A A+ A++

Indyjska marynarka wojenna przyjęła dziś do służby liniowej lotniskowiec INS Vikrant – pierwszy okręt tej klasy zbudowany w Indiach. Uroczystość z udziałem premiera Narendry Modiego odbyła się w stoczni Cochin Shipyard Ltd w Koczinie, która budowała okręt przez minione trzynaście lat. Przy tej samej okazji zaprezentowano także nową banderę Bhāratīya Nau Senā – pozbawioną odziedziczonego po Brytyjczykach Krzyża Świętego Jerzego.

Vikrant jest wielki, potężny i ogromny – mówił Modi. – Vikrant jest zasłużony. Vikrant jest także wyjątkowy. Vikrant to nie jest tylko okręt wojenny. To świadectwo ciężkiej pracy, talentu, wpływowości i determinacji Indii w dwudziestym pierwszym wieku. Jeśli cele są odległe, podróże są długie, a ocean i jego wyzwania są nieskończone, to odpowiedzią Indii jest Vikrant.

Nowy Vikrant (co znaczy: ‘odważny’ lub ‘podążający naprzód’) otrzymał imię na cześć poprzednika, który rozpoczął służbę pod indyjską banderą w roku 1961. Zbudowano go ponad piętnaście lat wcześniej, dla Royal Navy, jako HMS Hercules. Poprzedni Vikrant uczestniczył, i to z sukcesami, w wojnie w roku 1971. Tak bardzo dał się we znaki Pakistańczykom, że ci wysłali okręt podwodny Ghazi (amerykańskiego typu Tench), aby nań zapolował. Ghazi jednakże został zatopiony u wejścia do portu w Visakhapatnamie, a lotniskowiec doczekał ostatecznego opuszczenia bandery w 1997 roku. Widać więc, dlaczego nowy Vikrant witany jest na Twitterze hasztagiem #LegendIsBack – legenda powróciła.

Podobnie jak wiele innych indyjskich programów zbrojeniowych (samolot bojowy Tejas czy czołg Arjun) budowa rodzimego lotniskowca napotykała liczne problemy, z których z kolei wynikały coraz to nowe opóźnienia. Zaprojektowany został w 1999 roku, ale dopiero po pięciu latach oficjalnie złożono zamówienie, a stępkę położono w roku 2009. Pierwsze kłopoty pojawiły się już podczas budowy, gdyż Rosja nie dostarczyła na czas wysokiej jakości stali potrzebnej do konstrukcji kadłuba.

W 2012 roku pojawiły się następne problemy techniczne, które opóźniły przekazanie okrętu o trzy lata. Zawiniły tu głównie firmy odpowiedzialne za dostawę części i montaż układu napędowego. W 2016 roku okręt wizytowała komisja US Navy, która stwierdziła, że będzie on niezdolny do wykorzystania operacyjnego przez najbliższą dekadę. W ostatnim etapie na wcześniejsze problemy nałożyła się jeszcze pandemia COVID-19.

Ostatecznie jednak ogromnym nakładem sił i środków udało się przygotować okręt do wyjścia w morze – niemal dokładnie osiem lat po wodowaniu i siedem lat po pierwotnie zakładanej dacie podniesienia bandery. 4 sierpnia ubiegłego roku Vikrant rozpoczął próby morskie. Zakładano wówczas, że wcielenie do służby nastąpi w pierwszej połowie 2022 roku.

Vikrant ma 262 metry długości i 62 metry szerokości, wyporność standardowa wynosi około 40 tysięcy ton. We wnętrzu znajduje się czternaście pokładów (z czego pięć w nadbudówce) i 2300 pomieszczeń, z których korzysta załoga licząca 1700 osób (przewidziano też osobne kabiny dla kobiet). Komponent lotniczy ma obejmować do czterdziestu statków powietrznych, w tym dwadzieścia sześć myśliwców MiG-29K i kilkanaście śmigłowców.

Z tymi ostatnimi Indie będą zresztą miały problem. Część zadań, w tym zabezpieczanie operacji lotniczych, będą z pewnością wypełniać rodzime wiropłaty HAL Dhruv. Do bardziej wyspecjalizowanych zadań mają jednak służyć maszyny pozyskane w Stanach Zjednoczonych (MH-60R) i w Rosji – Ka-28 (ZOP) i Ka-31 (wczesnego ostrzegania i kontroli). Tymczasem w maju rząd Indii wstrzymał rozmowy z przedsiębiorstwem Rosoboroneksport i holdingiem Wiertolety Rossii w sprawie zakupu dziesięciu Ka-31. Nowe Delhi martwi się zarówno o zdolność Rosji do realizacji zamówienia, jak i o realizację płatności (w tym przelicznik walutowy), która będzie utrudniona ze względu na sankcje nałożone po napaści na Ukrainę. +

Na razie nie wiadomo, czy i jak Indie i Rosja zaradzą tej sytuacji. Ale przynajmniej na krótką metę nie powinna ona zaszkodzić Vikrantowi. Obecnie w indyjskiej marynarce służy czternaście Ka-31. Tyle wystarczy dla dwóch lotniskowców – Vikranta i pozostającej w służbie od 2014 roku Vikramadityi. Indusom zależy na elastyczności i marginesie bezpieczeństwa, które zapewnia duża flota śmigłowców, ale brak tego marginesu nie jest blokadą nie do obejścia.

Lotniskowiec ma rozwijać prędkość maksymalną 28 węzłów i mieć zasięg około 7500 mil morskich. Indusi chwalą się, że jest w wysokim stopniu zautomatyzowany, zwłaszcza w zakresie działania maszynowni. Do samoobrony Vikrant dysponuje lub będzie wkrótce dysponował zarówno izraelskimi pociskami przeciwlotniczymi Barak 8 w wyrzutniach pionowych (łącznie sześćdziesiąt cztery komory), jak i rosyjskimi systemami obrony bezpośredniej AK-630 z działkami kalibru 30 milimetrów oraz włoskimi armatami Oto Melara kalibru 76 milimetrów.

Podobnie jak Vikramaditya (czyli niegdysiejszy rosyjski Admirał Gorszkow), także Vikrant reprezentuje klasę mniejszych lotniskowców pozbawionych katapult i wykorzystujących zamiast tego rampę startową. O ile jednak Gorszkowa zbudowano pierwotnie do przenoszenia jedynie samolotów pionowego startu i lądowania, a przebudowano go na pełnokrwisty lotniskowiec z rampą dopiero na potrzeby Indusów, o tyle Vikranta od początku projektowano w tym układzie konstrukcyjnym.

Wszystko jednak wskazuje, że rozmiar podnośników nie pozwoli na używanie maszyn większych niż MiG-i-29K. Jeśli rzeczywiście tak jest, stawia to pod znakiem zapytania cały proces poszukiwania pokładowych wielozadaniowych samolotów bojowych dla indyjskiej marynarki wojennej. Indie już od kilku lat szukają takiego samolotu, na placu boju zostały obecnie Rafale M i F/A-18E/F Block III, ale oba będą prawdopodobnie za duże dla Vikranta i mogłyby trafić jedynie na pokład przyszłego lotniskowca Vishal (a i co do tego nie ma pewności).

Teoretycznie indyjska marynarka wojenna może się pochwalić dwoma lotniskowcami w służbie, ale Vikramaditya jest de facto okrętem szkolnym, który jedynie w sytuacjach awaryjnych może wykonywać zadania bojowe. Dopiero zastąpienie Vikramadityi przez Vishala sprawi, że Indusi będą mogli w pełni korzystać z możliwości oferowanych przez dwa duże okręty lotnicze. W takiej sytuacji jeden okręt może przechodzić naprawy i szkolić personel, podczas gdy drugi jest w rejsie operacyjnym. Tym samym indyjska marynarka będzie dysponować ciągłą zdolnością prowadzenia operacji lotniczych na morzu.

Własny program budowy lotniskowców to, rzecz jasna, nie lada osiągnięcie. Jedyna inna klasa okrętów, które zawieszają poprzeczkę równie wysoko, to atomowe podwodne nosiciele pocisków balistycznych. Dla Indii Vikrant i Vishal nie są jednak ani kosztownymi zabawkami, ani symbolem propagandowym (choć oczywiście będą w tej roli wykorzystywane). Nowe Delhi coraz baczniej przygląda się zagrożeniu, które stwarza Marynarka Wojenna Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej, również prowadząca ambitny – i bardziej zaawansowany – program budowy lotniskowców. Obecnie w służbie są dwa okręty, Liaoning i Shandong, a trzeci, Fujian, powinien podnieść banderę w ciągu kilku lat.

Zobacz też: Jedyny zabytkowy Desford wykonał ostatni lot

ministerstwo obrony Indii

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułApator wyraźnie pokonał faworyzowany Motor Lublin w półfinale PGE Ekstraligi [ZDJĘCIA]
Następny artykułHokej: Comarch Cracovia – Straubing Tigers 0:4. Skrót meczu. WIDEO