Do sąsiadów czy znajomych, którzy pochodzą z Ukrainy jesteśmy już przyzwyczajeni, jednak w niektórych branżach podejmowanie przez nich pracy jest nowością. Tak jest w przypadku prowadzenia tramwajów. Za pulpitem łódzkich wagonów zasiadają od niedawna dwie obywatelki Ukrainy. Ukończyły kurs, zdały egzamin i od miesiąca prowadzą łódzkie składy.
5 lat za pulpitem ukraińskiego tramwaju
Dlaczego dwie Ukrainki mieszkające w Łodzi wybrały zawód motorniczej? W przypadku Maryny Holubnychy, wybór był dosyć prosty.
– Jak miałam 19 lat, skończyłam kurs motorniczej na Ukrainie, tylko u nas trwał on pół roku, a nie jak w Łodzi dwa miesiące. Potem byłam motorniczą w Krzywym Rogu przez pięć lat. Wyszłam za mąż, pojawiły się dzieci i przestałam prowadzić tramwaje. Kolejne 19 lat przepracowałam w pogotowiu gazowym. Jednak dwa lata temu, po przyjeździe do Łodzi, od razu poszłam do MPK zapytać o pracę. Niestety, nie czytałam po polsku, nie znałam języka i ciężko było mi się komunikować. Pani w biurze powiedziała żebym trochę nauczyła się języka i ponownie spróbowała – wspomina łódzka motornicza.
Niskie zarobki na Ukrainie
Pierwszy raz pani Maryna przyjechała do Łodzi w 2019 r. na trzy miesiące, potem na pół roku aż została na dłużej. Oczywiście motywacją do szukania pracy w Polsce była jej sytuacja finansowa na Ukrainie.
– Na Ukrainie było bardzo ciężko, bo też byłam tam sama z dwójką dzieci. Miałam bardzo małą wypłatę w pogotowiu gazowym. Przykładowo, dostawałam 700 zł, a za mieszkanie płaciłam 500 zł. Ale strasznie ciężko było też za pierwszym razem wyjeżdżać do Polski, bo wcześniej nigdzie nie wyjeżdżałam. Jedynie nad morze, ale to też na Ukrainie. Najbardziej bałam się czy dzieci zrozumieją, dlaczego wyjeżdżam – podkreśla pani Maryna.
Jednak dwoje nastolatków (15-letnia córka i 12-letni syn) wspierało mamę w decyzji o wyjeździe.
– Dzieci powiedziały “mamo jedź, my na Ciebie czekamy”. Jak pierwszy raz pracowałam w Polsce, to było mi trudno, bo nigdy nie zostawiałam dzieci samych. Kolejnym razem było trochę łatwiej. Córka mnie raz zapytała, gdzie chcę pracować. Powiedziałam, że w Łodzi, bo to miasto bardzo mi się podoba. Jest czyste, w przeciwieństwie do ukraińskich miast. Teraz jestem już przyzwyczajona, ale jak wracałam na Ukrainę, to odczuwałam dużą różnicę. Jak podpisałam już umowę na rok, to córka i syn akurat skończyli szkoły i do mnie przyjechali – mówi pani Maryna.
Podszkolenie języka dało efekt
Przez dwa i pół roku pani Maryna pracowała w fabryce produkującej podzespoły m.in. do pralek. Podszkoliła język i ponownie zgłosiła się do MPK-Łódź.
– Trochę podszkoliłam język. Trudno nauczyć się prawidłowo mówić po polsku, jeśli pracuje się tylko z Ukraińcami. Jednak w MPK pani powiedziała, że mnie pamięta i od razu zapytała czy chcę spróbować wypełnić testy kwalifikujące na kurs. Poszło mi dobrze, miała od razu rozmowę z panią psycholog i dostałam skierowanie na badania. To było 24 kwietnia, a kurs zaczynał się już 5 maja. Nie myślałam, że tak szybko zacznę, przecież nadal miałam pracę w fabryce – zaznacza łódzka motornicza.
Jednak umowę w fabryce udało się od razu rozwiązać za porozumiem stron i pani Maryna rozpoczęła kurs.
– Kurs motorniczych był dla mnie ogromnym stresem, bo nie było nic wspólnego z jazdą na Ukrainie. Można powiedzieć, że w moim mieście, czyli Krzywym Rogu, w ogóle nie było przepisów. A tu przepisy są na wszystko. Na Ukrainie w ogóle nie było zwrotnic przestawianych zdalnie, jakie są w Łodzi, tylko przestawiane ręcznie i do tego pojedyncze. Nie było też osobnych świateł dla tramwajów, tylko czerwone i zielone, jak dla samochodów. Tramwaj jedynie wszędzie miał pierwszeństwo – podkreśla pani Maryna.
Teoria trudniejsza niż jazda
Okazało się, że opanowanie wszystkich przepisów i budowy tramwaju, było trudniejsze niż sama jazda.
– Chciałam zrozumieć, jak to wszystko działa, techniczne sprawy, a problemem okazały się polskie nazwy. Do naszych podobnych nie było. Poza tym na Ukrainie było łatwiej jeździć, bo nie było zakazów. Blokada drzwi (uniemożliwia odjazd tramwaju przy otwartych drzwiach – red.) to dla mnie na początku było coś dziwnego. U nas można było jechać z otwartymi drzwiami. Ważniejsze było by nikt ich nie wyłamał. Ludzie byli bardzo szczęśliwi, jak w ogóle tramwaj przyjechał. U nas jeden tramwaj kursował raz na pół godziny. Nikt skarg nie pisał, bo ważne było to by dojechać do pracy. A tu trzeba na wszystko uważać i już wiem, że pasażerowie piszą dużo skarg. Ludzie są przyzwyczajeni, że tramwaje kursują według rozkładu. Minuta czy dwie spóźnienia i skarga. Odjechał minutę wcześniej i skarga. Ale nie żałuję, że poszłam na kurs. Na Ukrainie bardzo mi się podobała ta praca. Tu też nie jest źle. Wiem, że praca z ludźmi nie jest łatwa – przyznaje motornicza.
Byle dowieźć do fabryki
Przepisy wewnętrzne przewoźników na Ukrainie, a właściwie ich brak, oczywiście dziwią łódzkich instruktorów nauki jazdy.
– Faktycznie, dziwią. Przykładowo wymiana bezpieczników wysokiego napięcia odbywa się bez ściągniętego pantografu, czy nawet w czasie jazdy. Poza tym tylko w jednym punkcie w Krzywym Rogu, jak nasza Piotrkowska Centrum, kontrolowano czas jazdy tramwajów. Dalej liczyło się tylko by szybciej dowieźć ludzi do fabryki. Do tego brak blokady jazdy czy tylko pięć kontrolek na pulpicie tramwajów. Moja kursantka pracowała tam 20 lat temu, więc może przez ten czas już coś się zmieniło – zaznacza Janusz Krzewiniak, łódzki motorniczy od 25 lat i instruktor nauki jazdy od lat 10.
Problemem zrozumienie szybkich komunikatów
Pan Janusz był instruktorem Maryny Holubnychy. Z czym najtrudniej było jej sobie poradzić?
– Wydaje mi się, że największym problemem było zrozumienie komunikatów z radiotelefonów oraz orientacja w mieście. Jeśli chodzi o czytanie, to nie było problemu, więc przepisy wewnętrzne po wyjaśnieniu były do zrozumienia – mówi Janusz Krzewiniak.
Rzeczywiście orientacja w nowym mieście początkowo sprawiała pani Marynie sporo kłopotów.
– Podczas pierwszych jazd nie rozumiałam, gdzie jadę. Kilińskiego czy Kopcińskiego, to było dla mnie wszystko jedno. Jak było duże skrzyżowanie, jak na al. Śmigłego-Rydza i Dąbrowskiego, to początkowo nie wiedziałam, z której strony przez nie przejeżdżam. I musiałam się tego nauczyć. Zresztą jak wielu innych rzeczy. To było pół miesiąca teorii i miesiąc praktyk. Nie wiem, jak naszym instruktorom tak szybko udało się nas nauczyć, ale na pewno przekazali nam całą swoją wiedzę – zaznacza pani Maryna.
Większa uwaga przywiązywana do języka
Czym się różni szkolenie kursanta z Polski od nauki obcokrajowca?
– Na szkoleniu obcokrajowców trzeba zwrócić większą uwagę na język, którym się mówi żeby to było bardziej zrozumiałe. Polakom można powiedzieć coś w skrócie, a tu dokładnie wszystko trzeba było wytłumaczyć o co chodzi. I cały czas padały pytania o ulice, jakieś ważniejsze miejsca typu szpitale, kościoły. Punkty docelowe, gdzie ludzie chcą dojechać – wspomina Janusz Krzewiniak.
Grunt żeby nie wyłamano drzwi
Razem z panią Maryną na kursie była jeszcze pani Lolita z Żytomierza. Obie prowadzą na razie tylko konstale. Wkrótce jednak przed nimi szkolenie na wagony NF6D.
– Trochę się stresuję, bo trzeba zapamiętać nowy pulpit i jeszcze nie jeździłam dwukierunkowymi tramwajami. Na początku to i konstalem było strach jeździć, a teraz już wszystko w tym wagonie znam. U nas na Ukrainie były trzy kontrolki i jeden przełącznik do kierunkowskazu. Kontrolki były na hamulce szynowe i drzwi. Dlatego trudno było się nauczyć tych wszystkich kontrolek na pulpitach łódzkich tramwajów. U nas nie było sygnału do zamykania drzwi, bo można było jeździć z otwartymi. Najważniejsze było żeby nikt drzwi nie wyłamał – wspomina pani Maryna.
Cudzoziemcy wśród łódzkich kierowców
Pani Maryna ma umowę z MPK-Łódź od 12 lipca, ale wśród prowadzących od dawna są też inni cudzoziemcy.
– Jeśli chodzi o tramwaje, to mamy dwie pierwsze panie prowadzące z zagranicy, są to Ukrainki i jeżdżą z Zajezdni Telefonicznej. Natomiast już wcześniej mieliśmy prowadzących obcokrajowców, są to kierowcy autobusów. Mamy za kółkiem kierowcę z Armenii, Chorwacji, Rumunii. To osoby, które język polski mają opanowany w bardzo dobrym stopniu, wiec nie ma problemu by się z nimi porozumieć. Z tego co słyszałem, to kolejne osoby z Ukrainy są chętne żeby wziąć udział w kursie, a po wynikach kursu zobaczymy czy zostaną wdrożone do pracy – mówi Bartosz Stępień z biura prasowego MPK-Łódź.
Jaka jest rada dla obcokrajowców, którzy chcą zostać prowadzącymi MPK-Łódź?
– Dobrze żeby Ci kursanci byli przygotowani na to, by bardziej podszkolić język. Chodzi o zrozumienie tego, co mówi się szybko. Bo właśnie komunikaty przez radio są podawane szybko. A jeszcze czasem radia trzeszczą, więc może być problem ze zrozumieniem – radzi Janusz Krzewiniak.
Posłuchaj:
Oryginalne źródło: ZOBACZ
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS