Inscenizacja na forcie w Prałkowcach w ramach festiwalu „Łączy nas historia” była znakomita, absolutnie klimatyczna.
Przez trzy dni przemyślanie atrakcji mieli do wyboru, do koloru. Festiwal odbywał się w tym samym terminie co tradycyjna „Wincentiada”, czyli święto patrona miasta Przemyśla. Trudno dociec, która impreza determinowała którą, ale jedno jest pewne: organizatorzy i wszyscy zaangażowani w te przedsięwzięcia wykonali kawał dobrej roboty!
To były trzy naprawdę intensywne dni. Program aż tryskał różnościami, a jednak nie wszystkim się spodobał… Dwie pozycje na tyle rozbudzały emocje, że nawet osoby, które – wydawało mi się – są stateczne, rozsądne i trzeźwo myślące – dały się wciągnąć w wir karczemnej i jednocześnie absurdalnej awantury.
Największe kontrowersje wywołała rekonstrukcja historyczna zatytułowana „Wizyta Cara Mikołaja II w zdobytej Twierdzy”. Tego cara, rosyjskiego zaborcy. Ależ się interlokutorzy przy tym nasączyli jadu! A że to tylko przedstawianie historii, że takie były fakty, że właśnie wówczas Przemyśl rozkwitł… No cóż. Oczywiście, że tak przed ponad 100 laty było.
Oczywiście, że car Mikołaj II Romanow triumfalnie wjechał do Przemyśla. Nikt nie chciał przeinaczać czy zmieniać historii.
Ale faktem jest także to, iż przez cara Mikołaja II odeszły z tego świata setki tysięcy niewinnych istot. I faktem jest, że ponad 100 lat temu było także wiele innych ciekawych wydarzeń i zdarzeń, związanych z Twierdzą Przemyśl, które można było akuratnie teraz zrekonstruować (wspaniałe, absolutnie klimatyczne przedsięwzięcie tego samego typu na forcie w Prałkowcach było znamienitym przykładem)!
Bo akuratnie teraz – tak podpowiada mi „chora głowa” – najzwyczajniej na świecie nie wypadało Przemyślowi (ale także nie wypadałoby każdemu innemu miastu, miasteczku czy wiosce w Polsce, Europie czy na całym globie), temu samemu, który 24 lutego br. stał się sercem Europy, hegemonem absolutnym wolontariatu, potem błyszczącym prestiżowym tytułem Miasta-Ratownika, prezentować tego epizodu z Wielkiej Wojny.
Teraz, kiedy kilkadziesiąt kilometrów na wschód wciąż giną tysiące niewinnych ludzi, mordowanych przez rodaka świętego Cerkwi Prawosławnej. Innego imperatora, któremu marzy się Wielka Rosja, jak za czasów caratu. Koniec, kropka. To najprostsze z możliwych przełożeń. Żadna tzw. poprawność polityczna nie wchodzi tu w grę.
Nie trzeba wyjątkowo wytężać umysłu, aby – mając w sobie choć odrobinę empatii – to zrozumieć. Ten punkt programu festiwalu „Łączy nas historia” był nie do wybronienia – dopowiada „chora głowa”. Ktoś zapyta: a kiedy? W świetle tego, co się dzieje na Ukrainie – nigdy!
Ale nagle… car zdezerterował! Zamiast triumfalnie wjechać do nadsańskiego grodu, w niezrozumiałym popłochu wyjechał z niego. Dlaczego? Tego zapewne się nie dowiemy. Czyżby ktoś poszedł po rozum do głowy? Tylko „chorej” czy „zdrowej”? Może to dobry prognostyk dla wciąż okupowanej ojczyzny naszych wschodnich sąsiadów.
*„chore głowy” – stwierdzenie użyte w mediach społecznościowych przez prezydenta miasta Przemyśla Wojciecha Bakuna w stosunku do osób, które miały odwagę głośno wyrażać swoje niezadowolenie z niektórych punktów programu festiwalu „Łączy nas historia”.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS