W weekend nikt z bydgoskiego ratusza nie skontaktował się z protestującymi pracownikami Miejskich Zakładów Komunikacyjnych. Dlatego autobusy i tramwaje z szyldem miejskiej spółki w poniedziałek (27 czerwca) nie wyjechały na trasy. I tak będzie, dopóki postulaty załogi nie zostaną spełnione.
W zajezdni autobusowej MZK przy ul. Inowrocławskiej w Bydgoszczy atmosfera jak na strajkach sprzed lat, tylko słowo “strajk” należy zastąpić “buntem”, bo mówimy o oddolnej inicjatywie załogi. Ludzie są zdeterminowani i zjednoczeni. Chowają się przed upałem w cieniu, niektórzy grają w karty, zabijając bezczynność. Część zdecydowała się honorowo oddać krew, czas bez jazdy ma być też wykorzystany na doszkolenie z udzielania pierwszej pomocy. – Przychodzą do nas przed bramę mieszkańcy i pytają, czy czegoś nam nie trzeba – mówi kierowca Marek Tyniecki. – Ale jesteśmy w pełnej gotowości, by każdej chwili wyjechać na ulice po spełnieniu naszych postulatów – zapewnia Karolina Kamińska, która też na co dzień pracuje za kółkiem. Oboje opowiadają o bolączkach trapiących kierowców i motorniczych, m.in. o nieaktualizowaniu rozkładów jazdy w czasie robót drogowych, braku czasu na posiłek, wynikających z tego spóźnieniach, które wywołują zdenerwowanie pasażerów.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS