Indeks wskaźników wyprzedających autorstwa OECD wskazuje, że
polska gospodarka znalazła się w recesji i że czeka nas przynajmniej kilka miesięcy
dekoniunktury. To także sygnał potwierdzający bessę na warszawskiej giełdzie.
Gdy w
listopadzie ubiegłego roku pisałem o rosnącym ryzyku wystąpienia recesji w
Polsce, mało kto brał taki scenariusz na poważnie. Owszem, o możliwym
„spowolnieniu” gospodarczym mówiło się sporo, ale chyba nikt nie oczekiwał
wtedy rosyjskiej agresji na Ukrainę, przeszło 15-procentowej inflacji CPI,
najpotężniejszego od pół wieku kryzysu energetycznego w Europie oraz stóp
procentowych w NBP najwyższych od 2008 roku. “Ale to już było” i
konsekwencje widzimy w spływających od kwietnia coraz słabszych danych makroekonomicznych.
Po inflacyjnym boomie z przełomu lat 2021/22 niewiele już
zostało. Cykl zapasów uległ odwróceniu i poważnie zaciążył na statystykach
produktu krajowego brutto. W
II kwartale GUS odnotował spadek PKB aż o 2,3% względem poprzedniego kwartału.
Był to też trzeci najsilniejszy kwartalny spadek PKB w sięgającej roku 1995
historii porównywalnych statystyk. Nikt nie ma już wątpliwości, że także III
kwartał zamkniemy niżej niż drugi, co
oznacza spełnienie definicji tzw. technicznej recesji. Więcej o tym, czym
jest recesja i co ona oznacza dla gospodarki, pisaliśmy w tekście zatytułowanym „Recesja
nie jest przyjemna, ale potrzebna”.
Póki co o recesji mówią
głównie ekonomiści i część przedsiębiorców, ale nie jest to jeszcze temat,
który przebiłby się w debacie publicznej. A to dlatego, że statystyki rynku
pracy trzymają się jeszcze całkiem nieźle, zwykle z kilkumiesięcznym
opóźnieniem reagując na zmiany w koniunkturze gospodarczej. O „kryzysie” media
głównego nurtu zapewne będą trąbić dopiero jesienią albo zimą. Wtedy jednak prawdopodobnie
będzie to sygnał świadczący o zbliżaniu się… końca recesji w Polsce.
Zapnijcie pasy przed jazdą w
dół
Przed mocnym zjazdem
koniunktury gospodarczej ostrzega nas coraz więcej wskaźników: PMI, nastroje
konsumentów, wskaźniki
koniunktury czy malejąca
podaż kredytu (czyli pieniądza). Do tego
zestawu dołączyłbym jeszcze jeden miernik – indeks
wskaźników wyprzedzających publikowany przez Organizację Współpracy
Gospodarczej i Rozwoju (OECD). OECD CLI mają za zadanie z kilkumiesięcznym
wyprzedzeniem ostrzegać o zmianie trendu w najważniejszych gospodarkach świata.
W lipcu CLI dla Polski osiągnął wartość 99,4 punktów, co
było najniższym odczytem od listopada 2020 r. i rezultatem o 1,4% niższym niż rok
temu (była to najniższa roczna dynamika od dwóch lat). Odczyty poniżej stu
punktów sygnalizują, że gospodarka będzie się rozwijać poniżej swojego
potencjału. Nie to jest tu jednak najważniejsze. Historia uczy, że w przypadku
tego wskaźnika ważna jest nie jego wartość, lecz kierunek.
Póki CLI rośnie, póty nie powinniśmy się martwić o przyszłą
koniunkturę gospodarczą. Ponadto w
przeszłości rosnącej rocznej dynamice CLI zwykle towarzyszyła hossa na GPW.
Teraz jest dokładnie odwrotnie. CLI maleje w ujęciu bezwzględnym, co zapowiada
dalsze spadki dynamik produkcji przemysłowej czy PKB. Ujemna dynamika roczna
CLI sygnalizuje nam, że na warszawskim parkiecie niepodzielnie króluje giełdowy
niedźwiedź. Taka sytuacja powinna trwać tak długo, aż trend CLI nie ulegnie
zmianie. Na to się w najbliższych miesiącach nie zanosi. Dopiero
„odkręcająca” się w górę trajektoria CLI powinna z pewnym wyprzedzeniem wyłapać
dołek recesji i zapowiedzieć początek ożywienia w polskiej gospodarce oraz
hossy na GPW. Nie wiem, kiedy to nastąpi, ale prędzej czy później taki sygnał
się pojawi.
Przedsiębiorca cierpi,
konsument płacze
Przed pogłębieniem tendencji
recesyjnych ostrzegają też coraz gorsze nastroje polskich konsumentów. W
sierpniu wskaźniki
nastrojów konsumenckich w Polsce znalazły się niemal tak nisko jak wiosną 2020 r., gdy wprowadzono najbardziej represyjny
reżym covidowy. Polski konsument został przygwożdżony najwyższą od 25 lat
inflacją cenową. W czerwcu i lipcu inflacja CPI przekraczała 15%, choć przez
poprzednie 20 lat przyzwyczailiśmy się, że nie przekracza ona 5%. Tak szybkiego
wzrostu cen w sklepach nie są w stanie dogonić płace, które pomimo dwucyfrowej
dynamiki tzw. średniej krajowej realnie zanotowały najmocniejszy spadek od 1995 roku. Od stycznia czekają nas jeszcze drastyczne podwyżki cen energii
elektrycznej, gazu ziemnego i ciepła sieciowego dla gospodarstw domowych. To wymusi realny spadek
konsumpcji na dobra wyższego rzędu i przyczyni się do osłabienia popytu
konsumpcyjnego w gospodarce.
Galopujące
ceny energii i osłabienie popytu (w
tym także zagranicznego) już od pewnego
czasu raportują przedsiębiorcy. „Prognozy sytuacji ekonomicznej na
najbliższy kwartał i kolejne 12 miesięcy […] pozostały jednak wyraźnie pesymistyczne,
kształtując się na jednym z niższych historycznie poziomów. Niemal 70 proc.
respondentów uważa, że prawdopodobieństwo wyraźnego spowolnienia gospodarczego
jest większe niż 1/2” – czytamy w najnowszej edycji raportu NBP
“Szybki Monitoring”.
Wnioski te potwierdzają wskaźniki
koniunktury sporządzane przez GUS. „W sierpniu br. wskaźnik ogólnego
klimatu koniunktury we wszystkich prezentowanych obszarach gospodarki
kształtuje się na poziomie zbliżonym lub niższym do prezentowanego w lipcu. We
wszystkich badanych obszarach dla składowych „diagnostycznych” sygnalizowany
jest brak zmian lub pogorszenie, natomiast w przypadku „prognostycznych”
sytuacja jest zróżnicowana i zależna od obszaru gospodarki” – raportuje
GUS.
Konsekwentnie w dół idą nastroje w przetwórstwie
przemysłowym, gdzie wskaźniki ogólnego klimatu koniunktury znalazły się poniżej
poziomów głębokiej dekoniunktury z lat 2012-2013. Niewiele lepiej wyglądają odczyty
dla budownictwa i handlu hurtowego. Nieco lepiej – ale także pod kreską – znalazły
się wskaźniki dla branży transportowej, gastronomicznej i hotelarskiej. Na
plusie były tylko informacja i komunikacja oraz sektor finansowy i ubezpieczeniowy.
Te wszystkie wskaźniki nakazują się spodziewać ciężkiej
jesieni i trudnej zimy w polskiej gospodarce. Póki co dekoniunktura nie jest
jeszcze widoczna na rynku pracy, ale zapewne się to zmieni w kolejnych
miesiącach i kwartałach. Zanim będzie
lepiej, będzie więc wyraźnie gorzej. Obecnie prognozy makroekonomiczne
zakładają, że dno cyklu koniunkturalnego wypadnie gdzieś na przełomie roku. Nie
jest jednak przesądzone, czy tak się stanie. Ale to właśnie późną jesienią
powinniśmy zacząć wypatrywać zwrotu na „miękkich” wskaźnikach koniunktury, aby
nie zaskoczyła nas zmiana fazy cyklu i powrót hossy na GPW.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS