A A+ A++

Wimbledon zajmuje szczególne miejsce w sercu Agnieszki Radwańskiej. To w nim osiągnęła największy sukces wielkoszlemowy w karierze, docierając do finału w 2012 roku. Poza tym dwukrotnie odpadła w półfinale. Zawsze czuła się dobrze na trawiastej nawierzchni, a na tę londyńską wraca teraz, niemal cztery lata po zakończeniu kariery. Była wiceliderka światowego rankingu w 2018 roku w tej imprezie odpadła w drugiej rundzie, a w kolejnym sezonie – już w roli “emerytki” – pojawiła się gościnnie na trybunach. Teraz zagra ponownie, ale tym razem w turnieju legend. Na miejsce dotarła pod koniec ubiegłego tygodnia i ma za sobą pierwsze kilka treningów.

Zobacz wideo
Tajemnica kortów Wimbledonu. Dlaczego tak bardzo różnią się od innych?

– Wejście na trawę przychodzi mi naturalnie. Po dwóch treningach czułam się jakbym grała tutaj już tygodniami. Wiadomo, nie jest to taki trening jak dawniej. Ale mimo wszystko fajnie tu wrócić i zobaczyć tutejsze korty z trochę innej perspektywy – przyznaje. 

Wimbledon pełen zmian. Podróż sentymentalna

Radwańska nie kryje, że na Wimbledonie sporo w międzyczasie się zmieniło. Nowy są odmieniony kort nr 1, szatnie oraz strefa do rozgrzewki przy kortach treningowych.

– W sobotę poszłam zarezerwować trening i poprosiłam o “15”, a pani na mnie patrzy zdziwiona, czy na pewno chcę ten za ulicą. “Jaką ulicą?” – pytam i okazało się, że teraz w tym miejscu są korty nr 1 i 2. Cała numeracja się pozmieniała, wyszło śmiesznie. Wszystko jest odnowione, cały wystrój centralnego obiektu się zmienił. Miało to swoją historię, ale po latach wymagało renowacji. Teraz jest dużo lepiej, świeżo, nowocześniej. Jest więcej przestrzeni, nie ma żadnego ścisku – dzieli się obserwacjami Radwańska.

Była tenisistka czuje się też inaczej na Wimbledonie za sprawą wielu nowych nazwisk w stawce uczestników turnieju legend. Gdy dostała zaproszenie, nie zastanawiała się ani sekundy. Zagra w duecie z Serbą Jeleną Janković, z którą dawniej wielokrotnie rywalizowała.

– Udział w tym turnieju to duży prestiż. Nie było żadnego wyboru, to organizatorzy zestawiają zawodników w pary. Z Jeleną bardzo się lubimy, choć nie widziałyśmy się teraz ładnych parę lat – zaznacza.

Pytana o edycję Wimbledonu sprzed 10 lat, Radwańska się ożywia. – Bardzo miło to wspominam. Nie tylko ten 2012 rok, ale też kilka innych edycji. Oczywiście, finał zawsze zostaje w pamięci na długo. Zwłaszcza z Sereną, albo niestety z Sereną – śmieje się była tenisistka. – Szlem to Szlem, tym bardziej, że to Wimbledon, ten najbardziej historyczny turniej. Dlatego cieszę się, że tutaj jestem. Teraz mogę się bardziej pobawić tym tenisem, pooglądać i na luzie tu pobyć – dodaje.

Wspomniana Serena Williams, choć starsza od Radwańskiej o osiem lat, w trwającej edycji turnieju wystąpiła w rywalizacji singlowej. Wracająca do gry po rocznej przerwie Amerykanka odpadła w pierwszej rundzie po pełnym zwrotów akcji trzysetowym pojedynku.

– Ona należy do osób, które nigdy nie zdradzają, czy w międzyczasie trenowały, czy też nie. Ciężko było więc przewidywać, co pokaże w Londynie. Wiadomo, 40 lat na karku, ale bardzo mi się fajnie oglądało jej mecz. Widać było, że bardzo chce, naprawdę się starała i włożyła w to całe serce. Widać, że te kilka miesięcy przepracowała. To nie jest tak, że wzięła rakietę i weszła na kort. Widać, że jest w treningu, bo inaczej by tak nie zagrała. Jednak nie był to ten tenis, co kiedyś i są już pewne granice, których się nie przeskoczy – podkreśla Polka.

Radwańska o grze po czterdziestce: To jest absurdalne

Dalsza przyszłość Sereny Williams, która ma w dorobku 23 triumfy wielkoszlemowe w singlu, stoi pod znakiem zapytania. – Ciekawa jestem, czy będzie chciała wykorzystać te najbliższe miesiące i spróbować jeszcze w US Open. Wydaje mi się, że tak będzie. Ale pytanie, czy dalej liczy na kolejny tytuł wielkoszlemowy, czy to jest bardziej brak podjęcia ostatecznej decyzji, że to już jest koniec – zastanawia się Radwańska.

– Niektórzy tego albo nie potrafią, albo nie chcą i przedłużają grę do „czwórek” z przodu. To jest absurdalne, bo mało kto może sobie pozwolić na to, by grać w tym wieku. Ona, jak widać, jeszcze może, bo tutaj dobrze grała – analizuje mistrzyni WTA Finals z 2015 roku.

Jej zdaniem Williams jeszcze maksymalnie w tym roku i w kolejnym może próbować realizować swoje cele.

– To będzie próba, ale czy też jej szansa? I tak teraz ma większą niż parę lat temu, kiedy było wiele dziewczyn grających na jej poziomie. Obecnie tej konkurencji tak naprawdę nie ma. Umówmy się, dziewczyny będące obecnie w dziesiątce, nie mieściłyby się wcześniej nawet w dwudziestce. To jest jedyna szansa Sereny. W Londynie jej się nie powiodło, szkoda. Ciekawe, jak potoczyłyby się jej losy, gdyby wygrała pierwszy mecz, który zawsze jest najtrudniejszy. Zwłaszcza po takiej przerwie. Może potem byłoby jej łatwiej? Wgrałaby się i ta głowa byłaby chłodniejsza. Myślę, że na tym występie nie zakończy. Może w przyszłym roku pojawi się jeszcze w Australii? Zawsze lubiła tam grać – zastanawia się Radwańska.

Londyn Radwańskiej Paryżem Świątek. Trzeba bardziej “trawiastej gry”

Na kortach All England Lawn Tennis and Croquet Clubu już w sobotę. Z trybun obejrzała m.in. porażkę Igi Świątek w trzeciej rundzie.

– Trochę mamy coś wspólnego z Igą. Ja mam taką relację z ziemią jak ona z trawą. Aczkolwiek na pewno bliżej jej do trawy niż mi do mączki, bo u mnie kwestia warunków fizycznych była nie do przeskoczenia – ocenia.

Świątek, liderka światowego rankingu, otwarcie od dłuższego czasu przyznaje, że nie czuje się jeszcze komfortowo na trawiastych kortach. Radwańska wskazuje, że problemy te wynikają z jej techniki i sposobu poruszania się.

– Jest jej ciężko, gdy piłka odbija się bardzo nisko, kiedy sunie po korcie, nie wszystko jest na wysokości barku. Kiedy trzeba mimo wszystko oddać piłkę, zagrać więcej slajsa, kik nie robi wrażenia. Aczkolwiek nie jest niemożliwe, by radziła sobie na niej dobrze – zaznacza Radwańska. – Iga ma takie umiejętności, takie predyspozycje, że wszędzie się odnajdzie. Prędzej czy później na trawie też to „kliknie”. Uważam, że przede wszystkim sama musi w to uwierzyć – podkreśla.

Jako drugi warunek wskazuje to, iż nie można się bać małych zmian w grze, przechodząc na ten rodzaj kortów. – Widać było, że tutaj kombinowała, że chciała inaczej, ale nie do końca wierzyła, że po zmianach może grać dobrze. Widać było to od pierwszej piłki w pierwszym meczu – mówi Radwańska.

I analizuje dalej: – Jest mnóstwo detali, które na innych nawierzchniach są potężną bronią Igi, a tutaj – niestety – nie do końca. Ale ona ma taką moc, że jak uwierzy i wprowadzi kilka zmian, postawi na bardziej “trawiastą grę”, to będzie dobrze. Może sobie dać trochę czasu. Jeszcze kilka Wimbledonów przed nią. Ma predyspozycje, żeby na trawie też grać dobrze. Czy może wygrać Wimbledon? Pewnie. Akurat ona może wygrać wszystko – ocenia.

Porażka w trzeciej rundzie przerwała serię zwycięstw Świątek, która jest najlepszą w XXI wieku. 21-latka wygrała 37 meczów z rzędu.

– Ten turniej w niczym nie przyćmi tego, co zrobiła przez ostatnie miesiące. Nie można zapominać, że było jej trudno, trudniej niż normalnie, grać któryś z rzędu turniej, nie przegrywając od dłuższego czasu. Każdy w takiej sytuacji oczekuje kolejnych zwycięstw, presja była większa. Dodatkowo, nie grała żadnego turnieju na trawie przed Wimbledonem, więc wiadomo było, że będzie jej tutaj bardzo ciężko – mówi była tenisistka.

“Mam nadzieję, że Iga nie będzie grała na serio”

Radwańska przyznaje, że nie spodziewała się, iż raszynianka tak szybko przedrze się na tenisowy szczyt. Zaznacza jednak, że zawsze było wiadomo w jej wypadku, że ma potencjał na to, by znaleźć się w czołówce.

– Ale faktycznie, dwa Wielkie Szlemy w tak krótkim czasie – tego się nie spodziewałam. Trudno znaleźć kogoś innego w ostatnich dwóch dekadach, kto miałby taką moc jak ona i był w stanie uporać się z wiatrem i wilgocią w październiku na odkrytych kortach podczas Roland Garros. Kilka dziewczyn wtedy nie zagrało, ale taką szansę trzeba umieć też wykorzystać. Teraz z kolei niby nie było niespodzianki, bo kto inny miał wygrać, ale z drugiej strony trzeba to było po raz kolejny udźwignąć i zwyciężyć – przekonuje była druga rakieta globu.

Z drugiej strony Radwańska przyznaje wprost, że nazwiska obecnych rywalek Świątek nie robią wrażenie. – Jest dużo nowych postaci, które są co najmniej klasę słabsze niż Iga. To nie jest jej poziom – zwraca uwagę była zawodniczka, która z raszynianką minęła się nieznacznie – Radwańska zakończyła karierę w listopadzie 2018 roku, a ta druga rozpoczęła seniorską karierę w styczniu kolejnego roku.

– Szkoda, że nie spotkałyśmy się w tourze, bo jedna drugą na pewno ciągnęłaby mocniej do przodu. Tak jak jest z Rafą Nadalem, który będzie grał póki jest w stawce Novak Djoković. Zawsze konkurencja dodatkowo mobilizuje. Dlatego też żałuję, że się minęłyśmy z Igą – dodaje.

Będą za to miały okazję stanąć po przeciwnych stronach kortu już niedługo. Będzie to miało miejsce 23 lipca podczas charytatywnego meczu “Iga Świątek i Przyjaciele dla Ukrainy”.

– Mam nadzieję, że Iga nie będzie grała na serio – śmieje się Radwańska. – Zgodziłam się od razu, aczkolwiek potem pomyślałam “W co ja się wpakowałam najlepszego?”. Żartuję, że jestem chyba najodważniejszą dziewczyną w Polsce. Może wyłożymy kort trawą albo półmączką, jak kiedyś było w meczu Rafaela Nadala i Rogera Federera (śmiech). To byłby niezły pomysł. Iga zadzwoniła do mnie po Stuttgarcie, wtedy był pierwszy zarys pomysłu. Miałam więc dwa miesiące, żeby coś więcej zrobić. Myślę, że fani tenisa w Polsce na to czekają. Pewnie inaczej by było, gdybyśmy obie były wciąż w tourze, a wiele osób nie do końca pamięta, że już nie trenuję normalnie. Zobaczymy, na ile podczas tego meczu pozwoli mi zdrowie – zaznacza Radwańska.

Kolejny boom w polskim tenisie. Dom marzeń Radwańskiej

Obecnie Radwańska trenuje raz lub maksymalnie dwa razy w tygodniu. Zastrzega, że częściej nie jest w stanie ze względu na inne obowiązki, ale przede wszystkim z powodu kwestii zdrowotnych.

– Nie zapomina się samej gry w tenisa, ale gorzej już z kondycją i poruszaniem się. Po meczu deblowym w Superlidze przez tydzień praktycznie dochodziłam do siebie. Jest to trochę smutne, bo człowiek był taki szybki i zwinny, taki kot na korcie i można było biegać kilka godzin. Teraz jest zupełnie inaczej. Po pierwszych dwóch dniach treningów tutaj czułam już wszystko. Tyle czasu, ile jestem na korcie, tyle potem muszę spędzić na stole u fizjoterapeuty – opowiada 33-latka.

Przyznaje, że ze względu na planowane w najbliższych dniach i tygodniach występy stara się przygotować najlepiej, jak może. – Kosztuje mnie to naprawdę sporo zdrowia, energii i czasu, ale myślę, że warto dla całej tej inicjatywy i pomysłu, który jest bardzo fajny. Wydaje mi się, że to będzie jedna z większych imprez tego roku.

– Co do tego, jak będzie wyglądał ten mecz z Igą, to muszę sobie jeszcze z nią porozmawiać – ponownie uśmiecha się Radwańska. – Wiadomo, że to nie będzie takie granie całkiem na poważnie, ale postaramy się pokazać z jak najlepszej strony. Nigdy nawet nie odbijałyśmy piłki ze sobą. Żadna z nas nie wie, jaką piłkę posyła ta druga. To dla nas małe wyzwanie. Z jednej strony nie mogę się doczekać, z drugiej strony jest mała niepewność – zaznacza.

W tegorocznym Wimbledonie wystąpiło aż siedmioro polskich singlistów. Radwańska zauważa, że gdy ona zaczynała występy w tourze, to również były to dobre czasu dla polskiego tenisa.

– Byli Jerzy Janowicz, Mariusz Fyrstenberg, Marcin Matkowski, Michał Przysiężny, Łukasz Kubot. Było nas też sporo. Moje urodziny zawsze wypadały w trakcie turnieju w Indian Wells i zapraszałam na nie całą polską ekipę. Najpierw przy stoliku było 20 osób, potem 15, potem 11. Ale ten początek, 15 lat temu, to też był taki boom. Może teraz jest następna fala? Nic tylko się cieszyć i oby tak dalej. Bardzo szkoda tylko braku punktów rankingowych. Dla dziewczyn, które przeszły teraz eliminacje, to byłby ogromny zysk. Na pewno by im to zmieniło kwestię startów do końca roku – wraca uwagę.

Była tenisistka jest mamą niespełna dwuletniego Jakuba, a dużo czasu zajmuje jej także doglądanie budowy domu. Ten ma być gotowy na wiosnę. 

– Marzyłam o takim od dzieciństwa. Kiedy przeszło się przez tyle mieszkań i domów, to chce się mieć coś swojego i według własnego pomysłu. Wcześniej wszystko kupowało się na szybko – przy lotnisku, przy klubie tenisowym, żeby było gotowe. Teraz mam czas i wszystkiego sama pilnuję. Czeka mnie jeszcze ogrom pracy, ale sprawia mi to przyjemność. Mam frajdę, że robię coś dla siebie i pod siebie – podkreśla.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułNurse Erin talks about being harassed by the FBI: They’re scared of the information I have
Następny artykułBIG PHARMA PAYDAY: US govt. mulls purchase of COVID vaccines that claim to target omicron