A A+ A++

Jeśli sami nie nosiliście kiedyś w kieszeni plastikowego jajka, to na pewno znaliście kogoś, kto nosił i słuchaliście, jak zabawka wysokimi dźwiękami oznajmia swoje potrzeby. Albo i wciąż znacie, bo Tamagotchi wciąż istnieją i mają się dobrze.

Fenomen tej zabawki sięga lat dziewięćdziesiątych, a sama marka w tym roku obchodzi dwudziestą piątą rocznicę. Tamagotchi pamiętamy jako małe, zabawkowe jajka, które wydają irytujące dźwięki i łatwo umierają, jeśli tylko nie poświęcimy im wystarczająco wiele uwagi — te główne cechy się nie zmieniły. Od tego czasu, trzymając się założenia, że cała zabawa polega na wychowywaniu wirtualnego zwierzaka, Bandai udało się rozwinąć Tamagotchi tak, że nowsze modele ciężko czasem skojarzyć z pierwowzorem.

Powspominajmy początki

Tamagotchi, czyli niewielkie, elektroniczne urządzenia, których jedyną funkcją jest obsługa wirtualnego zwierzaka skaczącego wesoło po ekranie, wywodzą się z Japonii. Swój debiut zaliczyły w 1996 roku, kiedy to Akihiro Yokoi i Aki Maita stworzyli pierwsze z nich. Pod względem technicznym, budowa była dość prosta — w plastikowej obudowie pierwszych Tamagotchi znajdziemy wbudowany mikroprocesor i ciekłokrystaliczny wyświetlacz. Całość obsługiwana jest przez trzy przyciski, z czego pierwszy odpowiada za przeskakiwanie pomiędzy opcjami, drugi za ich wybór, a trzeci to standardowe „cofnij”. Urządzenie zasilane było bateriami pastylkowmi, najczęściej CR2032, ale zdarzały się odstępstwa od tej reguły.

Kiedy firma Bandai zaczęła masową produkcję Tamagotchi, idealnie wstrzeliło się w lukę na rynku. Elektronika, zwłaszcza przenośna, była w latach 90. nowinką i obiektem pożądania. Nie każdy dorosły miał własny telefon komórkowy, a dzieci mogły jedynie o nich marzyć. Niewielkie urządzenia z wirtualnym zwierzakiem na ekranie sprawiły, że najmłodsi mogli cieszyć się własną, mobilną elektroniką, w dodatku dostosowaną do ich potrzeb, bo wyposażoną jedynie w funkcję rozrywkową. Nic więc dziwnego, że sprzedaż Tamagotchi niemal od razu ruszyła pełną parą, a szał na wirtualne zwierzątka szybko się rozprzestrzenił i z Japonii dotarł do większości krajów. Japończycy pozostawili nieliczne limitowane modele (najczęściej po prostu wyróżniające się wzorem plastikowej obudowy) na rodzimym rynku, jednak z ich wyłączeniem, Tamagotchi można było kupić na całym świecie, w tym i w Polsce.

Rozgrywka, o ile można o takiej mówić w pełnym znaczeniu tego słowa, w początkowych Tamagotchi była znacznie prostsza od tego, co możemy pamiętać z wczesnych gier komputerowych. Na ekranie widzieliśmy stworka narysowanego i zanimowanego w uroczym stylu za pomocą kilku pikseli, a naszym zadaniem było dbać o jego podstawowe potrzeby. Urządzenie posiadało opcję karmienia, dawania przekąsek, sprzątania odchodów czy też zabawy z naszym zwierzątkiem. Cykl życia Tamagotchi (od niemowlęcia do dorosłego) trwał kilka dni, a to, na jakiego stworka wyrośnie, zależało od tego, jak dobrze się nim opiekowaliśmy. Po tych paru dniach zwierzątko po prostu umierało i zabawa zaczynała się od początku — z nowym wirtualnym jajkiem, z którego wykluwał się bobas.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułZlot samochodowy. Będzie także zbiórka dla Marcelinki
Następny artykułTarnobrzeg. Policja poszukuje złodziei uli i rodzin pszczelich