Łódź nie jest idealna i nigdy nie będzie, ale może rzeczywiście, gdy popatrzy się na nią z dystansu, albo (to dla nas łodzian) z dystansem do niej – na większym luzie, nie tak poważnie – to nie jest taka zła.
W miniony weekend hucznie świętowano 599. urodziny Łodzi. Ja nie zdążyłem jeszcze złożyć życzeń mojemu miastu. Mojemu, bo w nim się urodziłem i mieszkam nieprzerwanie od prawie 44 już lat.
Oczywiście mam do Łodzi sentyment, wiele związanych z nią wspaniałych wspomnień i ulubione miejsca. Lubię ją wiosną i szczególnie latem. Nie potrafię jednak jednoznacznie powiedzieć, że kocham Łódź. Zwłaszcza ostatnie lata to raczej złość na nią. Za fatalną komunikację miejską, na którą chciałem się przesiąść, ale okazało się to niemożliwe. Za remonty dróg, a raczej za to, że tygodniami nic się na budowach nie dzieje, a potem za to, że gdy już jakaś przebudowa – po wielomiesięcznym opóźnieniu – dobiegnie końca, to nie czuję, by jeździło się tam lepiej (czasem wręcz gorzej). Za to, że nawet jeśli powstanie jakieś fajne miejsce – jak choćby woonerf przy ul. 6 Sierpnia – to potem miasto o niego nie dba i niszczeje na naszych oczach. Tak samo zresztą jest z parkami, choćby Sienkiewicza czy Moniuszki. Za to, że zamiast zielonych miejsc wciąż powstają nowe betonowe place. Wkurza mnie ta moja Łódź bardziej niż cieszy.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS