A A+ A++

Zwykło się mówić, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, ale Lucien Favre uznał, że nie będzie trzymał się utartych schematów i po czterech latach ponownie przejął stery w klubie z Lazurowego Wybrzeża. Jednak jego druga przygoda z OGC Nice nie rozpoczyna się tak, jak tego oczekiwał. Miało być cukierkowo, ale już teraz da się wyczuć wszechobecną gorycz. Dwa punkty uciułane w czterech kolejkach Ligue 1, ciężary w eliminacjach do Ligi Konferencji, to sygnały, że trzeba coś szybko zmienić, zanim będzie za późno. Nie tak w Nicei wyobrażano sobie powrót starego znajomego. Nie tego się spodziewano. Dlaczego jest tak źle, skoro miało być tak dobrze? Co sprawia, że drużyna się uwstecznia? Czy wszystkiemu winny jest trener?

Gdy Lucien Favre po raz pierwszy odszedł z Nicei, zamienił Lazurowe Wybrzeże na Zagłębie Ruhry. Pod względem zmiany scenerii był to strzał w kolano, bo tak trzeba nazwać przeprowadzkę z kurortu na mniej malownicze i chwytliwe tereny przemysłowe. Sportowo taki ruch miał już sens, bo co by nie mówić Borussia jest bardziej uznaną marką na Starym Kontynencie i daje ekspozycję na futbol w najlepszym wydaniu. Miała – i ma – lepszych piłkarzy, większy budżet, liczniejszą rzeszę fanów, tak więc Szwajcar nie rozstał się z rozumem, lecz podjął wyzwanie.

Lucien Favre i jego falstart w OGC Nice

Niemieckie przygody

Trenowanie zespołu w Niemczech nie było przecież dla niego pierwszyzną. Wcześniej prowadził Borussię Moenchengladbach, którą wzniósł na wyższy poziom, ale rozstał się z nią w kontrowersyjnych okolicznościach. Rozpoczął sezon 15/16 od serii porażek, następnie wywiesił białą flagę i postanowił odejść. Nie pomogły prośby dyrektora sportowego i innych decydentów. Favre trzymał się twardo swojego postanowienia i nie było już odwrotu.

W Dortmundzie miał zmazać wspomnianą plamę wizerunkową i pokazać, że jedna sytuacja nie może przekreślać jego dorobku w roli trenera niemieckich drużyn. Początkowo wiodło mu się nieźle. Jego zespół grał miły dla oka futbol – norma w przypadku tego trenera – ale w najważniejszych momentach jego piłkarze tracili kontrolę nad spotkaniami i nie potrafili wyszarpać Bayernowi mistrzostwa. A powinni, bo Die Roten sami stawiali sobie kłody pod nogi, jednak w najważniejszych momentach – w przeciwieństwie do Borussii Favre’a – potrafili usunąć je ze swojej drogi.

Szwajcara zwolniono po wysokiej porażce z VfB Stuttgart pod koniec 2020 roku i przez kilkanaście miesięcy zbierał siły, by wrócić do świata poważnej piłki. Był łączony z wieloma klubami, ale ostatecznie pod koniec czerwca zdecydował się na powrót do Nicei, z którą kiedyś wywalczył odpowiednio trzecie i ósme miejsce w Ligue 1.

Ten sam klub, inne realia

Teraz Les Ainglons są zupełnie innym zespołem. Już nie chodzi o sam fakt, że przez te lata kształt zespołu uległ zmianie, ale o możliwości finansowe klubu. Dziś już nie ma potrzeby łatania składu piłkarzami ściągniętymi po okazyjnej cenie, bo stać Niceę na płacenie przyzwoitych pieniędzy w skali całej europejskiej piłki. Nikt nie dostaje tam białej gorączki jeśli trzeba zapłacić za dobrego zawodnika 15 milionów wzwyż.

Dużo w tej kwestii zmieniły zmiany właścicielskie. W 2019 roku klub został kupiony przez firmę INEOS, która posiada również ⅓ udziałów Mercedes-AMG Petronas Formula One Team. Dzięki temu pieniędzy na zbudowanie solidnej ekipy nie brakuje, a plany są poważne. Nikt nie myśli tam o trzymaniu się środka tabeli. Chodzi o to, by na dobre zagościć w pierwszej trójce, co nie będzie łatwe.

Pod koniec czerwca klub potwierdził powrót starego znajomego. Rozważano również zatrudnienie Marco Rose, ale wybór padł na Favre’a, któremu ciepłych słów nie szczędził Jim Ratcliffe, właściciel OGC Nice:

– Jestem absolutnie zachwycony, że Lucien Favre dołącza do nas. Jest doświadczonym trenerem, który odnosił sukcesy w Bundeslidze, a także tutaj w Nicei. Wszędzie zapracował na szacunek i podziw. Jego wizja budowania zespołu odpowiada tej, którą mamy w INEOS.

Również Szwajcar nie krył zadowolenia z możliwości nawiązania współpracy z klubem, który już kiedyś obdarzył go zaufaniem. Szybko określił cele na najbliższe miesiące:

– W ciągu dwóch lat naszym celem jest zakończenie sezonu w pierwszej trójce, a może i wyżej. Trzeba szczerze powiedzieć, że taki jest nasz cel.

Co zastał?

Favre ma przede wszystkim wpuścić nieco powietrza do szatni. Druga część minionego sezonu nie była w wykonaniu tej grupy piłkarzy najlepsza. Problemy zaczęły się od zimowego okienka transferowego, po którym Christophe Galtier narzekał na to, że nie sprowadzono doświadczonych piłkarzy. Nicea rzutem na taśmę – za sprawą hat-tricka Andy’ego Delorta – wywalczyła miejsce gwarantujące występy w europejskich pucharach, ale trzeba pamiętać, że kilka tygodni wcześniej ta sama drużyna zajmowała drugą lokatę. To oznacza, że zamiast zaspokojenia żądzy sukcesu, uzyskano jedynie nagrodę pocieszenia.

Można rzec, że wszystko trzymało się kupy głównie dzięki Delortowi. Atmosfera wokół i wewnątrz klubu gęstniała. Lokalne media podkreślały, że w okresie Ramadanu wielu piłkarzy obniżyło loty i choć brzmi kontrowersyjnie, coś mogło być na rzeczy. Dodatkowo mówiło się  też o tym, że szatnia podzieliła się na dwa obozy za i przeciwko trenerowi. To z pewnością nie ułatwiało mu pracy.

Co więcej, dyrektor sportowy Julien Fournier nie miał zamiaru kontynuować współpracy z Galtierem, a prezydent Rivere przyznał mu rację i w ten sposób było już jasne, że czas obecnego trenera PSG na Allianz Riviera dobiegł końca. I tak oto zakończyła się krótka, ale intensywna era Galtiera.

Jak sami widzicie, na przełomie sezonów atmosfera nie była najlepsza, a Favre miał uspokoić głowy piłkarzy. Teoretycznie ma do tego predyspozycje. Szwajcar jest człowiekiem, który lubi edukować zawodników, zaplanować ich czas co do minuty i zadbać o szczegóły, które innym mogą wydawać się błahe. Pracoholik, perfekcjonista, maniak. Trener, który swoje decyzje uzupełnia wielozdaniowymi wypowiedziami. Jego filozofia pracy zakłada, że każdy piłkarz musi wiedzieć, dlaczego gra lub nie gra. Niektórych taki rodzaj współpracy poprzez nagromadzenie szczegółów może wręcz męczyć, ale inni czerpią z niego garściami.

Szwajcar jest też człowiekiem bardziej medialnym. W przeciwieństwie do poprzednika regularnie organizuje otwarte treningi. Tak więc zatrudnienie Favre miało stanowić ciche ulepszenie zespołu, poprawę wizerunku i skupienie się na długofalowej wizji.

Niespodziewane perturbacje

Sprawy się skomplikowały, gdy nagle z klubu odszedł Julien Fournier, dyrektor sportowy. Tymczasowo zatrudniono Iaina Moody’ego, który ma pomagać prezydentowi klubu do końca sierpnia. To człowiek, który kilka lat temu podpadł brytyjskim mediom ze względu na pożałowania godne zachowanie. Upubliczniono jego prywatne wiadomości z czasów pracy w Cardiff, które były nacechowane rasistowskimi określeniami. Zanim wybuchła afera obyczajowa rozpoczął już pracę w Crystal Palace, ale po wyjściu spraw na jaw zrezygnował ze stanowiska.

Ponoć Favre nie jest zadowolony z jego pracy i uważa, że Moody przeprowadza transfery pod siebie, a nie pod potrzeby zespołu. Kością niezgody stało się zakontraktowanie Aarona Ramseya, którego Szwajcar ponoć nie chciał. Inna wersja zakłada, że to Rivere uparł się na Walijczyka. Jedno jest pewne – Favre oczekiwał sprowadzenie trio z BMG, czyli Sommera, Plei i Thurama (brata Khephrena), ale misja się nie powiodła. Mało tego, ogólnie w klubie ociągano się ze wzmocnieniami. Ostatecznie drużynę zasiliła spora grupa zawodników, ale wielu z nich dołączyło dość późno.

Plotek łączących piłkarzy z Niceą nie brakowało. W kontekście potencjalnych transferów wymieniano między innymi: Mosesa Simona, Manora Salomona, Pervisa Estupinana, Alexa Tellesa, Marcelo, Batistę Mendy’ego, Francisa Amuzu, Edinsona Cavaniego i Bena Breretona. Nikt z tej grupy ostatecznie nie trafił Allianz Riviera.

Oto lista tych, którzy ostatecznie trafili do drużyny Luciena Favre’a:

  • Rares Ilie – 5 mln € (FC Rapid)
  • Alexis Beka Beka – 12 mln € (Lokomotiv Moskwa)
  • Mattia Viti – 13 mln € (Empoli)
  • Aaron Ramsey – za darmo (Juventus)
  • Kasper Schmeichel – 1 mln € (Leicester)
  • Badredine Bouanani – za darmo (LOSC)
  • Sofiane Diop – 22 mln € (AS Monaco)
  • Nicolas Pepe – wypożyczenie (Arsenal)

Skoro jedni przychodzą, to ktoś też musi opuścić klub. Odszedł Calvin Stengs (wyp. do Royalu Antwerpia), którego zażyczył sobie Galtier, ale okazał się niewypałem. Sprzedano za 5 mln € Flaviusa Daniliuca do Salernitany. Nie ma już także Waltera Beniteza, który w minionym sezonie był numerem jeden w bramce. Tak więc mowa o ubytkach, które wydaje się, że bez większych problemów zostały uzupełnione, choć potrzeba czasu, by zespół się zgrał.

Jednak to raczej nie koniec przetasowań, bo wiele wskazuje na to, że z klubu odejdzie Amine Gouiri. Bardzo utalentowany gracz, ale nie dogaduje się z nowym szkoleniowcem. Uderzyła mu sodówka i robi wszystko, by częściowo przekreślić dotychczasowe dokonania. Dlatego prawdopodobnie dojdzie do wymiany z Rennes, za którą Les Rouges et Noirs dopłacą 15 milionów euro, a na Allianz Riviera powędruje Gaetan Laborde. Za sprawą takiej transakcji fani Ligue 1 znów mieliby możliwość oglądania duetu Laborde – Delort, który swego czasu sprawdził się w Montpellier. Trwa ostatni dzień okienka, więc sprawdzamy z niecierpliwością, czy nie będzie jeszcze jakiegoś niespodziewanego transferu.

Niespodziewany falstart

Miał być rozkwit zespołu, a obserwujemy więdniecie. Galtier zwykł grać 4-4-2 w konserwatywnej wersji, po Favrze spodziewano się 4-3-3 w wybuchowej odsłonie. A na ten moment jest gorzej, jest nijako i w każdym meczu możemy się do czegoś przyczepić. Jak nie fatalne w skutkach błędy w obronie, to innym razem bezproduktywna ofensywa. Obecnie ten zespół ma w sobie niewiele z tego, z czym kojarzone były drużyny tego trenera.

Nicea ma w tym sezonie rażący problem z oddawanie strzałów w światło bramki. Tylko trzy ekipy są pod tym względem gorsze. Do tego dochodzą trudności ze znalezieniem odpowiedniego rytmu. Favre lubi mieć szybkie skrzydła, ale oczekuje cierpliwości w rozgrywaniu. W poprzednich klubach, często bywało tak, że jego drużyny potrafiły uśpić czujność rywali poprzez brak zbędnego pchania do przodu, a teraz tego po Nicei nie widać. Panuje niezrozumiały chaos. Albo niechlujna gra hej do przodu, albo szukanie dróg na skróty.

W tabeli wygląda to fatalnie. Dopiero osiemnasta lokata z zaledwie dwoma „oczkami” na koncie. Do tej pory Nicea odnotowała jedynie remisy z Tuluzą i Strasbourgiem i porażki z Clermont i Marsylią. Nie wygląda to dobrze. Ba, ciężko traktować poważnie zespół, który już na tym etapie sezonu się tak męczy grą w piłkę i zdobył zaledwie dwie bramki w czterech kolejkach. W eliminacjach do LK nie było lepiej. W pierwszym meczu lepsze okazało się Maccabi Tel Awiw, w drugim francuski klub odrobił straty, ale i tak potrzebował dogrywki, by awansować fazy grupowej.

Jedynym piłkarzem, który nie ma sobie nic do zarzucenia na starcie sezonu jest Khephren Thuram. Nieźle gra też Kasper Schmeichel, ale już jeden mecz zdążył zawalić, jednak w pozostałych wyciągał wiele strzałów, których większość bramkarzy nie byłoba w stanie zatrzymać. A reszta? Słabizna.

Mocno oberwało się zwłaszcza Pepe, który podpadł występem przeciwko Marsylii. Szwajcar skrytykował go za brak intensywności, wyjścia do piłek, brak prób odbioru i w zasadzie za każdy element piłkarskiego rzemiosła. Pepe jest krótko w zespole, więc też ma prawo popełniać błędy. Duży zjazd zaliczył Dante. Brazylijczyk dobrze czuje się, gdy obrona jest ustawiona nisko i nie musi ścigać się z rywalami. Jednak w tym sezonie ma problemy nawet z wywiązywaniem się z tej roli i po prostu gaśnie w oczach. Natomiast uczciwie trzeba przyznać, że większość piłkarzy spisuje się poniżej oczekiwań, dlatego nie szukamy jednego winowajcy. Patrzymy globalnie i widzimy smutny obraz.

Czas na refleksje

Favre jednak jest dość spokojny i myśli o dalszej perspektywie. Tylko czy najbliższe tygodnie nie sprawią, że komuś na górze skończy się cierpliwość? W piłce już nie takie rzeczy obserwowaliśmy, a kilka gorszych rezultatów potrafi zdegradować trenera z roli potencjalnego bohatera do roli partacza.

Szwajcar po ostatniej porażce powiedział:

– Celem jest posiadanie zespołu gotowego do gry w Lidze Mistrzów w ciągu dwóch lat. To znaczy na poziomie wielkich zespołów kontynentu, więc potrzebujemy czasu, by coś zbudować.

Problemów nie upatruje w swoich ewentualnych błędach, a w napiętym terminarzu:

– Teraz problem polega na tym, że gramy co trzy dni. Trzeba się szybko regenerować, a to bardzo trudne. To nagromadzenie meczów ligowych obserwujemy ze względu na zbliżające się mistrzostwa świata. Doszła nam jeszcze konieczność gry w eliminacjach do Ligi Konferencyjnej, a potem dojdą mecze już w fazie grupowej.

Słowa te wskazują, że nie ma paniki. Z drugiej strony już chodzą słuchy, że Favre nie czuje potencjału finansowego klubu. Zwykle takie plotki pojawiają się właśnie w momencie kryzysów. Tak samo jak doniesienia jakoby piłkarze narzekali na metody nowego trenera. Podobno chodzi o zbyt długie sesje treningowe. Jak jest w rzeczywistości? Tego nie wiemy. Jedno jest natomiast pewne – Favre musi szybko poukładać zespół, by rozgonić czarne chmury, których już teraz nie brakuje.

Już dziś pierwsza okazja na to, by się odkręcić i zmienić dynamikę. O 21 OGC Nice rozegra mecz wyjazdowy z Lille, które na ten moment jest szóstą siłą Ligue 1. A potem rozpocznie się intensywny okres przeplatania spotkań ligowych z meczami w fazie grupowej Ligi Konferencji. Tam już na drużynę z Lazurowego Wybrzeża czekają FC Koeln, Slovacko i Partizan Belgrad.

CZYTAJ WIĘCEJ O LIGUE 1:

fot. NewsPix.pl

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułFakty Starachowickie 2022-08-31
Następny artykułRzadko spotykany dzień Polaków. “Fenomen na skalę światową”