczywiście miały. Teraz mają jednak większe. Szczególnie w związku z tym, że strasznie wyrównał się poziom zawodników. Kiedyś był Nykaenen i długo, długo nic. Potem był Małysz z Ahonenem i też długo nic. Jeszcze później na kilka lat wyskoczyli, na skutek swojej przewagi technologicznej, Austriacy i oszust Ammann (ten w sumie to głównie przygotowywał swoje „numery” na igrzyska). Teraz Nykaenenów jest co najmniej kilku, a Ahonenów to z 10-ciu. Wystarczy niewielki bonus wiatrowy i zamiast 10-go zajmujesz miejsce na podium. Albo odwrotnie, jeśli wiatr trochę mocniej niż reszcie powieje ci w plecy. A czasem z tego powodu jesteś dopiero 20-ty. Tak jak wczoraj Stoch.
Refleksja druga jest taka, że od momentu wygrania przez Stocha konkursu w Engelbergu, Polak startowany jest przez Borka Puszczalskiego Sedlaka (facet odpowiedzialny w FIS za tę czynność, jakby kto nie wiedział) zawsze w warunkach dużo gorszych niż cała reszta szeroko rozumianej światowej czołówki. Dziwnym trafem zawsze on trafia najmniej sprzyjający wiatr. Przypadek? Na pewno tak, bo przecież w uczciwość sprawujących tak odpowiedzialne funkcje pracowników FIS nie sposób wątpić. Ja rozumiem, że Sedlak wierzy w geniusz Polaka i w to że ten i tak wyjdzie z tego obronną ręką i sobie poradzi, ale jak wskazuje rezultat z Oberstdorfu, nie zawsze musi się to udać.
Trzecia refleksja dotyczy naszych czołowych skoczków. Po konkursie w Oberstdorfie (w wypadku Stocha oczywiście już tydzień wcześniej) wydaje się, że szeroko rozpowszechniane pogłoski mówiące o ich sportowej śmierci, były cokolwiek przedwczesne i najprawdopodobniej nieprawdziwe. Dawid Kubacki nie dość, że stanął na podium, to jeszcze wygrał serię finałową. Nawet z Kosmo-Japończykiem. Piotr Żyła natomiast oddał dwa wyjątkowo równe skoki. Oba na naprawdę wysokim poziomie. Również Kamil Stoch, mimo zajęcia stosunkowo odległej lokaty, spisał się bardzo dobrze. W zajęciu lepszego miejsca przeszkodziła natura i, równie narutalnie, wspomniany Sedlak.
Ostatnia refleksja dotyczy dziwnego postępowania zwycięzcy niedzielnych zawodów Rioju Kobajasziego. Notabene skoczka, którego autentycznie przez ostatni rok podziwiam, lubię i któremu mocno kibicuję. Oprócz Polaków chyba najbardziej. Otóż. Rzeczony Kobajaszi oddał w pierwszej próbie skok atomowy. Skok, po którym miał przewagę prawie 10 pkt, co w skokach oznacza różnicę klasy. I po tym skoku Japończyk siada na belce w rundzie finałowej w… innym stroju. Nie pojmuję. Strój, który daje taką przewagę okazuje się be? Nie wiem czy po serii pierwszej sprawdzanie lidera i skoczków zajmujących wysokie miejsca jest obligatoryjne czy nie. Jeśli nie jest, to ta zmiana stroju wydaje się, w kontekście nieuchronnej kontroli po serii finałowej, wyjątkowo podejrzana. Jeśli jest, to jest ona podejrzana 10 razy bardziej. Zasadne wydaje się pytanie czy ten wyścig zbrojeń jest jeszcze w ogóle kontrolowany czy też, po mającej określony cel pokazówce w Kuusamo, FIS zmienił front i pozwala teraz na wszystko. Niektórym nacjom tylko, oczywiście. BTW. Norwegowie skakali wczoraj w tych samych strojach co w Finlandii. I wszyscy, jak jeden, pozytywnie przeszli kontrolę.
Skoki narciarskie dryfują w złą stronę. I nie przesłonią tego nawet opady śniegu, które pojawiły się wreszcie tej zimy i, być może, pozwolą na rozegranie całego T4S w zimowej scenerii.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS