Dzisiaj, 5 września (11:45)
Aktualizacja: Dzisiaj, 5 września (13:43)
Ciągłe protesty, niewydolna służba zdrowia i polityka socjalna, która nie odpowiada dzisiejszym potrzebom, to tylko niektóre z aktualnych utrapień szóstej co do wielkości gospodarki na świecie. Począwszy od referendum dotyczącego członkostwa Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej w 2016 roku kraj boryka się z problemami o coraz większym znaczeniu dla gospodarki. Według najnowszych prognoz w przyszłym roku Wielka Brytania ma wylądować na ostatnim miejscu w grupie G7, jeśli chodzi o rokroczny przyrost produktu krajowego brutto. Niedługo czeka ją kolejny test, tym razem w postaci nowej premier – Liz Truss.
W latach 60. i 70. liczne problemy w przemyśle osłabiły brytyjską gospodarkę do tego stopnia, że Wielką Brytanię zaczęto nazywać “chorym człowiekiem Europy”. Po katastrofalnym okresie tegorocznych wakacji ekonomiści na Wyspach coraz śmielej zaczynają debatować nad nadejściem kolejnej potężnej recesji.
Anna Sivropoulos-Valero, zastępca dyrektora Programu Innowacji i Dyfuzji (POID) z londyńskiego uniwersytetu LSE mówi otwarcie o kryzysie. – Mamy duży problem z nierównością, mamy dużo problemów z infrastrukturą, mamy mnóstwo problemów w sektorze publicznym i z tego powodu mamy strajki. Nie wiem, czy “chory człowiek Europy” jest właściwym określeniem, raczej staramy się mówić o sobie jako o “narodzie stagnacji”. Tak czy inaczej, to są realne problemy, którymi ktoś w końcu musi się zająć – uważa ekspert.
Gospodarka Wielkiej Brytania łapie zadyszkę, a wraz z nią jej mieszkańcy. Zamiast korzystać z postpandemicznej wolności, Brytyjczycy zmuszeni są korzystać z oszczędności, żeby łatać dziury w domowych budżetach. W ostatnich dwóch miesiącach ceny produktów znowu drastycznie podskoczyły. Według danych banku centralnego inflacja wynosi teraz około 10,1 proc., a według najczarniejszych scenariuszy, może wzrosnąć nawet do 20 proc. na początku przyszłego roku.
W Wielkiej Brytanii, tak jak w wielu krajach, podskoczyły również ceny paliwa. Jak to wpłynie na ceny produktów spożywczych, warzyw, owoców, także tych sprowadzonych z innych krajów?
To ważne pytanie, bo z własnymi zasobami może być w tym roku ciężko. Aby zminimalizować skutki pierwszej od 50 lat suszy, supermarkety Lidl i Waitrose w ramach pomocy dla rolników zapewniały ostatnio dostawców, że wykupią zbiory, nawet jeśli te będą odbiegać od dotychczasowych standardów.
Problemy z dostawą to jedno, ale siła robocza potrzebna do zebrania owoców i warzyw to drugie. Według gazety “The Guardian”, tutejszy Krajowy Związek Rolników szacuje, że warzywa i owoce o wartości co najmniej 22 milionów funtów nie zostały zebrane na czas z powodu braku rąk do pracy.
Sivropoulos-Valero wyjaśnia jednak, że kryzys “kosztów utrzymania”, jak nazywają go Brytyjczycy, to nie tylko wypadkowa problemów z dostępem do krajowych produktów, taniego gazu czy inflacji. To co boleśnie odczuwają mieszkańcy Wysp, to kilkuskładnikowa, destrukcyjna mieszanka. Owszem, w jej skład wliczają się sezonowe problemy, czy aktualny kryzys energetyczny, ale ma on tło międzynarodowe i jest odczuwalny w podobnej mierze w krajach, które, podobnie jak Wielka Brytania, są mocno zależne od gazu.
Decydującym elementem, zdaniem ekspertki, jest utrzymująca się od 2016 roku dekoniunktura w postaci niskiej wydajności i stagnacji realnych pensji, a także zaniedbania infrastrukturalne, jak choćby słynne nieocieplone angielskie domy, których nie sposób ogrzać. – To oznacza, że brytyjskie gospodarstwa domowe są mniej odporne na obecny kryzys niż w innych krajach Europy – tłumaczy.
To co oddają ekonomiczne wskaźniki, łatwiej jest jednak zobaczyć gołym okiem na ulicach dużych miast. Po cyklu strajków, który zaburzył okres wakacyjnego błogostanu, nawet w obliczu wyjątkowo upalnego lata, zapowiadane są kolejne. Powód? Utrzymujący się brak porozumienia co do wynagrodzeń między związkami zawodowymi a obecnym rządem. W wybrane dni września pracę zawieszą ponownie pracownicy kolei i metra, poczty i ponad 13 tys. pracowników szkół i przedszkoli. Od 5 września natomiast, z sal sądowych w Anglii i Walii zniknąć mają adwokaci, którzy strajkować będą “do odwołania”.
Jo Sidhu, przewodniczący tutejszego odpowiednika polskiej Naczelnej Rady Adwokackiej, w niedawnym komunikacie powiedział, że do tej pory strajki miały “destrukcyjny wpływ na zdolność sądów koronnych do funkcjonowania z zachowaniem jakichkolwiek pozorów normalności”. Szacuje się, że liczba zaległych spraw w sądach wynosi blisko 60 tys.
Piętrzącym się problemom nie pomaga fakt, że brytyjski okręt dryfuje bez kapitana. W poniedziałek partia torysów ogłosiła, że nowym premierem zostanie aktualna minister spraw zagranicznych – Liz Truss.
Rząd zadecydował, że do końca kadencji Borisa Johnsona, bez względu na tempo, w jakim rozwijają się nowe problemy, nie będzie podejmował żadnych decyzji finansowych. Johnson ostatnie dni swojej kadencji spędził najpierw na wakacjach w Grecji, a później w posiadłości na wsi z dala od Downing Street. Premier unikał też spotkań kryzysowej grupy COBRY, na których omawiane są kryzysy krajowe lub wydarzenia zagraniczne o poważnym znaczeniu dla Wielkiej Brytanii.
W swoim ostatnim publicznym wystąpieniu w Suffolk Johnson nie krył jednak zadowolenia z tego, jak przebiegała jego kadencja i po raz kolejny podsumował osiągnięcia aktualnego rządu. – Powiem szczerze, w ciągu ostatnich trzech lat wykonaliśmy jedne … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS