A A+ A++

Śniadanie w hotelu było bardzo smaczne, co ułatwiało jedzenie na zapas. Agnieszka elegancko zawinęła bułeczki z żółtym serem w serwetkę, oświadczając, że będzie „na później”. Zwykle pozostali szydzili z jej zapobiegliwości, ale tym razem nie było żadnej dyskusji, że obciach, nie wynosi się jedzenia z restauracji. Dzień długi, wiadomo, że człowiek zgłodnieje, a wtedy ta bułeczka będzie jak znalazł. I przywiezione z domu banany. I resztka słodkiej chałki, też z Krakowa.

Cennik zapiekanek


Cennik zapiekanek

Fot.: Renata Kim / Newsweek.pl

Jechali tu (obie dziewczyny razem z mężami) przez całą Polskę, na szczęście w czwórkę jednym samochodem, który na dodatek na trasie niewiele pali. Benzyna wyniesie ich jakieś 350 zł do podziału na dwie rodziny. – W jedną stronę – przypomina Agnieszka. – Ale i tak może być.

No i pięknie tu jest, hotel tuż przy głównym deptaku, morze 200 metrów dalej. Plaża piaszczysta, rano prawie pusta, rozłoży się koc, człowiek poleży, poczyta, odpocznie.

Zanim zdecydowali się na Jarosławiec, rozważali Jastarnię. Ceny ich jednak poraziły: za cztery noclegi w czasie długiego weekendu z Bożym Ciałem w środku musieliby zapłacić prawie 10 tys. zł dla pięciu osób, bo jeszcze miała z nimi jechać siostra z Warszawy.

Znaleźli więc tę urokliwą nadmorską miejscowość w województwie zachodniopomorskim, 40 km na północ od Słupska, 20 km na wschód od kurortu w Darłowie. Tu zdecydowanie taniej, tak im się przynajmniej wydawało, kiedy robili rezerwację w hotelu.

Bo tuż przed zejściem na złocisty piasek sztucznej plaży o nazwie Dubaj pierwszy szok: toaleta solidna, zbudowana z cegły, tyle że opłata za skorzystanie z niej też solidna: 4 zł, które trzeba wrzucić do automatu otwierającego bramkę.

Kolejne osoby podchodzą do toalety, ale widząc cenę i panią z obsługi zagradzającą drogę do środka, odwracają się na pięcie i odchodzą, często złorzecząc pod nosem.

– Wydmy blisko – śmieje się strażniczka toalety.

Czytaj też: „Klasa średnia, która dawniej rozkładała się w pierwszym rzędzie, jest spychana przez klasę wyższą coraz bliżej toalet”

Na deptaku dramat

Plaża zapełnia się powoli. Przed południem są tylko nieliczne parawany, ale w miarę upływu czasu przybywają kolejne rodziny z dziećmi, pary z psami i pojedyncze grupy nastolatków. I stawiają kolejne kolorowe ogrodzenia, które oznaczają: to jest nasz teren, my tu wypoczywamy, nie zbliżaj się.

Woda w Bałtyku jest zimna, przy brzegu piasek poprzetykany drobnymi kamieniami, więc lepiej siedzieć niż spacerować. No więc siedzą na kocykach, czytają kryminały, opalają nogi, czasem nawet za bardzo, bo nad Bałtykiem jednak wieje i można nie poczuć, że słońce mocno operuje.

Ale nadchodzi w końcu czas, gdy trzeba wstać i pomaszerować na deptak, żeby coś zjeść. A tam dramat: wybór jest typowo nadmorski, czyli: zapiekanki, kebab, frytki belgijskie, pizza oraz mrożone smażone ryby. Tyle tylko, że strasznie drogo. Właściwie to niewiarygodnie drogo, jak chyba nigdy wcześniej.

Ceny nad morzem


Ceny nad morzem

Fot.: Fot. Renata Kim

Drożyzna nad Bałtykiem

Najtańsze są gofry. Taki na sucho, bez żadnych dodatków, kosztuje 7 zł. Z polewą truskawkową 9 zł, a z bitą śmietaną i owocami – 21 zł. No jednak nie tak tanio.

Zapiekanka mała kosztuje 10 zł, ale duża już dwa razy więcej.

Za najtańszy kebab trzeba zapłacić 24 zł, a w zestawie 34 zł. Burger kosztuje 23 zł, a tortilla (rollo) 14 zł.

Pizza klasyczna z serem i pieczarkami to wydatek rzędu 17 zł. Pepperoni o trzy złote droższa, a taka z nachos o cztery.

Frytki belgijskie małe można kupić za 12 zł, a duże za 18 zł. Takie z batatów odpowiednio: za 15 i 20 zł.

Najgorzej jest z rybami. Łosoś z frytkami (lub ziemniakami) i surówką kosztuje 52 zł, a dorsz w takim samym zestawie 47 zł. Czasem cena jest podstępnie podawana za 100 gramów „świeżej rybki” i wtedy klienci wchodzą w gwałtowne dyskusje z obsługą. I pada pytanie: „dlaczego tak drogo?”. Często towarzyszy mu tradycyjne polskie przekleństwo: „k***, dlaczego?”.

– Czy można zamówić małą porcję ryby? Bo my nie jemy dużo – pyta kelnerkę młoda kobieta. Jej mąż z dzieckiem na ręku potakuje: nie chcieliby dostać dorsza za 50 zł, bo „nie przejedzą”.

Kelnerka rozkłada ręce: rybki w tym sezonie tanie nie są. – Ale mamy specjalne dania dla dzieci: naleśniki i stripsy z kurczaka – proponuje. Para nie wygląda na przekonaną, idzie dalej.

Dziecko prosi o sok z pomarańczy, zobaczyło, że ktoś wychodzi z takim z nadmorskiej tawerny. Ulegają, kupują. Sprawdzam: wyciskany świeżo sok kosztuje 18 zł za niewielką szklankę.

Nieco dalej z jednego z licznych sklepów wybiega kobieta i krzyczy do córki: – Niczego nie kupujemy!

Ewa i Agnieszka zastanawiają się półgłosem, czy mała zacznie płakać. Ale nie, nie ma dziecięcego dramatu.

Kisiel na dobranoc

Około 15 zrywa się mocny wiatr, na plaży robi się chłodno, a w brzuchach zaczyna burczeć. Agnieszka rzuca hasło, by wrócić do hotelu, zrobić wreszcie siku (udało się wytrzymać kilka godzin), a potem wyruszyć na poszukiwanie czegoś do jedzenia. Małgorzata, która dojechała z Warszawy sama i cały czas próbuje obliczyć, ile ją ta podróż wyniesie, żartuje, że kebab byłby najtańszy.

Nie ma jednak w rodzinie entuzjazmu dla tego pomysłu. Wszyscy zgodnie wykluczają też wyjazd do jakiejś pobliskiej miejscowości: benzyna za droga, będą siedzieć na miejscu.

Ceny nad morzem


Ceny nad morzem

Fot.: Fot. Renata Kim

Siadają w nadmorskiej restauracji o egipskiej nazwie, bo oferuje schabowe po 35 zł. Niestety czas oczekiwania wynosi co najmniej 40 minut, więc idą dalej. Kilkaset metrów dalej jest stołówka ośrodka wczasowego czynna do 17.00, ale jeszcze wydaje posiłki.

Przy obiedzie (dwa razy rumsztyk z frytkami i dwa razy sztuka mięsa po 35 zł za porcję) wraca żart o jedzeniu na zapas. Tak, by wytrzymać do następnego poranka.

– Ja kupię w Żabce kisiel błyskawiczny, zjem wieczorem i pójdę spać – zapowiada Ewa. Jej mąż nie chciał jeść mięsa, więc poszedł szukać pizzy. Znalazł, kosztowała 42 zł, choć była całkiem mała.

– No szok, my kupujemy zwykle pizzę wielką jak koło młyńskie po 60 zł. Dwie osoby najedzą się nią do syta i jeszcze na następny dzień zostaje – narzekała Ewa. – No po prostu szok.

Kolejny szok przeżyli przy barze, gdzie na tablicy wypisano ceny kolorowych drinków. Najtańszy „Wściekły pies” kosztował 13 zł, reszta średnio po 26 zł.

Ceny nad morzem


Ceny nad morzem

Fot.: Fot. Renata Kim

– Hej, patrzcie, aperol spritz jest po 32 zł. To chyba niemożliwe, żeby aż tak drogo – zdziwiła się Małgorzata. Zapytała stojącą za barem dziewczynę, ale ta odesłała ją do koleżanki przy kasie, która potwierdziła: tak, aperol spritz kosztuje 32 zł. Małgorzata wróciła do tablicy z cenami i zobaczyła, że jeszcze droższy jest drink o nazwie „Sunrise” – aż 37 zł.

Weź na drogę

Ponieważ jednak wieczór nadciągał i cała piątka uznała, że warto byłoby się czegoś napić, spacerowym krokiem udali się do usytuowanego tuż przy głównym deptaku supermarketu. Po prosecco i po ten kisiel, co ma wieczorem zabijać nagły głód. Przy okazji do koszyka wpadły też delicje w dwóch rodzajach i mały, półlitrowy karton mleka. Za 3,10 zeta.

– No załamka po prostu – zżymała się Małgorzata, a pozostali robili jej wyrzuty, że nie kupiła litrowego kartonu po 5,30 zł. Wyszłoby taniej.

– Jutro rano każdy pakuje w serwetkę bułeczkę – zarządziła Agnieszka. Kiedy Małgorzata zebrała się na odwagę i powiedziała, że to jednak nie wypada, Agnieszka przerwała jej stanowczo: jak nie wypada? W Anglii przy bufecie są nawet specjalne woreczki, żeby sobie zapakować resztki. – Zapłaciliśmy za śniadanie, czemu ma się zmarnować? – zapytała. Nikt już nie protestował. Każdy pamiętał, że na plaży zawinięte w serwetkę bułeczki z serem są jak znalazł.

Drożyzna nad morzem


Drożyzna nad morzem

Fot.: Fot. Renata Kim

Następnego dnia rano okazało się zresztą, że na stole z pieczywem, ciasteczkami i owocami stoi tabliczka: „Weź na drogę”. No więc biorą, z oszczędności. Czasu, bo nie będą musieli wracać na deptak i szukać lokalu z jedzeniem, ale przede wszystkim pieniędzy.

Ciśnienie skoczyło im jeszcze raz, gdy chcieli wypożyczyć rowery. W pierwszej wypożyczalni pulchny pan zażyczył sobie 70 złotych od sztuki. Na cały dzień. – O proszę, tutaj państwo biorą właśnie dwa – zachwalał, ale nie dali się przekonać, poszli do innego punktu. Tam było taniej – 175 złotych za pięć rowerów, ale właściciel chciał jeszcze od nich dokumentów w zastaw oraz kaucji.

Wrócili do hotelu i wypożyczyli rowery po 35 złotych za dobę. Wycieczka do Darłowa ścieżką biegnącą była bardzo przyjemna, żałowali tylko, że zapomnieli zabrać te zawinięte w serwetkę skarby (kanapki z serem, pastą jajeczną i gofry) zabrane z hotelowej jadalni. Mogliby posiedzieć na plaży dłużej, a tak trzeba było jednak poszukać knajpy i zjeść obiad.

– Kosztował 201 złotych dla pięciu osób i był całkiem smaczny. Chłopaki wzięły placki po węgiersku, ja schabowego, a siostry polędwiczki w sosie grzybowym – wylicza Agnieszka.

Kiedy okazało się, że nikt nie ma przy sobie żadnych pieniędzy na napiwek, wysłali Piotra (bo najszybciej jeździ rowerem) do najbliższego bankomatu. Zostawili kelnerowi 20 złotych, bo był szybki i uprzejmy, a poza tym sami pamiętają jeszcze, jak przed laty pracowali w kawiarni i bardzo liczyli na napiwki od klientów. Wolą sobie odmówić absurdalnie drogiej kawy, tu cała rodzina była zgodna, żeby chłopak trochę zarobił.

To nie jest tak, że im na życie brakuje. Wszyscy nieźle zarabiają, są też gotowi zapłacić za wypoczynek nad Bałtykiem. Rozumieją oczywiście, że jak inflacja wynosi prawie 14 procent, a benzyna kosztuje prawie 8 zł za litr, to wszystko musi zdrożeć. No ale jednak ceny tutaj to po prostu szok.

Czytaj też: „Turystyka wróciła jak dżin do butelki”. Czekają nas najdroższe i najgorsze wakacje od lat

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułRecydywista złapany na gorącym uczynku
Następny artykułHalina Mlynkova w oryginalnej kreacji. Internauci: W co oni cię ubrali?