16 minut temu
Po tym, jak Barcelona promowała transfer Roberta Lewandowskiego w pierwszych dniach po jego przylocie do Stanów Zjednoczonych, w Polsce zaczęło huczeć od głosów krytyki. Utyskiwano, że filmiki umieszczane w mediach społecznościowych nie były na odpowiednim poziomie i narzekano, że katalońskiemu klubowi zabrakło dotąd pomysłu na marketingowe “sprzedanie” tego transferu. Wyśmiewano zdjęcia “Lewego” otoczonego serduszkami w klubowych barwach i filmik z plaży w Miami. – Barcelona postawiła na treści bardzo neutralne, które jednak wygenerowały potężne liczby – wskazuje ekspert ds. marketingu Maks Michalczak w rozmowie z Interią.
Justyna Krupa, Interia:- Na FC Barcelonę spadły gromy – zwłaszcza w Polsce – za to, jak do tej pory ogrywała transfer Roberta Lewandowskiego. Narzeka się na brak pomysłu na marketingową promocję tego transferu, zwłaszcza, że prezentacja w Stanach Zjednoczonych była bardzo skromna i krótka.
Maks Michalczak, PR Manager agencji Abanana: – Przeanalizowałem media społecznościowe Barcelony. W Polsce starano się narzucić momentami taką narrację, że skoro klub poleciał do Stanów Zjednoczonych, to pewnie też w okrojonym składzie i pewnie zabrakło tam osób, które normalnie zajmują się mediami społecznościowymi. Tymczasem z tej wspomnianej analizy wynika jasno, że zarówno transfer Raphinhi, jak i przedłużenie umowy z Ousmane Dembele, które miało miejsce jeszcze przed wylotem do Stanów, były “ograne” przez klub na bardzo podobnym poziomie.
Przypomnijmy: w przypadku Dembele wrzucono filmik, na którym zmazywał on po prostu cyfrę z tablicy i dopisywał nową datę kontraktu.
– Warto zwrócić uwagę, że człowiek, który do tej pory był odpowiedzialny za media społecznościowe w Barcelonie, czyli Aviv Levy Shoshan niedawno przeniósł się do Ajaxu Amsterdam. Tym samym zastąpił innego specjalistę, który z kolei przeszedł do Paris Saint-Germain. Można więc uznać, że po prostu to jest obecny poziom Barcelony, jeśli chodzi o produkcję na potrzeby mediów społecznościowych. Nie robiłbym z ogrywania Lewandowskiego żadnego wyjątku, ten transfer nie był ogrywany gorzej, niż inne ze względu na to, że wydarzyło się to w Miami.
Czytaj także: Lewandowski bryluje na prezentacji w Barcelonie
Kłopot w tym, że zważywszy jakość sportową zawodnika i to, jak ważny – teoretycznie – ten transfer był dla Barcelony, to on powinien być w założeniu ograny lepiej. Ktoś może powiedzieć: nie było tak źle, filmiki z uśmiechniętym Lewandowskim dosłownie zalały media społecznościowe. Ale jednocześnie ani podczas prezentacji zawodnika w Miami ani przy tych licznych filmikach nie zobaczyliśmy niczego mocnego, wyróżniającego się, prawdziwie efektownego.
– Tych treści było sporo, ale powstawały niejako “przy okazji”: w planie dnia Roberta były pewne aktywności i w nie wpleciono dodatkowo tworzenie contentu dla potrzeb mediów społecznościowych. Najwięcej negatywnych emocji wzbudził chyba ten film nagrany na plaży, gdzie Robert witał się z fanami. Na 99 procent materiał był kręcony telefonem. Wszystko zależy oczywiście od tego, jaka jest sprawność osoby filmującej, bo telefonem można robić fantastyczne rzeczy. To rzeczywiście pod pewnymi względami wyglądało półamatorsko i w Polsce wzbudziło to ogromne dyskusje. Natomiast liczy się efekt finalny. Spojrzałbym na to szerzej. Media społecznościowe w obecnych czasach stawiają na naturalne treści. I one mają ogromny potencjał, jeśli chodzi o zasięgi organiczne. Oczywiście w skład tych treści wchodzą też filmy. Wspomniany filmik Barcelony na TikToku ma ponad 15 milionów wyświetleń. To jest bardzo dużo. Jak się spojrzy, ile wyświetleń miał film z Kylianem Mbappe z przedłużenia umowy w PSG, to tam było tylko ok. 3 milionów.
Czyli w tym “szaleństwie” poniekąd jest metoda, a w erze TikToka takie rzeczy mogą się lepiej sprzedawać.
– W erze sztuczności treści bardziej naturalne bardzo dobrze się rozchodzą. Osiągają bardzo dobre zasięgi. Połączenie dwóch globalnych marek, czyli Lewandowskiego i Barcelony sprawiło, że te liczby są wręcz kosmiczne. Natomiast wracając do filmiku z plaży w Miami. Bardziej niż na formę i technikę kręcenia tego wideo, zwróciłbym uwagę na to, że nie wykorzystano w stu procentach tego, co oferuje Miami. Jak spojrzymy, jak został ograny w mediach społecznościowych wyścig F1 w Miami przez poszczególne zespoły, to zwracają uwagę niesamowite wręcz graficzne kreacje w stylu Miami Vice. Było kolorowo, były neony. A Barcelona zrobiła to w sposób bardzo nieśmiały. W efekcie zostało to odebrane na zasadzie: postawili piłkarza w budce ratownika na plaży i tyle. Prawdopodobnie chodziło o to, że to jest jeden z symboli tamtejszego stylu życ … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS