– Dwa lata temu kupowałem mleko za 5-6 lir, teraz za 16. Szczególnie uderza to jednak w zwykłych mieszkańców – mówi nam polski zawodnik tureckiej drużyny. – Kluby wyzbywają się graczy, nie chcą już płacić w euro – dodaje ekspert od tureckiej ligi.
Maciej Siemiątkowski
Getty Images
/ Berkcan Zengin/GocherImagery/Universal Images Group
/ Na zdjęciu: sklep w Turcji
– Sam widzę różnicę. Dwa lata temu kupowałem mleko za 5-6 lir, teraz za 16 [1 lira turecka to około 0,26 zł – przyp.red]. Szczególnie uderza to jednak w zwykłych mieszkańców. A ich płace w tym czasie niewiele się zmieniły – opowiada nam Michał Nalepa, który w lipcu podpisał kontrakt z drugoligowym Sakaryasporem.
Piłkarz zdecydował się na transfer do Turcji, choć gospodarcza sytuacja w tym kraju stale się pogarsza. W lipcu inflacja wyniosła niemal 80 procent. Dramatycznie słaba jest też miejscowa waluta, lira. By wymienić ją na dolara potrzeba aż 18 lir. Tymczasem prezydent Recep Tayyip Erdogan nie podwyższa ważnych dla rozwoju inflacji stóp procentowych, bo uznaje, że trzeba dalej stymulować gospodarkę.
Były obawy
– To nie jest tajemnica, że zagraniczni piłkarze zarabiają w Turcji w euro, dlatego nas ten kryzys tak mocno nie dotyka. Gorzej mają pozostali, którzy dostają wypłaty w lirach. Wprawdzie niektóre kluby nie oferują już tak dużych pensji jak wcześniej, ale nadal są one większe niż w wielu klubach w Polsce – opowiada były piłkarz Arki Gdynia i ostatnio Jagiellonii Białystok.
Nalepa już w przeszłości występował w Turcji. Przez rok, do września 2021 r., grał w Giresunsporze. Klub zalegał Polakowi z wypłatami, aż w końcu po wywalczeniu awansu do Super Lig nie zgłosił go do rozgrywek. Zawodnikowi udało się rozwiązać umowę za porozumieniem stron i dostał zgodę FIFA na dołączenie do Jagiellonii mimo zamkniętego okna transferowego.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: szaleństwo się opłaciło. Tak bramkarz został bohaterem
– Były obawy, ale one są zawsze. To inny kraj, inna kultura i daleko od domu. Choć ostatecznie dostałem od Giresunsporu wszystkie pieniądze. W Sakaryasporze od razu postawili sprawy jasno i powiedzieli, że nie chcą działać jak inne kluby i będą oferować tyle, ile są w stanie płacić. To otwarte i uczciwe postawienie sprawy. Czas pokaże, na ile. Koniec końców dobrze się na tym wychodzi. Ostatecznie wszystkie pieniądze muszą być wypłacone i są one większe niż w większości klubów Ekstraklasy – przyznaje 27-letni pomocnik.
Nalepa będzie walczył z Sakaryasporem o awans do Super Lig. Sezon się jeszcze nie zaczął, a fani już zaczęli zagrzewać ich do gry. – Na moim drugim treningu przyjechały dwa lub trzy autobusy kibiców. Wyszli i zaczęli nas dopingować – opowiada.
Poza Nalepą tego lata do Turcji wyjechało kilku innych Polaków: Mateusz Hołownia (Bandirmasport), Patryk Szysz (Basaksehir) i Karol Angielski (Sivasspor).
Michał Nalepa
Gorzej na szczycie
O tym, jak sytuacja uderza w Turków zarabiających w lirach, mówi nam też Filip Cieśliński, znawca ligi tureckiej: – Coraz mniej moich tureckich znajomych jest w Turcji. Mam kilku w Stambule i Izmirze, w ostatnim roku z Turcji wyjechało już dwoje z nich. Ci, którzy mieli oszczędności w dolarach lub euro, nie czekają i jadą do swoich rodzin w Niemczech, Francji czy w Holandii.
Wpływ fatalnej kondycji gospodarki na turecki futbol łatwiej zauważyć w najwyższej lidze. Największe kluby od pewnego czasu zmagają się z poważnymi problemami finansowymi i nie imponują w Lidze Mistrzów. Ich jedyny reprezentant w poprzednim sezonie, Besiktas, nie zdobył w fazie grupowej ani punktu.
– Z jednej strony w wyniku tej sytuacji kluby obcinają pensje, stawiają na młodych piłkarzy i rodzimych trenerów oraz nie chcą wypłacać pensji w euro. Z drugiej strony największe kluby to stowarzyszenia, w których co 3-4 lata wybiera się prezesa. I jeśli chce on przekonać kilka tysięcy ludzi, musi ich przekonać efektownymi obietnicami. Widać jednak, że oszczędzają na kontraktach. Nie ma już wypłat na poziomie czterech mln euro. Najwyższe obecnie sięgają 2,9 mln euro. A milion przy obecnym kursie liry to olbrzymia różnica – wyjaśnia Cieśliński.
– Do tego najlepsi tureccy piłkarze nie dostają już pensji w euro. Kluby nauczyły się sprzedawać piłkarzy, których kiedyś zbyt długo trzymali u siebie. Fenerbahce potrafi co roku sprzedać kogoś za 10-20 mln euro. Kiedyś tureckie kluby tego nie robiły – dodaje ekspert.
Jednak mimo to, inny turecki gigant, Galatasaray, ściągnął w tym tygodniu dwie europejskie gwiazdy: Driesa Mertensa z Napoli i Lucasa Torreirę z Arsenalu.
– Polityka transferowa nieco się zmieniła. Jest bardziej oszczędna. Ale przez konstrukcję tureckich klubów zaangażowanie kibiców i presję z ich strony nie da się jej wywrócić do góry nogami – tłumaczy Cieśliński.
W sporcie – podobnie jak w pozostałych dziedzinach życia w Turcji – również postawiono na interwencję państwa w celu zahamowania finansowego kryzysu. Kilka tureckich banków dało klubom nowe kredyty na spłatę zadłużenia. Razem z tym nałożono na kluby limity wydatków, które można zwiększać przez sprzedawanie piłkarzy lub pozyskiwanie sponsorów. Nie okazało się to jednak skuteczne i doprowadziło do patologii.
Cieśliński: – Fenerbahce, którego prezesem jest Ali Koc, przedstawiciel jednej z najbogatszych rodzin w Turcji, przestało ujawniać kwoty za transfery i nie respektuje przepisów dotyczących limitów. Prawo jest tak skonstruowane, że nie da się wyciągnąć wobec nich konsekwencji. A Koc powiedział wprost, że kiedy trzeba będzie powiedzieć, że płaci piłkarzowi jeden euro rocznie, to tak powie. Doszli do tego poziomu bezczelności i nieświadomości niebezpieczeństwa długu, że czują się bezkarnie. Takie prowadzenie zespołów nie może prowadzić do stabilizacji.
Potwierdziła to pierwsza kolejka tureckiej ligi. Fenerbahce zremisowało 3:3 z beniaminkiem, Umraniyesporem.
Maciej Siemiątkowski, WP SportoweFakty
Czytaj też:
Euforia jest przesadzona? Hiszpan tłumaczy, co znaczy gol “Lewego”
Potencjalny transfer Milika? “Klub nie zablokuje oferty”
Zgłoś błąd
WP SportoweFaktyPiłka w Europie
Turcja
Piłka nożna
Michał Nalepa
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Komentarze (0)