A A+ A++

O sytuacji nad wodami rozmawiamy z Łukaszem Koniecznym ze Społecznej Straży Rybackiej powiatu żywieckiego. To właśnie dzięki społecznej straży sytuacja nad rzekami i jeziorami w tamtym regionie uległa zmianie. Jako społecznicy mają kompetencje do kontroli dokumentów służących do amatorskiego połowu ryb i wszystkiego, co z tym związane. To grupka pasjonatów i miłośników wędkarstwa, która działa na zasadzie dobrowolności, a za poświęcony czas nie otrzymuje żadnego wynagrodzenia.

Panowałaby samowolka…

– Od zawsze wody były traktowane po macoszemu. Nie było nad nich jakichś wielkich kontroli. Niestety Państwowa Straż Rybacka ma mało etatów – mówi Łukasz Konieczny. W naszym województwie jest ich zaledwie kilkanaście na cały, tak duży obszar. – Kontrole były tak sporadyczne, że bez działań społecznej straży rybackiej wody praktycznie w ogóle nie były pilnowane. Gdyby nas nie było to panowałaby samowolka. Jest to jednak strasznie ciężki kawałek chleba. My, jako naród, nie lubimy być kontrolowani. „Biedny” strażnik, który idzie nad wodę społecznie, często musi sam sobie kupić ubiór czy buty, a czasami jeszcze się nasłucha różnych rzeczy pod swoim kierunkiem…

Jak dodaje Łukasz Konieczny od kilku lat widać jednak dużą zmianę w zachowaniu ludzi. – Po pierwsze wykroczeń – tych najbardziej rażących – jest dużo mniej. Zdarzają się incydentalne, niegroźne wykroczenia związane ze złamaniem warunków zezwolenia. Widać, że nasza praca nie idzie na marne. Zaobserwowaliśmy też fajną rzecz, że sami wędkarze zaczęli pilnować wód. Uruchomiliśmy specjalny numer telefonu, pod którym można zgłaszać nam nieprawidłowości. Dostajemy bardzo dużo informacji. Jak zaczynaliśmy wszystko musieliśmy sobie „wydeptać”. Wędkarze zobaczyli jednak, że nam zależy i robimy to skrupulatnie. W 90 procentach zgłoszenia od wędkarzy się potwierdzają – komentuje Łukasz Konieczny.

„Czujki” nad brzegami

Nasz rozmówca wyróżnia dwie grupy, które są w ich kręgu zainteresowania. Pierwsza to osoby, które łamią regulamin amatorskiego połowu ryb i te, które prawdopodobnie nie widziały wędki na oczy. Do połowu ryb używają sieci i innych „wynalazków”. – Kilka lat temu było zdecydowanie gorzej. Sieci i narzędzia rybackie były używane na porządku dziennym. Teraz to się zmieniło, choć oczywiście nie zostało wyplenione do zera… Kiedy zauważymy sieć, mamy dylemat, czy czekać na sprawcę, ale skazujemy wtedy ryby na powolne śnięcie, albo ją zwijamy, ratujemy ryby, ale nie mamy sprawcy. Zdarzały się sytuacje, że kłusownicy mieli swoje „czujki” na drogach prowadzących do danego miejsca. Od razu takie osoby łapały za telefon i przekazywały informacje, że zbliża się kontrola. My jednak nie dawaliśmy za wygraną – mówi Łukasz Konieczny.

Sprawy do sądu czy prokuratury są kierowane przez społeczną straż rybacką regularnie. Jest ich oczywiście dużo mniej, niż sprawy, które trafiają do Państwowej Straży Rybackiej czy policji. Tylko w ostatnim czasie obywatele Ukrainy na rzece górskiej „łowili” na sznur, na którym było kilka haczyków. Złapany był też pan, który nie miał żadnego zezwolenia, miał przy sobie niewymiarowe ryby i próbował jeszcze przekupić strażników gotówką.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułSerhij Żadan: Bez sonetów żołnierze przeżyją, bez czystych skarpet nie dadzą rady
Następny artykułW Domu Handlowym “Rusałka” będą mieszkania. Na sprzedaż albo na wynajem