A A+ A++

Nabrzmiewa konieczność rewizji stosunku Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego w odniesieniu do autokefalii Prawosławnego Kościoła Ukrainy, a duszpasterska opieka nad prawosławnymi z Ukrainy jest i musi być realizowana – uważa prof. Michał Klinger. Znany teolog prawosławny i wieloletni wykładowca Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie w rozmowie z KAI komentuje list metropolity Epifaniusza, zwierzchnika Prawosławnego Kościoła Ukrainy do metropolity warszawskiego i całej Polski Sawy, w którym [Epifaniusz] prosi o uznanie autokefalii kijowskiej i zapewnienie praw religijnych prawosławnym uchodźcom z Ukrainy w Polsce.

Krzysztof Tomasik (KAI): Metropolita Epifaniusz, zwierzchnik Prawosławnego Kościoła Ukrainy, wystosował 20 sierpnia br. do metropolity warszawskiego i całej Polski Sawy list, prosząc o uznanie autokefalii kijowskiej i zapewnienie praw religijnych prawosławnym uchodźcom z Ukrainy w Polsce. Jak skomentowałby Pan Profesor treść tego listu?

Prof. Michał Klinger: List metropolity Epifaniusza do metropolity Sawy datowany na 20 sierpnia br. jest typowym listem pomiędzy głowami Kościołów sformułowanym w tonie prośby o wspólny dialog i wyjaśnienie oporu Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego (PAKP) w stosunku do autokefalii czyli niezależności Prawosławnego Kościoła Ukrainy. Przytoczone są przykłady wskazujące na nieprzyjazną postawę duchowieństwa, czy też całego PAKP wobec ukraińskich uchodźców w kwestii posługi religijnej.

W tym kontekście trzeba zwrócić uwagę na co najmniej dwa zagadnienia. Po pierwsze, w Ukrainie współistnieją dwa Kościoły prawosławne: Ukraiński Kościół Prawosławny (UKP), do niedawna związany z Patriarchatem Moskwy. Na jego czele stoi metropolita Onufry. Drugi to autokefaliczny (tzn. niezależny od nikogo) Prawosławny Kościół Ukrainy (PKU), na którego czele stoi właśnie metropolita Epifaniusz. Tylko ten Kościół przyjął w 2018 roku autokefalię zaoferowaną Ukrainie przez Patriarchę Konstantynopola, zgodnie z szeroko uznanymi w Prawosławiu jego prerogatywami. Autokefalia przyjęta przez kościół Epifaniusza została uznana przez wiele z 15 starożytnych i współczesnych Kościołów prawosławnych. Nie została jednak dotąd uznana przez PAKP. Dla rzetelności należy wskazać, że kanoniczne zastrzeżenia wobec tego przypadku autokefalii nie są zupełnie nieuzasadnione.

Po drugie, kanoniczna sytuacja w Ukrainie jeszcze się skomplikowała, gdy pod koniec maja br. metropolita Onufry wypowiedział posłuszeństwo wobec patriarchy Cyryla, tym samym przynależność do Patriarchatu Moskwy. Taki jednostronny akt secesji w zasadzie delegalizuje kościół Onufrego, a jedynie z czasem mógłby prowadzić do autokefalii, lub ewentualnie do niełatwego włączenia się w inną. Problem na pewno objawi się w tym, że w Ukrainie, od 2018 r., już istnieje autokefalia, a Onufry ze swym kościołem pomimo zerwania z Moskwą nadal okazuje jej wrogość. Dla PAKP sytuacja staje się szczególnie trudna: nie uznajemy jednego Kościoła (autokefalicznego), a drugi sam się wstawił w zawieszenie kanoniczne. Tymczasem, mamy u nas setki tysięcy wiernych z Ukrainy, w tym duchownych. A zatem, wierni, którzy przebywają po dramatycznym exodusie z Ukrainy na tereny Polski pochodzą z obu Kościołów Ukrainy. Jeśli chodzi o liczbę wiernych to oba te Kościoły mają ich mniej więcej po równo. Jeśli widzimy wzruszające rzesze wiernych z Ukrainy pojawiające się w naszych cerkwiach prawosławnych na terenie całej Polski to na ogół nie wiemy z którego z tych Kościołów ktoś pochodzi. Zresztą w samej Ukrainie nie ma ostrego podziału na poziomie oddolnym. Oczywiście parafie są przynależne do konkretnego Kościoła, ale w wielu rodzinach wierni chodzą to do jednego to do drugiego Kościoła. Nie ma jakiejś kontroli, do jakiego Kościoła ukraiński wierny uczęszcza. Dodatkowo, całe parafie przechodzą do PKU, szczególnie często od wybuchu wojny.

Z wielkim żalem i ubolewaniem czytam o zjawiskach – nie wiem na ile są one powszechne – niedopuszczania wiernych od sakramentów, o czym pisze metropolita Epifaniusz w liście do metropolity Sawy. Jeśli chodzi o duchownych, to przypomnijmy, że poza terenem swej diecezji muszą przedstawić list, zaświadczenie potwierdzające, że jest się duchownym danego Kościoła prawosławnego. Na terenie innego biskupstwa kapłan musi się wylegitymować swoją przynależnością, inaczej mówiąc, delegacją kanoniczną poświadczająca, z której diecezji przybył. Lokalny kapłan udzielający gościny powinien wiedzieć skąd przybywa dany duchowny.

KAI: Sprawa nie uznawania PKU przez PAKP skutkuje tym, że ukraińscy duchowni z tego Kościoła nie są dopuszczani do ołtarza, celebrowania eucharystii i udzielania innych sakramentów w cerkwiach polskich.

– Zwróćmy uwagę, że list który metropolita Epifaniusz wystosował do metropolity Sawy nie jest jakimś protestem, lecz braterską prośbą jednego zwierzchnika Kościoła do drugiego zwierzchnika Kościoła o dialog i wyjaśnianie rozmaitych nieporozumień. Problem nie uznania autokefalii PKU przez metropolitę Sawę i episkopat PAKP jest dla mnie jako teologa zagadką, która próbuję zgłębić. Do końca nie rozumiem powodów takiej postawy. Widzę natomiast rozmaite nurty myślenia. Z moich informacji wynika, że i metropolita Sawa i polscy biskupi prawosławni mają poczucie dramatyzmu sytuacji kościelnej w naszym regionie także w kontekście historii naszego Kościoła. Od czasu króla Kazimierza Wielkiego prawosławie w Polsce, następnie na terenach Rzeczpospolitej, od czasów Jagiellonów, było wspólnym z Ukraińcami organizmem, a my jesteśmy tego spadkobiercami. Musimy to wziąć pod uwagę, choć i tak nie rozumiem pewnych zastrzeżeń wobec PKU. Są one chyba oparte o dramatyzm historycznych przeżyć, męczeństwa i prześladowań Kościoła prawosławnego w naszym kraju. To wszystko jakoś pojawia się w tle takiego stanowiska.

KAI: Jednak znajdujemy się w zupełnie innej sytuacji historycznej, jakie zatem mogą być przyczyny nie uznania autokefalii PKU, do którego przyznaje się coraz więcej Ukraińców?

– Jest wywołane przede wszystkim rozłamem w ukraińskim prawosławiu. Metropolita Sawa czuje się bratersko związany z metropolitą Onufrym, który jest głową Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego, który do maja br. był formalnie związany jurysdykcją Patriarchatu Moskiewskiego. Metropolita Onufry pod koniec maja wraz z całym synodem wypowiedział posłuszeństwo powołując się na dramatyzm wojny i odrzucił postawę patriarchy Cyryla wobec niej. UKP przeszedł formalnie i duchowo na stronę narodu ukraińskiego. W tej sytuacji metropolita Sawa musi ponownie przemyśleć obecną sytuację, która jednak nie będzie się szybko klarować. Młyny kościelne niestety mielą powoli. Na Ukrainie nadal mamy dwa Kościoły prawosławne i nie są one bliskie pojednania, choć żaden z nich nie jest już związany z Patriarchatem Moskiewskim. Wcześniej czy później oba Kościoły muszą znaleźć jakieś wyjście. Zaś na naszym podwórku, przypomnijmy, że PAKP dość szybko wyciągnął wnioski z rosyjskiej agresji na Ukrainę. Mając w swoich świątyniach rzesze uchodźców z Ukrainy, po dwóch tygodniach od jej rozpoczęcia, jednoznacznie potępili wojnę.

KAI: Jak oceniać misję patriarchy Konstantynopola Bartłomieja, który w maju odwiedził Polskę? Czy była próba wpłynięcia na PAKP na rzecz uznania autokefalii PKU?

– Myślę, że patriarcha Bartłomiej przykłada wielka wagę do postawy polskiego Kościoła prawosławnego. Nasze związki historyczne z ukraińskim prawosławiem są niezaprzeczalne, a rola Konstantynopola wobec prawosławia obu naszych ziem jest nie do przecenienia. Patriarcha przybył do Polski w duchu solidarności z cierpieniem Ukrainy, którą Polacy wyrażają. Przypomniał też o zbliżającej się rocznicy 100 lat od otrzymania polskiej autokefalii, również od Konstantynopola. Zgodnie z kanonami Kościoła prawosławnego i tradycji niezależne państwo, odrębny naród stopniowo powinien otrzymywać niezależność od zewnętrznych dotychczasowych struktur kościelnych. Na przykład w Macedonii Północnej Kościół prawosławny działając na terenach niezależnego państwa dążył do odłączenia się od zwierzchności Patriarchatu Serbskiego, i po dekadach starań i sporów obecnie uzyskał autokefalię uznaną przez Belgrad. Mam nadzieję, że w Ukrainie powszechne zjednoczenie prawosławnych i uznanie ich autokefalii przez wszystkich nastąpi szybko.

Warto wskazać, że w tradycji prawosławia działają dwie komplementarne zasady: zasada akrybii kanonicznej, czyli stosowania stricte prawa kanonicznego oraz zasada „ekonomii”, czyli z greki – „budowania domu”, pragmatycznego podejścia w imię miłości bliźniego. Jest oczywiste, że to ta druga zasada jest bliższa Ewangelii.

Porządek prawny musi być oczywiście zachowywany i w tym sensie polscy biskupi prawosławni uważają, że wszelkie rozłamy są dużym zagrożeniem dla Kościoła i całego prawosławia. Nikt samowolnie nie może nadawać sobie żadnych praw, czy tytułów. Stąd negatywna ich postawa wobec działań metropolity Filareta, który kierując się rozmaitymi osobistymi ambicjami, walcząc w latach 80 i 90 XX w. z Moskwą samowolnie nazwał się patriarchą i odłączył się od Kościoła moskiewskiego tworząc tzw. Ukraiński Kościół Prawosławny Patriarchatu Kijowskiego. Pomimo suspensy święcił biskupów i kapłanów. Niemniej, przez następne dziesięciolecia zintegrował się z ich udziałem prawdziwie ukraiński Kościół o wielkich siłach duchowych. Sprawdziły się one wspaniale w potrzebie obecnej wojny.

KAI: Nadal jednak słyszy się głosy o promoskiewskiej postawie PAKP.

– Według mnie to jest nietrafny kierunek interpretacyjny. Metropolita Sawa był bardzo krytyczny wobec postawy patriarchy Cyryla np. w sprawie Soboru Prawosławnego na Krecie w 2016 roku, kiedy to patriarcha Cyryl w ostatniej chwili odmówił przyjazdu, a metropolita Sawa przyjechał i był bardzo aktywnym uczestnikiem soboru. Podkreślmy, że akt zdecydowanego potępienia wojny z marca br. przez metropolitę Sawę i innych polskich biskupów prawosławnych był wbrew postawie patriarchy Cyryla.

Ważny jest zatem pragmatyzm kierowany miłością ku człowiekowi. Moim zdaniem taka postawa zaowocuje uznaniem autokefalii PKU. Dla mnie jednak bolesne jest, jeśli nawet incydentalne, odpychanie wiernych od eucharystii i sakramentów. W przypadkach misji duchownych, choć każdy kapłan musi przedłożyć swoją misję kanoniczną, aby móc działać, to przecież my w Polsce na ogół mamy dobre rozeznanie w sytuacji kościelnej za wschodnią granicą. Nie grozi nam czyjeś oszustwo.

KAI: Kościół katolicki i greckokatolicki ułatwiają życie prawosławnym duchownym i wiernym np. udostępniając świątynie i kaplice.

– To piękne! Mam też nadzieję, że gościnność taka musi być ograniczona do pomocy logistycznej a nie sakramentalnej. Bez prozelityzmu. Pamiętajmy, że działalność misyjna wśród prawosławnych w tak dramatycznej potrzebie, następnie może być kamieniem obrazy. Nie prowadźmy żadnej działalności misyjnej, która wykorzystuje dramat wojenny Ukraińców.

Tak więc i oczywiście stale nabrzmiewa konieczność rewizji stosunku PAKP w odniesieniu do autokefalii PKU, a duszpasterska opieka nad prawosławnymi z Ukrainy jest i musi być realizowana. Napawa nadzieją, że jak widzę w cerkwi – Metropolita Sawa podczas każdej liturgii bardzo ciepło kontaktuje się z wszystkimi wiernymi z Ukrainy i nie zauważyłem u niego żadnych oznak ostracyzmu. Jeśli coś takiego jest ukryte, np. w „instrukcjach”, albo doraźnie gdzieś przejawia się w czyjejś „akrybii”, niech odezwie się w nas zaraz Ewangelia.

***

Prof. Michał Klinger, teolog prawosławny, biblista, wieloletni wykładowca Starego Testamentu w Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie i profesor w Wyższym Prawosławnym Seminarium Duchownym. Był dyplomatą m.in. ambasadorem RP w Rumunii i w Grecji.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułHotelarze podsumowują wakacje. Na plusie, ale “nie obyło się bez nerwów”
Następny artykułIMGW ostrzega przed burzami z gradem i upałem. Niebezpieczna aura w większości kraju