A A+ A++

Wydarzenia za wschodnią granicą pokazały nam, że żadnego zagrożenia nie wolno lekceważyć.

Michał Andruk, były żołnierz GROM i weteran wojenny z Afganistanu twierdzi, że każdy z nas powinien być przygotowany na trudne czasy. Niezależnie od tego, czy będzie to zagrożenie militarne, kryzys, czy pandemia. Ważne, by żadna taka sytuacja nas nie zaskoczyła i abyśmy byli na tyle zorganizowani, by sobie z tym poradzić.

Krzysztof Bukała-Acedański, kierownik Biura Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego w Urzędzie Miejskim w Dębicy do listy zagrożeń, o której wspomina Michał Andruk, dołożyłby jeszcze jedno – powódź. Ta, w ostatnich latach, groziła nam najczęściej.

– W trakcie powodzi w 2010 roku wokół osiedla Słoneczne czekały już autobusy gotowe do ewakuacji mieszkańców. Wtedy jednak ludzie odmówili skorzystania z nich – wspomina.

Dziś, choć wały przeciwpowodziowe zostały wyremontowane, podwyższone i zabezpieczone bentonitem, to ryzyko powodzi wciąż istnieje.

– I co naturalne, będzie istnieć dopóki Wisłoka będzie płynąć – podkreśla Krzysztof Bukała-Acedański.

Na szczęście jest to o tyle przewidywalne zagrożenie, że wiemy o nim nawet od 12 do 14 godzin zanim wystąpi. Dlatego możemy się przygotować.

Modulowany sygnał ogłasza alarm

Urząd ma wtedy swoje obowiązki wobec mieszkańców. Pierwszy i najważniejszy, to powiadomienie ich o zbliżającym się zagrożeniu. Ratusz ma do dyspozycji system analogowych i cyfrowych syren na terenie miasta. Te drugie mają też możliwość nadawania komunikatów głosowych. Warto pamiętać, że 3-minutowy modulowany sygnał ogłasza alarm. Ciągły sygnał o tej samej długości odwołuje go.

– Jeśli usłyszymy syrenę, to najlepiej szybko uruchomić internet i na stronie miasta, czy lokalnych portalach sprawdzić dlaczego została uruchomiona. A potem o wystąpieniu ewentualnego zagrożenia jak najszybciej poinformować krewnych i sąsiadów – podpowiada kierownik.

Choć informacje takie przekazywane są również przez megafony oraz za pomocą plakatów i ulotek. Do obowiązków urzędników, prócz informacji, należy także zorganizowanie transportu zagrożonych osób i ich mienia oraz zapewnienie tymczasowych miejsc zakwaterowania. Osoby ewakuowane przez miasto będą mogły liczyć również na pomoc socjalną.

– Do plecaka jednak warto wtedy spakować pieniądze, rzeczy osobiste, cenne przedmioty, apteczkę i żywność – wymienia szef biura bezpieczeństwa.

Osobom, które chcą dowiedzieć się, jak spakować plecak ewakuacyjny, poleca poradnik pt. Bądź gotowy, który w formacie pdf można ściągnąć ze strony internetowej Rządowego Centrum Bezpieczeństwa (www.gov.pl/web/rcb). Radzi również, by dzieciom do kieszeni włożyć karteczkę z ich imieniem i nazwiskiem, adresem, numerem telefonu bliskich i np. z grupą krwi. To dla ich bezpieczeństwa w przypadku, gdyby zagubiły się podczas ewakuacji.

W wojnę z Rosją nie wierzą

A co z zagrożeniem militarnym ze strony Rosji, które wielu wciąż wydaje się całkiem realne? W to, że Rosja może nas zaatakować, nie wierzy ani Michał Andruk, ani Krzysztof Bukała-Acedański. Obaj wskazują NATO jako głównego gwaranta naszego bezpieczeństwa. Weteran z Afganistanu mówi też o Wojsku Polskim i stacjonujących w mieście wojskach obrony terytorialnej.

– Na ich obecności zyskujemy nie tylko w czasie wojny, ale i pokoju – zauważa szef bezpieczeństwa w mieście dodając, że WOT bardzo przydatny może okazać się np. podczas powodzi.

Tłumaczy jednocześnie, że gdyby jednak doszło do rosyjskiej agresji na Polskę, to wtedy wyższe organy niż lokalne samorządy decydują o ewentualnej ewakuacji ludności. A to dlatego, że dotyczy to większych terenów, które mogą być bezpośrednio zagrożone działaniami wojennymi.

Schrony? Uciekaj do piwnicy

Szef biura bezpieczeństwa nie ukrywa jednak, że w mieście dziś właściwie nie ma schronów, do których np. w czasie nalotu, czy innego zagrożenia, mogliby ewakuować się mieszkańcy. Te, które są, wymagają co najmniej remontu.

– Do 2000 roku ich utrzymaniem zajmowała się obrona cywilna. Mimo tego część mieszkańców miała wtedy pretensje i domagała się, by pozostawić im te pomieszczenia na piwnice. A potem zmieniły się przepisy i dziś nie wiadomo, kto miałby o nie dbać – tłumaczy.

Zresztą większość albo pozostaje w prywatnych rękach, albo mieści się na terenie zakładów pracy. Starsi mieszkańcy miasta pamiętają pewnie jeszcze schrony znajdujące się na osiedlach Sobieskiego, czy Matejki. Te pierwsze w 2009 roku zostały zalane. Pozostałe służą jako wspomniane już wcześniej piwnice, czy pomieszczenia dla pań, które sprzątają w blokach.

Krzysztof Bukała-Acedański twierdzi, że ich obecne przeznaczenie nie ma większego znaczenia, ponieważ to nie są do końca schrony, a pomieszczenia, które można na nie zaadaptować w sytuacji wystąpienia zagrożenia. A i miejsca w nich nie ma za wiele. Zmieścić mogą się tam co najwyżej mieszkańcy bloku, przy którym się znajdują.

W przypadku zaistnienia stanu podwyższonego ryzyka tworzone są tzw. zastępcze miejsca ochronne. Może być nim właściwie każda piwnica, czy inne pomieszczenie znajdujące się pod ziemią, najlepiej z oknem, które w przypadku zawalenia się budynku pozwala na jego opuszczenie.

Według szefa bezpieczeństwa w przypadku wystąpienia jakiegokolwiek zagrożenia najważniejsza jest jednak współpraca. Nie tylko z sąsiadami, ale przede wszystkim ze służbami mundurowymi. Niezależnie czy to policja, straż pożarna, czy wojsko. Bo na ich pomoc na pewno będziemy mogli liczyć.

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za komentarze Internautów do artykułu:
Gdy zawyją syreny, trzeba być przygotowanym na wszystko. Jeżeli uważasz, że komentarz powinien zostać usunięty, zgłoś go za pomocą linku “zgłoś”.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułNikola Grbić: Od piątku zaczynamy nowy rozdział
Następny artykułPawłowicz wraca do wpisu o Hitlerze. Wspomina sprawę Skwary