Sony może być z nich dumne, a jednak podjęło dziwną decyzję.
Widzieliście kiedyś, żeby producent ukrywał swoje logo na produkcie? To raczej nie jest typowe zachowanie – powiedziałbym, że żeby postępować w taki sposób, trzeba być – jako marka – bardzo pewnym siebie. Czy ta pewność siebie ma podstawy?
Witajcie, tu Kostek Młynarczyk i TLDR, w którym przyglądam się bliżej słuchawkom, które wyglądają jakby były w trybie stealth: oto Sony LinkBuds S. No dobrze, ale oprócz tego, że nie kłują w oczy wielkimi logo, to czy są bardziej dobre, złe, czy brzydkie?
W naszym nowym cyklu wideorecenzji nie opisujemy tylko, jakie dane urządzenie jest. Testujemy je w praktyce, a potem, niczym w starym westernie z Clintem Eastwoodem, bezlitośnie punktujemy, co okazało się dobre, złe i brzydkie.
Opowiem wam, jakie dobre cechy ma ten sprzęt, potem przejdę do minusów, żebyście wiedzieli, czego może wam w nim zabraknąć, a na koniec wyciągniemy to, co brzydkie – czyli rzeczy, których producent powinien się wstydzić albo które przeszkadzają tak bardzo, że tylko przez nie możesz zrezygnować z zakupu.
Konstanty Młynarczyk, TL;DR
THE GOOD: Cechy dobre
Szanowni państwo, oto słuchawki nindża – co, swoją drogą, bardzo pasuje do japońskiej marki. Matowe, czarne etui skrywa matowe, czarne słuchawki, bez żadnych widocznych akcentów innego koloru. Jedynym odstępstwem jest dioda sygnalizująca poziom naładowania baterii, jej czerwone lub zielone światło w tej całej matowej czerni wygląda super.
Zarówno na etui, jak i na słuchawkach jest co prawda logo Sony, ale jest tak dobrze schowane, że spokojnie można go nie zauważyć. Muszę przyznać, że bardzo podoba mi się ten design, zdecydowanie zaliczam to do cech dobrych!
Kolejna dobra rzecz to system ANC, który tradycyjnie dla słuchawek Sony jest na topowym poziomie, wygłuszając hałaśliwe otoczenie wyraźnie lepiej, niż konkurenci z podobnej, a nawet wyższej półki cenowej. Wielki plus.
Na wysokim poziomie stoi też jakość odtwarzanego dźwięku. Tu z kolei jest nieco gorzej, niż u topowej konkurencji, ale przecież nie bez przyczyny Sony ma też w ofercie WF-1000XM4…
Funkcją przeniesioną prosto z tych właśnie słuchawek jest automatyczna aktywacja trybu transparentnego po wykryciu głosu użytkownika. To superwygodne – kiedy coś do kogoś mówisz, to logiczne, że chciałbyś usłyszeć odpowiedź. Daję plus.
I od razu jeszcze jeden, za kolejną funkcję wspomagającą świadomość otoczenia: wystarczy dotknąć lewej słuchawki i przytrzymać na niej palec, żeby też aktywować tryb przezroczystości i wyciszyć muzykę czy film – na tak długo, jak długo trzymasz opuszek na słuchawce. Bardzo lubię.
A jeśli zdecydujesz się wyjąć słuchawkę, to oczywiście zadziała czujnik i zatrzyma to, czego słuchałeś czy co oglądałeś – tu też plusik.
Na pokładzie jest też system Adaptive Sound Control, który automatycznie zmienia tryb pracy systemu ANC z tłumienia na przezroczysty lub neutralny i na odwrót w zależności od tego, co robisz – na przykład, siedzisz, idziesz, biegniesz czy jedziesz tramwajem – oraz lokalizacji. Mi się to nie przydaje jakoś szczególnie, ale to ciekawa funkcja.
Wreszcie do rzeczy dobrych zdecydowanie zaliczam fakt, że zarówno słuchawki jak i etui są bardzo kompaktowe i lekkie – wygodnie się ich używa i je nosi.
THE BAD: Cechy złe
Co nindżom nie wyszło? No cóż, są braki.
Do tego, że na możliwość łączenia z dwoma urządzeniami na raz nie ma co liczyć, Sony zdążyło mnie już przyzwyczaić. Ale i tak żałuję, i i tak niezawodnie daję za to minus. Podobnie minus za brak ładowania bezprzewodowego, które jest coraz popularniejsze nawet w tańszych słuchawkach.
Wreszcie do cech złych zaliczam też brak jakiegokolwiek stopnia wodoodporności. Lepiej nie wychodź w nich na deszcz…
THE UGLY: Cechy brzydkie
Niestety, Sony ma się też czego wstydzić. Pokrywa etui chybocze się w sposób, który jest nie do przyjęcia w sprzęcie za prawie 700 złotych, bardzo psując wrażenie obcowania ze słuchawkami… Brzydko!
Druga cecha brzydka daje się z kolei we znaki pod względem wygody użytkowania. Wiele firm nie daje swobody w konfigurowaniu kontrolek słuchawek – Sony pozwala ustawić po jednym z predefiniowanych profili dla prawej i lewej słuchawki. Niestety, nie ma opcji, żeby równocześnie mieć możliwość kontroli muzyki, szybkiego włączenia trybu transparentnego oraz regulacji głośności. To tym bardziej brzydkie, że w niektórych profilach część kontrolek jest nieobsadzona, nie robią zupełnie nic! Wielki minus, i do poprawy.
PODSUMOWANIE
Niedrogie – jak na Sony – a oferujące bardzo wiele z tego, z czego słyną słuchawki tej firmy: bardzo dobry dźwięk, świetny system aktywnego tłumienia hałasu oraz najlepsze znane mi funkcje związane ze świadomością otoczenia. LinkBuds S są do tego bardzo lekkie i małe, wygodne i tak wspaniale niezwracające uwagi, że… trudno przejść obok nich obojętnie. Niech no tylko Sony doda opcje konfiguracji kontrolek, a będę polecał te słuchawki z czystym sercem.
- Dyskretny, monochromatyczny projekt z ukrytymi oznaczeniami producenta
- Świetny system ANC
- Bardzo dobra jakość dźwięku
- Automatyczne stopowanie muzyki, kiedy zaczynasz mówić
- Tryb transparentny i wyciszenie muzyki uruchamiane na czas przytrzymania palcem słuchawki
- Czujnik obecności w uchu
- Automatyczne dostosowanie trybów pracy do tego, co robisz
- Niska waga i małe wymiary słuchawek i etui
- Brak multipoint
- Brak ładowania bezprzewodowego w etui
- Nie ma wodoodporności
- BRZYDKIE: kiepskie wykonanie pokrywy etui
- BRZYDKIE: nie można skonfigurować kontrolek tak, żeby móc sterować muzyką, kontrolować głośność i uruchamiać tryb transparentny
Konstanty Młynarczyk, redaktor WP Tech
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS