A A+ A++

Netflix ma w swojej ofercie mądry serial dla dorastających widzów, aczkolwiek mogą go docenić również dorośli. To Jeszcze nigdy…, seria, która w trzecim sezonie okazuje się jedną z najlepszych rzeczy, jaka trafiła na tę platformę streamingową.

Jeszcze nigdy… kupiło mnie już swoim początkiem. Życie hinduskiej nastolatki uczęszczającej do amerykańskiego liceum okazało się gwarantem barwnej rozrywki z celnymi spostrzeżeniami o życiu. Trzeci sezon potwierdza wysoką jakość produkcji – tak się właśnie powinno edukować młodych widzów: poprzez rozrywkę mającą wartościowy przekaz.

Bohaterowie Jeszcze nigdy… załapaliby się do Klubu winowajców

Być może znacie Klub winowajców. To klasyka lat 80., opowiadająca o grupce nastolatków, którzy za karę muszą spędzić całą sobotę w szkole. Każda z postaci reprezentuje jakiś typ ucznia – prymusa, snobki, chuligana czy lubianego przez wszystkich sportowca. Z biegiem akcji te zróżnicowane indywidua ujawniają zaskakujące wnętrze, przeczące przypiętym łatkom. Między młodymi zaczynają się tworzyć więzi – choć wydawałoby się, że to grono zbyt różnych ludzi, a ich spotkanie jest przepisem raczej na kłótnię niż przyjaźń.

Netflix bawi i uczy w Never Have I Ever. Jeszcze nigdy to mądry serial dla młodzieży - ilustracja #1

W Jeszcze nigdy… mamy podobne podejście do bohaterów. Mimo że niektórzy przypominają określony typ ucznia – popularnego ciacha czy przemądrzałego szkolnego eksperta – to z czasem głębiej poznajemy ich osobowość. Bohaterowie się rozwijają, pod wpływem różnych wydarzeń zaczynają odkrywać samych siebie. Przestają ulegać szufladkowaniu i presji oczekiwań innych ludzi, co dla młodego widza, starającego się po prostu zyskać akceptację społeczeństwa, może być cenną lekcją. Nie warto stawiać czyjejś aprobaty nad własne pragnienia i ambicje.

Jeszcze nigdy… na przedstawienie losów swoich postaci miało już trzy sezony. Doszło w nich do niejednej dramy, czasem bohaterowie musieli przeprosić, innym razem zrozumieć, co jest najważniejsze w życiu. Dorastanie to trudny proces, a twórcy nie unikają ukazywania problemów, które może napotkać na swojej drodze młodzież. Kompleksy, konflikt z rodzicami, szkolna rywalizacja, złamane serce, żałoba – występuje tutaj pełen przekrój tematów, a poruszane są one w intensywny, emocjonalny sposób (około 25-minutowe odcinki zapewniają dynamikę).

Z uśmiechem przez dorastanie – zabawa jest przednia

Jednak serialowi Netfliksa daleko do ponurego tonu. Owszem, Devi (która straciła tatę) jest chwilami ciężko i zachowuje się jak niestabilna nastolatka, a końcówka sezonu spowodowała, że zaszkliły mi się oczy. Mimo tego wszystkiego Jeszcze nigdy… to produkcja niesamowicie rozrywkowa, poprawiająca humor i urocza tak jak kotki na Instagramie.

Rolę narratora wydarzeń pełni emerytowany tenisista John McEnroe, w barwny i ekspresyjny sposób komentujący życie Devi. Ale dlaczego akurat on? Spokojnie, ma to swoje uzasadnienie w fabule. W niektórych odcinkach, dedykowanych innej postaci, włącza się także aktor komediowy Andy Samberg. Są to dorośli ludzie z dystansem opowiadający o tym, co się dzieje w życiu nastolatków, i dokonujący zabawnych porównań. McEnroe potrafi np. zestawiać losy bohaterki z przeżyciami z własnej kariery sportowca. Brzmi jak zwariowany pomysł, ale to naprawdę działa i dodaje akcji kolorytu.

Netflix bawi i uczy w Never Have I Ever. Jeszcze nigdy to mądry serial dla młodzieży - ilustracja #2

Devi jest Hinduską urodzoną w USA, więc Jeszcze nigdy… to również okazja do przyjrzenia się żyjącej w tym kraju mniejszości. Cieszy pokazywanie innych kultur, a mnie osobiście ujęły chociażby dyskusje o bollywoodzkim kinie, z którym kiedyś troszkę się zetknąłem. Poza tym typowy amerykański przepych i ciepłe kolory z miejsca nastrajają pozytywnie, a postacie budzą dużą sympatię, nawet jeśli niektóre nie sprawiają na początku dobrego wrażenia (trzeba poczekać, aż się rozwiną we właściwym kierunku).

Jeszcze nigdy… za rok otrzyma zapewne czwarty, ostatni sezon. Jednak już trzeci mógłby uchodzić za pożegnanie. Wątki wspaniale się ze sobą zazębiają i idą ku korzystnemu zakończeniu, a twórcy budują niespodziewane sojusze między bohaterami, pokazując, jak uzdrawiające jest porzucenie uprzedzeń – bo to one stanowią barierę w komunikacji. Najnowsza seria produkcji osiągnęła (wraz z postaciami) doskonałą równowagę między rozrywką a przekazem, swoiste ying i yang – tak, by bawić i uczyć, ale nigdy nie przesadzić z lekkością historii czy nie popaść w moralizatorstwo.

Koniecznie chcę więcej takich tytułów. Bez grama nudy, w trakcie których uśmiech od razu gości na twarzy i z których można wyciągnąć niejedną ważną myśl. Nawet w związkowych tematach jest interesująco – zwroty akcji typowe dla młodzieżowych produkcji są podawane całkiem przekonująco i podlane małym szaleństwem Devi. W dodatku zostajemy z przekazem podobnym do tego z serialu Crazy Ex-Girlfriend, który również z całego serca polecam, a mianowicie, że najpierw należy polubić siebie, a dopiero potem można budować trwałe miłosne relacje.

Jeszcze nigdy… opatula widza swoim ciepłem. Dostarcza wzruszeń, pokaźnej dawki humoru i może komuś ułatwić wejście w dorosłość. Za rok będzie mi brakowało tych bohaterów – Devi, Bena, Paxtona czy zupełnie rozbrajającego w trzecim sezonie Trenta. Jednak czuję, że to będzie godne rozstanie, a z seansu można wyjść pozytywnie nastawionym do świata i ludzi.

Ocena: 8,5/10

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułMiasto gotowe do przekazania gruntów na Koniówce. Jest jednak jeden warunek
Następny artykułTadeusz Jaworski krytykuje burmistrza i jego koalicjantów