Osoby dotknięte tym zespołem mają mutację w genie naprawy DNA. Dochodzi u nich do gromadzenia się błędów genetycznych w dzielących się komórkach, w wyniku czego powstają nowotwory – rak jajnika, trzonu macicy, żołądka, nerek, jelita cienkiego, ale najczęściej rozwija się rak jelita grubego, a ryzyko zachorowania wynosi nawet 70 proc.
– Lekarze zlecili mi kolonoskopię i gastroskopię. Gastroskopia wyszła bardzo dobrze, ale kolonoskopia wykazała, że w jelicie jest nowotwór i trzeba go usunąć. Miałam szczęście w nieszczęściu, bo nowotwór był pierwszego stopnia – opowiada Monika.
Dużo mniej szczęścia miała siostra jej mamy. – Ciocia ma już chyba wszystkie nowotwory. Usunięto jej jelito, narządy kobiece, tarczycę, nerkę, ale ma się dobrze, wygląda kwitnąco. Nikt by nie powiedział, że coś jej dolega – opowiada Monika.
Osobom z zespołem Lyncha zaleca się, aby raz w roku wykonały kolonoskopię, ale i tak rak często nawraca. – Po operacji lekarz namawiał mnie, abym wycięła wszystkie narządy kobiece, ale chciałam mieć jeszcze jedno dziecko – mówi Monika. Ma ośmioletnią córkę, teraz jest w drugim miesiącu ciąży. – Czekam na rozwiązanie i jak tylko dojdę do siebie po porodzie, pójdę na operację, aby wszystko usunąć. Chcę być pewna, że nowotwór się nie rozwinie, aby mieć spokój z rakiem – mówi Monika.
Przeciwciałem w nowotwór
– Szacuje się, że w Polsce kilkadziesiąt tysięcy osób może mieć zespół Lyncha – mówi prof. Jan Lubiński, onkolog z Międzynarodowego Centrum Nowotworów Dziedzicznych Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego w Szczecinie. Profesor w 1992 r. wprowadził rejestr pacjentów z nowotworami dziedzicznymi, a w 1995 r. wykryto pierwszą pacjentkę z bezobjawowym rakiem kątnicy (przejście między jelitem grubym a cienkim), której mama i siostra zmarły na raka w wieku około 40 lat. Kobiecie wycięto wtedy jajniki, jajowody, trzon macicy i jelito grube. – Ale żyje do dziś i jest w świetnej formie – zapewnia prof. Lubiński.
Dla pacjentów decyzja o poddaniu się operacji usunięcia różnych fragmentów ciała do łatwych nie należy. Z myślą o tych osobach onkolog i genetyk dr Eduardo Vilar-Sanchez z MD Anderson Cancer Center rozpoczyna badania kliniczne szczepionki, która ma zapobiec lub przynajmniej opóźnić pojawienie się nowotworu. Preparat dostaną osoby z zespołem Lyncha, które nigdy nie miały raka. – Dyskusje i badania nad opracowaniem takiej szczepionki trwają już co najmniej pięć lat. Byłoby super, gdyby ona powstała, gdyby po jej podaniu organizm pacjenta produkował przeciwciała chroniące przed nowotworem – uważa prof. Lubiński. Taka szczepionka ma zawierać fragmenty białek obecnych w komórkach rakowych, które będą stymulować układ odpornościowy do zwalczania zmutowanych komórek, mogących dać początek nowotworu.
W Polsce kilkadziesiąt tysięcy osób może mieć zespół Lyncha
Prof. Lubiński przypomina, że szczepionki profilaktyczne chroniące przed rozwojem niektórych rodzajów raka już powstały. Pierwsza była szczepionka przeciwko wirusowi zapalenia wątroby typu B, która chroni przed rakiem wątroby. Potem powstała szczepionka przeciwko wirusowi brodawczaka ludzkiego, która nie dopuszcza do rozwoju raka szyjki macicy, odbytu, okolicy głowy i szyi. Obie uderzają w wirusy, ale w efekcie zapobiegają rozwojowi nowotworu. Działają jednak inaczej niż ta, nad którą pracuje dr Vilar-Sanchez.
Jeśli badania kliniczne z preparatem dr. Vilara-Sancheza przebiegną pomyślnie, szczepionka dla osób z zespołem Lyncha ma szansę być pierwszą, która zapobiegnie nowotworom niewirusowym, ale nie jedyną. Naukowcy już rozpoczęli badania kliniczne nad szczepionkami, które mają ochronić przed nowotworami wywołanymi innymi mutacjami. Biorą w nich udział ludzie zdrowi, ale mający wysokie ryzyko rozwoju raka.
Korzyść z pandemii
Pomysł wykorzystania układu odpornościowego do walki z rakiem nie jest nowy. Wpadł na niego w latach 90. XIX wieku chirurg William Coley, który zauważył, że u pacjentów, u których doszło do infekcji bakteryjnej, guz nowotworowy ulegał zmniejszeniu lub całkowicie znikał. Uznał, że jest to efekt działania układu odpornościowego, który został pobudzony do walki nie tylko z bakteriami, ale także z komórkami nowotworu. Zaczął zatem podawać chorym na raka zabite bakterie.
Kilkadziesiąt lat później naukowcy odkryli, że limfocyty T, komórki układu odpornościowego, mogą rozpoznawać komórki nowotworowe jako obce i je atakować. To odkrycie doprowadziło do powstania immunoterapii, czyli leków, które mobilizują układ odpornościowy do zwalczenia komórek raka, oraz terapii komórkami CAR-T, czyli zmodyfikowanymi genetycznie limfocytami T. Obie te metody są stosowane u ludzi, którzy już zachorowali na raka. Okazały się skuteczne w leczeniu niektórych nowotworów.
Odkrycia te pomogły także opracować terapeutyczną szczepionkę na raka, a próby pobudzenia układu odpornościowego chorych rozpoczęto już na początku lat 90. Tylko w latach 2014-2018 przeprowadzono na świecie ponad 300 badań klinicznych z zastosowaniem szczepionek przeciwnowotworowych. Zdecydowana większość dotyczyła szczepionek terapeutycznych, czyli dostosowanych do zwalczania guza konkretnego pacjenta. Powstają one w ten sposób, że najpierw naukowcy badają DNA guza i tworzą koktajl leczniczy z białek komórek rakowych i leukocytów. Potem taką miksturę wstrzykują pacjentowi. Specyficzne dla nowotworu białka powinny wywołać silną odpowiedź limfocytów T, które pomagają organizmowi w niszczeniu nowotworu.
Eksperymenty na zwierzętach przynosiły obiecujące efekty, ale większość preparatów podawanych ludziom nie powstrzymała wzrostu guza. Jednym z powodów może być to, że białka znajdujące się na powierzchni nowotworu występują również w niewielkich ilościach w zdrowych komórkach. Układ odpornościowy nie uznaje zatem komórek raka za wroga i ich nie niszczy. Ponadto chemioterapia lub inne agresywne leczenie zastosowane u chorych na raka osłabia odpowiedź immunologiczną. Jakby tego było mało, nowotwory stosują sprytną sztuczkę – tworzą barierę, którą otacza komórki raka. Chroni to guz przed toksycznymi lekami, ale także pomaga mu ukryć się przed komórkami układu odpornościowego.
Tę zdolność nowotworu mają pokonać najnowsze szczepionki terapeutyczne. – Dzięki tym szczepionkom komórki nowotworowe staną się bardziej widoczne dla układu odpornościowego. To ważne, bo komórki nowotworowe rozwijają mechanizmy, które powodują, że ukrywają się one przed atakiem układu odpornościowego. Za sprawą szczepionek komórki te na powrót staną się widoczne dla komórek odpornościowych – tłumaczy prof. Katarzyna Rolle z Instytutu Chemii Bioorganicznej PAN w Poznaniu.
Na razie zatwierdzona została jednak tylko jedna taka szczepionka. Jest ona dostępna jedynie w USA. Można ją podawać pacjentom z zaawansowanym rakiem prostaty. Szczepionka zawiera komórki dendrytyczne, które pobrane zostały z krwi pacjenta i po zmodyfikowaniu mu podane. Musi być zatem przygotowywana dla każdego chorego indywidualnie. Taka procedura sprawia, że szczepionka jest bardzo droga, a jej efektywność daleka od oczekiwań pacjentów. Przedłuża życie o zaledwie cztery miesiące.
Ale to się może wkrótce zmienić, bo ostatnio prace nad terapeutycznymi szczepionkami przeciwko nowotworom nabrały tempa. – Stało się tak za sprawą pandemii i sukcesu szczepionek przeciwko COVID-19 opartych na technologii mRNA. Takie szczepionki okazały się niezwykle skuteczne i właśnie w dzięki tej technologii firma Moderna opracowała kilka szczepionek przeciwnowotworowych, które są w początkowej fazie badań klinicznych – mówi prof. Rolle. Pandemia pokazała, że takie szczepionki mogą być stosunkowo szybko wyprodukowane, a co najważniejsze, są one bezpieczne. – To jest przyszłość i nadzieja w walce z nowotworami – uważa uczona. Technologia mRNA ma być także wykorzystywana do opracowania szczepionek profilaktycznych.
Psy też chorują na raka
Plany stworzenia niewirusowej szczepionki profilaktycznej naukowcy mieli już kilkanaście lat temu. Zaczęli od raka piersi, najczęstszego nowotworu u kobiet. Poddali wtedy analizie geny odpowiedzialne za tę chorobę u stu kobiet. Okazało się jednak, że tylko 28 pacjentek miało jedną mutację wywołującą raka piersi. Pozostałe kobiety miały takich mutacji od dwóch do sześciu. Opracowanie szczepionki chroniącej przed rakiem piersi naukowcy uznali zatem za niemożliwe i postanowili skupić się na nowotworach wywoływanych przez jedną mutację.
Prace nad szczepionkami przeciwko nowotworom nabrały tempa za sprawą sukcesu szczepionek przeciwko COVID-19
Tą drogą poszli naukowcy z zespołu dr Olivery Finn, immunolożki z University of Pittsburgh, którzy odkryli białko MUC1 znajdujące się na powierzchni wielu różnych rodzajów komórek rakowych. Opracowali szczepionkę, która składała się z fragmentów tego białka, i podali ją zdrowym ochotnikom narażonym na wysokie ryzyko raka jelita grubego. Odpowiedź immunologiczną wytworzyła mniej niż połowa uczestników badania.
Wadą tego preparatu było też to, że białka zawarte w szczepionce mobilizowały do działania komórki B układu odpornościowego, które wytwarzają przeciwciała. To oznacza, że aby uzyskać odporność na raka, trzeba uaktywnić limfocyty T, które są w stanie rozpoznać i zniszczyć komórki nowotworowe. Nad taką szczepionką pracują naukowcy z Abramson Cancer Center. Rok temu rozpoczęli badania kliniczne. Preparat podają osobom, które mają mutacje w genach BRCA1 lub BRCA2, co zwiększa ryzyko raka piersi, jajników czy prostaty, a które nigdy nie chorowały na raka. Szczepionka ta jest skierowana przeciwko kilku białkom typowym dla tych nowotworów. Dzięki temu powinna być bardziej skuteczna niż szczepionki ukierunkowane na pojedyncze białko.
Miesiąc temu naukowcy z Johns Hopkins University rozpoczęli badanie kliniczne szczepionki chroniącej przed rakiem trzustki. Dostanie ją 25 mężczyzn i kobiet, którzy nie mieli raka trzustki, ale które mają dziedziczną mutację i są narażone na wysokie ryzyko tej choroby.
Jeśli te wstępne badania, oceniające przede wszystkim bezpieczeństwo podawanych preparatów, okażą się obiecujące, w ciągu pięciu, może 10 lat rozpoczną się badania kliniczne z udziałem setek ochotników. Potem kilka lat zajmie ocena skuteczności szczepionki. Nowotwory potrzebują czasu, aby się rozwinąć.
A może stanie się to szybciej? Zespół dr. Stephena Johnstona z Arizona State University opracował szczepionkę, która ma chronić przed różnymi rodzajami nowotworu. Zawiera ona 31 antygenów z ośmiu powszechnych nowotworów występujących u psów. W 2018 r. preparat podał 400 psom w średnim wieku, a kolejne 400 psów otrzymało zastrzyk placebo. Badania zostały zaplanowane na pięć lat. W przyszłym roku dowiemy się zatem, ile jest warta taka szczepionka.
Psy zostały wybrane nieprzypadkowo. Chorują bowiem na raka w mniej więcej takim samym stopniu jak ludzie. Ryzyko, że w ciągu życia rozwinie się u nich nowotwór, wynosi 30-40 proc. Większość z ponad 100 rodzajów raka zidentyfikowanych u ludzi występuje również u psów. Wiele psich nowotworów pod mikroskopem jest nie do odróżnienia od ludzkich. A ponieważ długość życia psów jest krótsza niż ludzi, rak rozwija się u nich szybciej. Będzie zatem można znacznie szybciej określić skuteczność szczepionki testowanej na psach, niż gdyby była ona podawana ludziom.
Jeśli szczepionka okaże się bezpieczna i efektywna w zapobieganiu nowotworom, bez wątpienia stanie się dobrodziejstwem dla ich właścicieli. Rak jest bowiem główną przyczyną śmierci psów. Może również zmienić reguły gry w badaniach nad szczepionką przeciwnowotworową dla ludzi. Oby jak najszybciej.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS