Za około godzinę miał się zacząć nasz półfinał mistrzostw świata. Z Vitalem Heynenem mijaliśmy się w drzwiach biura prasowego. Kolega z WP powiedział do trenera: “Good luck”. Belg odpowiedział błyskawicznie: “I don’t need luck!” (“Życzę szczęścia” – “Nie potrzebuję szczęścia”). I poszedł poprowadzić Polskę w jej najlepszym meczu od lat. Najlepszym do dziś.
“W 2018 roku widziałem najlepszą amerykańską drużynę w swoim życiu”
W czwartek 8 września w Gliwicach nasi siatkarze zmierzą się z USA w ćwierćfinale mistrzostw świata (początek o godzinie 21, relacja na żywo na Sport.pl). Tego samego rywala pokonaliśmy 3:2 w Turynie cztery lata temu. Wtedy stawką pasjonującego widowiska był finał. Tak naprawdę od razu z pewną obietnicą. Wszyscy widzieli, że Brazylia, która już czekała na rywala, jest słabsza i od Polski, i od USA. Wszyscy czuli, że zwycięzca drugiego półfinału następnego dnia zgarnie złoto. Ale najpierw trzeba było rozstrzygnąć, kto tym zwycięzcą będzie.
– W 2018 roku widziałem chyba najlepszą amerykańską drużynę w swoim życiu. Myślałem, że jesteśmy lepsi od wszystkich rywali – mówił w niedawnym wywiadzie dla Sport.pl John Speraw, który prowadził USA wtedy, i który nadal jest ich trenerem.
Jak więc Polacy pokonali naprawdę potężną wówczas ekipę Sperawa? Mecz wyglądał jak popis siatkówki totalnej, a na zagrywce po jednej i drugiej stronie zawodnicy wyglądali jak bezlitośni rewolwerowcy z Dzikiego Zachodu. – Amerykanie lepiej zagrywali, lepiej atakowali, lepiej ustawiali blok – wyliczał u nas tuż po meczu Marcin Możdżonek. – Ale to my pokazaliśmy większe serce, to my lepiej wytrzymaliśmy presję. Olbrzymią presję. Niech się teraz Brazylia boi. My się będziemy bawić siatkówką – dodawał były kapitan kadry.
“Kamil, jesteś bogiem, a ja tu tylko na chwilę wskoczyłem”. Kurek rządził
Polacy zaczęli się bawić siatkówką już wcześniej. Na MŚ 2018 przyjechali z nowym trenerem. Dziwak Heynen przejął drużynę rozbitą za krótkiej kadencji Ferdidando De Giorgiego. Wynikiem uznawanym przez nas za dobry był już awans do grona sześciu drużyn, które z bułgarskiej części mistrzostw pojechały do Włoch, by walczyć tam o medale. Polacy nie mieli nic do stracenia. Naturalna presja grania o wielkie cele tylko ich dodatkowo napędziła. A kiedy presję swoją świetną grą wywierali na nas Amerykanie, to nasz zespół ani myślał pęknąć.
“Polska Vitala Heynena rośnie na potwora pożerającego kolejnych rywali! Polskę Heynena można bić, ale ona odda. Zawsze. Coraz częściej i coraz mocniej ręką Bartosza Kurka, który będzie miał swój finał mistrzostw świata” – zachwycaliśmy się już kilka minut po wspaniałym zwycięstwie nad Stanami.
I dalej pisaliśmy tak:
“Kurek jak amerykański żołnierz”.
“Znacie ich z filmów, w których wszystko toczy się zgodnie z pragnieniami widzów. O, weźmy takiego Johna Rambo. Przeżywa ciężkie chwile. Ledwo przeżywa. Ale podnosi się i realizuje misję. Jeńców nie bierze. Bartosz Kurek pisze taką historię w tych mistrzostwach, a pewnie można spojrzeć szerzej i stwierdzić, że generalnie tak wygląda jego reprezentacyjna kariera. Cztery lata temu Stephane Antiga w ostatniej chwili skreślił go z kadry, która zdobyła złoto mistrzostw świata. Kurek spokorniał, wrócił do reprezentacji w nowej roli. Jako atakujący był lepszy niż jako przyjmujący. Ale gdy Ferdinando De Giorgi znów zrobił z niego przyjmującego, bez skargi się męczył. Jeszcze niedawno znosił ostrą krytykę, wysłuchiwał, że jest skończony. Teraz to on kończy. Dwa razy Serbię, potem Italię, a w półfinale mistrzostw świata – USA. Bartosz Kurek ma swój finał, ma swój mecz Brazylią! Jest wielki. Może to nieładnie wyróżniać go z tłumu gigantów (widzieliście, co robił z Amerykanami choćby Piotr Nowakowski, prawda?), ale wiem, że oni wszyscy zgodzą się z tym, że Bartek na takie wyróżnienie zasługuje. Mieliśmy killera (czy jak wolicie lidera) Kubiaka, teraz mamy killerów dwóch. Bartek, witaj ponownie. Po wielu latach!”.
W meczu z USA Kurek zdobył 29 punktów. Dzień później w krótkim, trzysetowym, finale z Brazylią – 24 punkty. W najtrudniejszych meczach, przeciw największym z największych, potrafił atakować z 70-procentową skutecznością. Na koniec odebrał nie tylko złoto, ale też tytuł MVP mistrzostw. Został tak wielkim bohaterem sportowej Polski, że dwa miesiące później przeskoczył Kamila Stocha, który w 2018 roku wydawał się poza zasięgiem wszystkich, bo został mistrzem olimpijskim, zdobył Puchar Świata i wygrał Turniej Czterech Skoczni, odnosząc zwycięstwa we wszystkich konkursach tej imprezy. – Kamil, jesteś bogiem, a ja tu tylko na chwilę wskoczyłem – powiedział Kurek, gdy odbiera,ł nagrodę. Tymi słowami chwycił nas za serca.
Kubiak znaczyło Kapitan
Wzruszające jest też wspomnienie skoku, jaki w Turynie wykonał Michał Kubiak. Po wygranym finale kapitan pozował do zdjęć, stojąc na sędziowskim słupku.
KUBA ATYS
Kubiak wspiął się szczyt nie tylko symbolicznie. Był duszą zespołu. Turniej grał z chorobą nerek, pomagał nawet z wysoką gorączką. A w najważniejszych meczach – jak ten z USA – prezentował mistrzowską siatkówkę i dodatkowo szkodził rywalom gierkami pod siatką.
“Weź se, ku**a, challenge” rzucone przez niego w kierunku Sperawa stało się GIF-em, który robił furorę w mediach społecznościowych. To była odpowiedź na sztuczki trenera USA, który już w pierwszym secie próbował zatrzymać rozpędzonych Polaków, między innymi prosząc o wideoweryfikacje, byle tylko przerwać grę. Nieeleganckim, ale dosadnym zdaniem wypowiedzianym po wygraniu pierwszego seta kapitan Polski dał wyraźny znak, że jesteśmy nie do złamania.
I byliśmy. Amerykanie na naszą twardą siatkówkę odpowiedzieli jeszcze mocniej. Wyszli na 2:1 w setach, byli o krok od finału. Ale my im nie pozwoliliśmy pójść dalej. Wygraliśmy tamten mecz przekonaniem, że jesteśmy najlepsi. Nasi siatkarze mieli mentalność jeszcze bardziej amerykańską niż Amerykanie po drugiej stronie siatki.
Picasso stworzył arcydzieło. Dziś maluje już ktoś inny
Taką samą mentalność zaprezentował Heynen. Świętowanie awansu do finału trwało na parkiecie może minutę. Trener szybko wpadł na boisko i kazał zawodnikom zejść. Poinstruował ich też, żeby do minimum ograniczyli rozmowy z mediami. Od razu programował ich na finał z Brazylią, do którego pozostawało tylko 20 godzin.
KUBA ATYS
Po finale wygranym przez nas 3:0 Wojciech Drzyzga, człowiek generalnie wobec Heynena krytyczny, z uznaniem stwierdził, że Belg to siatkarski Picasso. – Stworzył arcydzieło. I jeszcze jutro czy pojutrze będziemy patrzeć i myśleć, jak to się stało, jak to możliwe – zgadzał się Daniel Pliński, wicemistrz świata z 2006 roku i mistrz Europy z roku 2009, który podczas MŚ 2018 był ekspertem Sport.pl.
To jutro i to pojutrze znów rysowało się nam obiecująco. W 2014 roku zostaliśmy mistrzami świata, ale od razu się smuciliśmy, bo z drużyny odeszli liderzy. Mariusz Wlazły i Paweł Zagumny już w Spodku ogłosili, że to koniec ich reprezentacyjnych karier. Wkrótce zrezygnowali też Michał Winiarski i Krzysztof Ignaczak. Złota niedziela z Katowic 2014 była końcem pewnej epoki, zapowiadała czas niepewności. Natomiast złota niedziela z Turynu 2018 dawała obietnicę kolejnych sukcesów.
One rzeczywiście przyszły. Od 2018 do 2021 niemal nie było zawodów, z których Polska wróciłaby bez medalu. Ale, niestety, ten jeden, jedyny raz przytrafił się w najważniejszym momencie, na igrzyskach olimpijskich w Tokio. Tam Polska przegrała 2:3 ćwierćfinał z Francją.
Dlatego dziś w ćwierćfinale MŚ z USA prowadzi nas już nie Heynen, tylko nowy trener, Nikola Grbić. Legendarny Serb ma wielkie marzenie – kiedyś był mistrzem olimpijskim jako siatkarz, teraz chciałby nim zostać jako trener. Jeśli ma to zrobić w 2024 roku w Paryżu z Polską, to na pewno ważnym krokiem na takiej drodze byłby kolejny dla naszej siatkówki wielki mecz z USA.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS