Euro 2008, mistrzostwa świata 2010, Euro 2012 to imprezy, z których przede wszystkim kojarzona jest najlepsza generacja hiszpańskich piłkarzy w historii. Od czasu największych sukcesów kadry La Roja upłynęło już trochę czasu. Ten nie jest z gumy i w ostatnich latach doszło do wielu zmian. Łączników między tamtą erą a obecną jest niewiele. Teraz w dużej mierze obserwujemy nową, inną generację zawodników, która stara się wypełnić lukę po nieco mniej zdolnych rocznikach, które nie spełniły oczekiwań.
Kilka tygodni przed katarskim mundialem postanowiliśmy się przyjrzeć reprezentacji Hiszpanii. Określić jej miejsce w szeregu. Wskazać wady, zalety, szanse i zagrożenia. Wszystkiego po trochu zanim hiszpańska budowla zostanie zaprezentowana na katarskiej wystawie. Zapraszamy do lektury.
Hiszpańska budowla na katarski turniej, czyli o kadrze La Roja słów kilka
Pan selekcjoner
Luis Enrique jest najważniejszym elementem tej układanki. Umiejętnie ściąga presję ze swoich piłkarzy. Wszelkie niedociągnięcia, błędy i problemy stara się przerzucić na siebie. Lubi polemikę, potyczki słowne, wbijanie szpileczek tu i ówdzie, bo dla niego liczy się jedno – zespół. W jego przypadku wyrazistość jest przyprawą, a nie tylko esencją, tak jak wiele osób błędnie sugeruje. Wystarczy spojrzeć na osiągnięcia, przelecieć palcem po nazwiskach, które ma do dyspozycji i śmiało można stwierdzić, że radzi sobie bardzo dobrze.
Nie da się ukryć, że buduje kadrę na własną modłę i nie kieruje się podpowiedziami prasy. Wygląda to trochę tak, jakby kierował się zasadami Gandhiego: – Najpierw cię ignorują, potem się z ciebie śmieją później z tobą walczą, a na końcu wygrywasz. Słusznie, bo pod projektem reprezentacji Hiszpanii może się podpisać obiema rękami. Świadomie zrezygnował z silnych osobowości takich jak Iago Aspas i Sergio Ramos. Zdaje sobie sprawę z tego, że sam bywał wybuchowy i katalizatorów potencjalnych sporów nie potrzebuje, ale głośno się z tym nie uzewnętrznia.
Woli bazować na zawodnikach, którzy mu nie podskoczą i będą wdzięczni za otrzymane szanse. Ma to ręce i nogi, bo jego podopieczni regularnie podkreślają, że są mu wdzięczni, doceniają jego warsztat, zachowanie i podejście. Na przestrzeni ostatnich lat opanował umiejętność budowania zawodników. Jeszcze jakiś czas temu niewiele osób postawiłoby na Unaia Simona, ale ten pomysł się obronił. Bramkarz Athletiku bywa elektryczny z piłką przy nodze, ale jeśli chodzi o bronienie stać go na rzeczy wielkie. U boku Lucho nabrał przekonania, że może być kozakiem i nawet jak coś schrzani, świat się nie zawali. I to widać na każdym kroku.
A to tylko jeden z ciekawych przykładów piłkarzy, na których odważnie stawiał selekcjoner i odpłacali mu to w kluczowych momentach. Chociażby Alvaro Morata. Wcześniej ten napastnik był tylko i wyłącznie wyszydzany. Odpowiednia praca Lucho sprawiła, że dziś ciężko wyobrazić sobie kadrę Hiszpanii bez napastnika Atletico, choć ten ma sporo wad. One są przykrywane przez ciężką pracę, dobrą grę tyłem do bramki i poświęcenie na rzecz ogółu. Oczywiście, zdobył też kilka istotnych bramek. To on rok temu w półfinale EURO wpakował gola, to on teraz dał Hiszpanii awans do turnieju finałowego Ligi Narodów. To on sprawia, że reszta ofensywnych piłkarzy ma więcej swobody i jest w stanie lepiej sprzedać swoje umiejętności.
Ale równie ciekawie wyglądała kwestia Busquetsa i Gaviego w kadrze. W poprzednim sezonie często mówiło się, że ci zawodnicy bez porównania lepiej wyglądają w reprezentacji. Busquets rzadziej się mylił, a Gavi był jakiś taki spokojniejszy. To bardzo dobrze świadczy o sposobie pracy z tą reprezentacją. A to tylko wycinek jego pracy.
Liga Narodów
Hiszpanie wygrali swoją grupę Ligi Narodów, ale czy zachwycili? Czy przystąpią do mistrzostwa świata na pewniaka? Gdzie jest ich sufit? Trudno odpowiedzieć jednoznacznie na tego typu pytania, bo jest mnóstwo zmiennych.
Owszem, Hiszpania awansowała do Final Four Ligi Narodów. Sęk w tym, że nie była to jazda z górki z uśmiechem na ustach. Zdecydował mocny finisz na ostatniej prostej. Przed ostatnią kolejką Hiszpanie tracili dwa „oczka” do Portugalczyków i tylko zwycięstwo pozwalało im przeskoczyć odwiecznych rywali, którzy nie są przecież ogórkami. Do tego spotkanie było rozgrywane na wyjeździe, co wpływa na aspekt psychologiczny i zwiększa poziom trudności.
Hiszpanie wygrali, ale ich gra nikogo nie porwała. Mieli przy tym sporo szczęścia, bo ich rywale – między innymi Cristiano Ronaldo – zawodzili w decydujących momentach. Piłkarze Luisa Enrique grali trochę tak, jakby remis był im na rękę, a to przecież ich nie urządzało. Od lewa do prawej, spokojnie, bez większego przyspieszenia i wchodzenia w ostatnią tercję. W sumie do tego zdążyli już przyzwyczaić. Portale zajmujące odnotowały, że Hiszpanie mieli najwyższe średnie posiadanie piłki w tej edycji Ligi Narodów – ponad 70 procent.
Ostatecznie wynik poszedł w świat. Pierwsze miejsce w grupie z Portugalią, Szwajcarią i Czechami jest wartościowym wynikiem. Na mundialu presja będzie na innym pułapie, ale do tego zdążyli już przywyknąć. W Katarze zmierzą się w grupie z Niemcami, Kostaryką i Japonią. Pewne wyjście z grupy jest obowiązkiem i powinno stanowić tylko przystawkę przed daniem głównym.
Młodzi i mnóstwo rotacji
Ostatni mecz też pokazał, jak ważni dla tej kadry są młodzi piłkarze. Gra Hiszpanów ruszyła się w momencie, gdy na boisku pojawili się: Nico Williams (2002 rocznik), Pedri (2002), Yeremy Pino (2002) i Gavi (2004). Pierwszy z wymienionych wniósł najwięcej. Dodał iskrę nieprzewidywalności, pokłady szybkości i odwagi. Koniec końców zaliczył asystę zgrywając do Alvaro Moraty i już w drugim występie w narodowych barwach (pierwszy był kilka dni wcześniej) wysłał sygnał, że warto dawać mu kolejne szanse.
Na przestrzeni ostatnich miesięcy Luis Enrique dużo rotował składem. Niektórzy twierdzą, że robił to chaotycznie, ale można doszukać się drugiego dna. Rozumiał, że mecze Ligi Narodów, a wcześniej eliminacji są dodatkowym obciążeniem, ale jest też kwestia ważniejsza. Lucho dba o to, by każdy czuł się dla tej kadry potrzebny. Wie, że trzeba żonglować jedenastką, by w takiej szatni nie powstał sztab smutnych min i zranionej dumy. Stąd te częste – niekiedy kosztem wyników – które przy okazji dały sporo odpowiedzi.
Jedno może martwić i na to uczulamy. Hiszpanie słabo bronią przy stałych fragmentach. Zwłaszcza po rzutach rożnych ich rywale mają łatwość w dochodzeniu do sytuacji. Jest to do pewnego stopnia efekt rotacji. Z drugiej strony sam Luis Enrique przyznał, że nie przykładają się do trenowania stałych fragmentów gry. Traktujmy to jednak z przymrużeniem oka. Może to tylko zasłona dymna.
Pozycja po pozycji
W bramce pewniakiem jest Unai Simon i tu nie ma cienia wątpliwości. Na innych pozycjach bywa z tym różnie. Niektórzy mają kilka tygodni na to, by postawić kropkę nad „i”. Wrześniowa przerwa na kadrę pokazała, że najlepszym wyborem na prawą obronę jest Dani Carvajal. Piłkarz Realu Madryt spisał się zdecydowanie lepiej niż Cesar Azplicueta, który zawiódł w meczu ze Szwajcarią. Jasne, zawsze można tam wepchnąć jeszcze Marcosa Llorente, ale on na tej pozycji się męczy i nie daje tyle, ile mógłby dać, grając wyżej.
Na środku obrony regularnie występują Eric Garcia i Pau Torres. W kadrze na ostatnie zgrupowanie znów znalazł się ponownie przeciętniak Diego Llorente, ale nie dostał choćby minuty. Wskutek kontuzji nie może grać Aymeric Laporte, który by się przydał, więc Lucho zdecydował się na eksperyment. W spotkaniu z Portugalią na stoperze zagrał Hugo Guillamon. Szybko wyłapał żółtą kartkę i już w przerwie został zmieniony. Zmiana sprawiła, że Rodriego cofnięto do obrony i spisał się solidnie, ale był to raczej jednorazowy strzał.
Na lewej obronie podczas tego zgrupowania grali Jordi Alba, który ma problemy w klubie i J.L. Gaya z Valencii. Lepiej spisał się pierwszy z wymienionych, ale musi zacząć występować regularnie w Barcelonie, żeby utrzymać miejsce w kadrze. Kto wie, czy za jakiś czas Alex Balde – teraz gra dla młodzieżówki – nie wskoczy w jego miejsce również w kadrze A. Z obiegu raczej już wypadł Marcos Alonso, który w przeszłości otrzymywał zaproszenia na zgrupowania.
Hiszpania w środku pola najlepiej wygląda, gdy gra barceloński tercet Pedri, Gavi i Busquets, więc tam sytuacja raczej jest pewna. Regularnie szanse dostają również Rodri, Soler (brakuje mu minut w klubie) i kapitan Koke (bez formy, ale z racji roli, raczej ciężko, żeby nie pojechał na mundial). Niezłe wejście z ławki w meczu ze Szwajcarią zaliczył Marcos Llorente (dwie dobre piłki prostopadłe i groźny strzał), ale też nie jest w najlepszej dyspozycji. O powrocie do kadry pewnie też marzy Canales, ale jest tam tłoczno.
Nieciekawie jest na skrzydłach i w ataku. Widać, że Lucho chciałby grać z przodu triem Ferran Torres, Alvaro Morata i Pablo Sarabia, ale tylko Morata daje argumenty, żeby być pewniakiem do jedenastki. Ferran Torres od dłuższego czasu zawodzi, a przecież jeszcze w poprzednim roku dużo dawał kadrze Hiszpanii. Niektórzy nawet doszukali się tego, że w pierwszych 28 meczach dla reprezentacji Hiszpanii zdobył więcej bramek i zaliczył więcej asyst niż David Villa, ale liczy się to, co tu i teraz. Piłkarz Barcy od dłuższego czasu nie może się odkręcić. W klubie też nie prezentuje się najlepiej, więc nie jest pierwszym wyborem Xaviego, a czas ucieka.
Sytuacja innych hiszpańskich skrzydłowych też nie jest wyśmienita. Pablo Sarabia w PSG wchodzi na ogony, czeka na pierwszego gola i asystę w tym sezonie. Pochwalony przez nas Nico Williams zdobył premierowego gola w Primera Division tuż przed przerwą na kadrę. Jest cholernie zdolnym żółtodziobem. Yeremi Pino w Villarrealu gra zazwyczaj do 65. minuty i też nie notuje spektakularnych liczb. Ewidentnie szuka właściwego trybu i możliwe, że wkrótce go znajdzie. Powołanie do kadry otrzymał niespodziewanie Asensio, ale w Realu nie dostaje zbyt wielu szans i ciężko go traktować jako pewniaka do wyjazdu na mistrzostwa. W kadrze ostatnio zagrał na „dziewiątce” i o ile zaliczył asystę w spotkaniu ze Szwajcarią, o tyle nie spisał się najlepiej i z Portugalią sobie posiedział na ławce.
A to, że Asensio był próbowany w ataku, tylko pokazuje mizerię hiszpańskich napastników. Morata to pewniak, ale co dalej? Raul de Tomas ma „urlop” do stycznia wynikający z tego, że jego transfer do Rayo miał miejsce już po zakończeniu okienka. Juanmi jest kontuzjowany, a Borja Iglesias jest po prostu chimeryczny. Ma już sześć goli w lidze, ale trzy z nich padły po rzutach karnych. Poza tym dobre okresy przeplata suszami strzeleckimi, więc nagle może się okazać, że od teraz do mundialu strzeli jednego gola, wpadnie w dołek i już jego bilans nie będzie prezentował się tak okazale.
Niepewna przyszłość selekcjonera
Jest to dość delikatny temat. Gość robi dobre wyniki, wprowadził Hiszpanię nieco niespodziewanie do strefy medalowej mistrzostw Starego Kontynentu, po raz kolejny awansował do najlepszej czwórki LN i pewnie pomyślicie, że ma zagwarantowaną pracę na kolejnych kilka lat. Otóż nie. Luis Rubiales zwleka jak może z przedłużeniem kontraktu selekcjonera, który kończy się wraz z końcem roku. I ok, jest to jakieś zabezpieczenie na wypadek niepowodzenia na turnieju, ale ta drużyna jest bardzo młoda i Enrique buduje fundamenty na kilka kolejnych lat. To obok wyników jest głównym argumentem, by kontynuował pracę.
Brakuje okazania większego wsparcia selekcjonerowi. Ciężko to zrozumieć tym bardziej, że w RFEF wybuchł ostatnio potężny pożar, który naruszył po raz kolejny wizerunek federacji. W kobiecej kadrze doszło do nietypowego zdarzenia. Piętnaście zawodniczek, w tym Alexia Putellas (najlepsza piłkarka świata), wysłało maila, w którym domagano się zwolnienia Alexa Vildii. Rubiales nie przystał na wniosek zawodniczek i nakazał selekcjonerowi kadry kobiet kontynuację pracy. Skoro tu okazuje tak wielkie wsparcie selekcjonerowi kobiet, to w takim razie Luisa Enrique powinien nosić na rękach, a zamiast tego jest bierny.
Często na pytania o negocjacje z Lucho odpowiada w sposób wymijający, zamiast prowadzić otwartą komunikację. Luis Enrique ma na tyle silny charakter, który został wykuty na bazie potężnego doświadczenia, że raczej nie dopadają go ruminacje. Jednak rozsądek podpowiada, że zasługuje na więcej słów uznania, wsparcia i swego rodzaju gwarancję pracy. Tego nie ma i kto wie, jak się ta historia zakończy. Ktoś tu zapomina, że zaufanie jest walutą przyszłości, a prokrastynacja może odbić mu się czkawką.
WIĘCEJ O FUTBOLU REPREZENTACYJNYM:
Fot. Newspix.pl
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS