Podczas Powstania Warszawskiego Niemcy stosowali wiele nietypowych broni. Jedną z nich był gigantyczny, samobieżny moździerz Karl-Gerät. Czym wyróżniał się ten sprzęt i jakie były jego możliwości?
Jedno ze słynnych zdjęć, dokumentujących Powstanie Warszawskie, przedstawia wielką eksplozję na górnych piętrach Prudentialu – ikonicznego, zbudowanego w latach 30. warszawskiego wieżowca.
Zarejestrowana przez żołnierza Armii Krajowej, Sylwestra Brauna ps. “Kris” eksplozja trwale odchyliła wielki budynek od pionu. Wybuch był efektem trafienia wieżowca dwutonowym pociskiem z moździerza Karl-Gerät. Była to jedna z nietypowych broni, użyta przez Niemców w czasie Powstania Warszawskiego (więcej na temat eksperymentalnego, niemieckiego uzbrojenia pisze w swoim artykule Adam Gaafar).
Pogromca Linii Maginota
Pomysł na zbudowanie ogromnych, samobieżnych moździerzy pojawił się w III Rzeszy jeszcze przed drugą wojną światową. Niemieccy dowódcy spodziewali się problemów związanych z forsowaniem francuskich umocnień, znanych jako Linia Maginota. Aby ją pokonać, potrzebna była broń o ogromnej sile rażenia, zdolna jednym strzałem niszczyć podziemne umocnienia i bunkry.
W tym właśnie celu zaprojektowano bardzo nietypowy moździerz. Broń o pełnej nazwie 60-cm Karl Gerät 040 miała kaliber 600 mm i bardzo krótką, zaledwie 4-metrową lufę, którą można było unieść pod kątem maksymalnie 70 stopni. Zasięg strzału – jak na gabaryty broni – był bardzo mały. W zależności od rodzaju pocisku wynosił 4-9 km (zastosowanie lżejszych pocisków pozwoliło go nieco wydłużyć).
Monstrum na gąsienicach
Karl-Gerät był bronią samobieżną. Ogromne, gąsienicowe podwozie wraz z zamontowaną na nim bronią miało ponad 11 metrów długości, 4,8 metra wysokości i ważyło ponad 124 tony. Moździerz mógł jeździć z prędkością 6-10 km/h, więc z uwagi na ograniczoną mobilność trzeba go było transportować koleją albo na specjalnych, wielokołowych platformach samochodowych.
Jego własne gąsienice były wykorzystywane tylko na bardzo krótkich dystansach – aby po opuszczeniu środka transportu dojechać na stanowisko ogniowe. W tym celu konieczne było wyrównanie i utwardzenie drogi przejazdu i przygotowanie stanowiska.
Samo strzelanie było skomplikowaną operacją – aby oddać strzał, moździerz musiał osiąść na podłożu (w tym celu wylewano betonowe płyty), co było możliwe dzięki specjalnej konstrukcji podwozia, pozwalającej na opuszczenie kadłuba pojazdu.
Załadowanie pocisku odbywało się przy poziomym położeniu lufy, co oznaczało, że za każdym razem trzeba było celować na nowo, co wpływało negatywnie na szybkostrzelność – można było wystrzelić maksymalnie raz na 10 minut. Pociski ważyły od 1700 kg (lekki) do 2,2 tony (ciężki). Pociski te przebijały około 2,5 metra zbrojonego betonu. Opracowano także wariant kalibru 54 cm (moździerz 54-cm Karl Gerät 041) z pociskami o wadze 1250 kg.
Nordyccy bogowie, niszczyciele miast
W sumie wyprodukowano siedem moździerzy Karl-Gerät, z czego jeden egzemplarz eksperymentalny. Dwa pierwsze egzemplarze nazywano Adam i Ewa, jednak ostatecznie całej serii nadano imiona nordyckich bogów: Baldur, Wotan, Thor, Odin, Loki i Ziu.
Broń ta nie była gotowa na kampanię francuską – kolejne egzemplarze kończono dopiero w drugiej połowie 1940 i w 1941 roku. Moździerze znalazły zastosowanie podczas walk na wschodzie. Były używane m.in. podczas ataków na Sewastopol czy w czasie oblężenia Leningradu, ale przebieg walk nie dawał Niemcom wielu okazji do użycia tak potężnej, a zarazem wyspecjalizowanej broni.
Karl-Gerät w Powstaniu Warszawskim
Jedną z nich stało się Powstanie Warszawskie. Do walki z Polakami użyto moździerza Ziu. Słynnym epizodem z jego udziałem, poza ostrzałem Prudentialu, było trafienie restauracji Adria przy ul. Moniuszki 10.
Tak moment trafienia wspomina jeden ze świadków: “Siedzimy na dole w stołówce – pustawo i cicho. Nadszedł St. R. Dobrowolski; siada obok i zasypia. Mrugnęło światło, z góry szybko narasta trzask łamanych pięter, uderzenie – widzę jak ogromny kawał muru bardzo powoli zbliża się w naszą stronę, tak powoli, że mam czas na ściągnięcie “Eli” pod stół, pchnięcie Dobrowolskiego, schylenie głowy. Brzęk rozbijanych luster, gęsty mleczny pył wypełnia salę, nic nie widać, cisza, krzyk, cisza, krzyk, cisza – (…). Niosą rannych, sześcioro, dwie osoby zabite.” (Cytat pochodzi z opracowania Hanny Kuczmierowskiej i Macieja Piekarskiego “Najcięższa artyleria a Powstanie Warszawskie”).
Pocisk, który trafił wówczas w Adrię, okazał się niewybuchem. Został rozbrojony przez polskich saperów, którzy pozyskali z niego cenny materiał wybuchowy, określany przez powstańców jako znacznie silniejszy od trotylu. Posłużył do produkcji powstańczych granatów – filipinek.
Jedyny zachowany Karl-Gerät
Skuteczność moździerza Ziu została przez Niemców oceniona na tyle wysoko, że zdecydowali o dosłaniu do Warszawy kolejnego moździerza Karl-Gerät, jednak walki zakończyły się przed dostarczeniem tej broni. W późniejszych miesiącach moździerze walczyły m.in. na froncie zachodnim podczas niemieckiego ataku w Ardenach.
Do dnia dzisiejszego zachował się tylko jeden egzemplarz – właśnie ten, który ostrzeliwał Warszawę. Z nieprawidłową nazwą “Adam” jest eksponowany w podmoskiewskim muzeum broni pancernej w Kubince.
Łukasz Michalik, dziennikarz Wirtualnej Polski
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS