Myśl przypisywana Wolterowi głosi: „Pierwszy raz czyni cię filozofem, drugi – zboczeńcem”.
Klaudia i Donald w jednym stali domu – można by sparafrazować hrabiego Fredrę, choć nie idzie tu o ten sam budynek, lecz te same plewy w głowie. Z tym, że o ile jedne plewy (panny Klaudii) mogą być tylko wyrazem infantylizmu, o tyle drugie (pana Donalda) mogą prowadzić do czegoś realnie niebezpiecznego. Oto Klaudia Jachira, przez kaprys losu, czyli przez Grzegorza Schetynę, będąca posłanką, choć od początku chodziło o to, żeby do parlamentu wprowadzić czynnik ludyczny (nawet w rozpaczliwej formie), urządziła sobie awangardowy występ artystyczny. Na miarę własnego rozumienia awangardy.
Panna Klaudia rozsypała otóż w Sejmie papierki z nadrukiem banknotów. Takie, jakie czasem rodzice dają dzieciom do zabawy, choć maluchów to nie bawi, a rodziców owszem, mimo że nie powinno. Panna Klaudia zamierzała w ten sposób udowodnić, że pieniądze nic nie znaczą albo bardzo straciły na wartości. Przy okazji składania przysięgi przez prezesa NBP, prof. Adama Glapińskiego, zamierzała to udowodnić.
Byłoby grubą przesadą wymaganie od panny Klaudii rozumienia sensu podjętych czynności, a już wielgachną przesadą oczekiwanie, że będzie się posługiwała logiką. Logiczne byłoby rozsypanie prawdziwych banknotów, bo to dowodziłoby, że nawet dla panny Klaudii mają one niewielką wartość, choćby wciąż były oficjalnym środkiem płatniczym. Wskutek inflacji nie mają. Posłanka „kaprys Schetyny” trochę by się poświęciła rozsypując dwie siatki banknotów, ale udowodniłaby to, co zamierzała.
Rozsypanie papierków z nadrukiem banknotów sensu żadnego nie miało, bo one w każdych warunkach są bezwartościowe, więc nie sposób przy ich pomocy udowodnić spadku wartości czegokolwiek. Poświęcenie panny Klaudii też było żadne, bowiem te papierki nic ją nie kosztowały, chyba że zaproszenie do zabawy, która byłą w sumie żałosna.
Zabawa była żałosna, gdyż panna Klaudia zachowała się jak nie występująca w przyrodzie arystokratka (taka, co to nie szanuje ludzi i ich pracy, co u prawdziwej arystokracji się nie zdarza). Naśmieciła, a potem dumna z siebie oglądała, jak pracujące w Sejmie panie, często na kolanach, te jej papierki zbierały. To wyjątkowo nieprzyzwoite, a wręcz obrzydliwe, żeby kobiety sprzątały po pannie Klaudii tylko dlatego, że ta ma status posłanki wskutek kaprysu Schetyny. Zresztą szanująca się posłanka nigdy nikogo do sprzątania po własnych wygłupach by nie dopuściła. Tak może robić wyłącznie osoba bez klasy.
Kiedy już panna „kaprys Schetyny” odstawiła swoje żenujące badziewie, uważając, że urządziła niebywale bogaty znaczeniowo happening, docenił jej paździerz niejaki Donald Tusk. Docenił, bo także on ma skąpą wiedzę o tym, co jest happeningiem wartym zachodu i cokolwiek znaczącym. Skąd jednak panna Klaudia i Pan Donald mogą wiedzieć, że powielają (z typowym dla nieuków uporem) coś, co autentyczne i znaczące było 134 lata temu, gdy powstał w Paryżu Théâtre Libre. Oczywiście nie mają też raczej pojęcia, że w tymże Paryżu od 1896 r. działał Théâtre de l’Oeuvre. Że 105 lat temu założono w Zurychu Cabaret Voltaire. Że ponad 100 lat temu działał Marcel Duchamp. Że żadne wysilone happeningi nigdy nie przebiją „twórczości” wiedeńskich akcjonistów (Brus, Nitsch, Muehl, Schwarzkogler, Wiener) sprzed ponad 50 lat.
Pan Donald, wykształcony niczym Kaspar Hauser, gdy 26 maja 1828 r. pojawił się na ulicach Norymbergi, zareagował na przedstawienie panny Klaudii stwierdzeniem: „Każde zachowanie, każde działanie, każdy apel, które skróciłoby męki Polaków będące konsekwencją rządów prezesa NBP Adama Glapińskiego, jest godny pochwały”. I zabawny niczym przetarte kalesony dodał: „Zamierzam wyciągnąć bardzo poważne konsekwencje wobec Adama Glapińskiego”. To w reakcji na pytania, czy pannę Klaudię coś spotka z powodu jej kolejnego wygłupu.
Można by mądrości pana Donalda podsumować słowami, które w „18 brumaire’a Ludwika Bonaparte” napisał niejaki Karol Marks: „Hegel powiada gdzieś, że wszystkie historyczne fakty i postacie powtarzają się, rzec można, dwukrotnie. Zapomniał dodać: za pierwszym razem jako tragedia, za drugim jako farsa”. Istnieje jeszcze starsza i bardziej frywolna wersja, przypisywana Wolterowi: „Pierwszy raz czyni cię filozofem, drugi – zboczeńcem”. No i istnieje wersja skutków tego stanu rzeczy, autorstwa Jacka Ketchuma (Dallasa Mayra) znana z powieści „Jedyne dziecko”: „Z ludzką osobowością jest jak z księgowością – gówno zawsze wypłynie na powierzchnię”.
To, że historia się powtarza, nie znaczy, że nas czegokolwiek uczy. Temu jest poświęcona praca Karla Poppera „Nędza historycyzmu”. I o tym pisał Paul Valéry w „Regards sur le monde actuel” (uwagi o świecie współczesnym): „Historia uzasadnia, co się komu podoba. Niczego stanowczo nie uczy, gdyż zawiera w sobie wszystko i na wszystko może dostarczyć przykładów”. Pan Donald stanowczo niczego się nie nauczył, skoro uważa, że jest „godne pochwały każde zachowanie, każde działanie, każdy apel, które skróciłoby męki Polaków będące konsekwencją rządów prezesa NBP Adama Glapińskiego”.
Każde zachowanie i każde działanie może być na przykład zbrodnią, przestępstwem, aktem przemocy, a nie tylko wygłupem w stylu panny Klaudii. Pan Donald był premierem i przewodniczącym Rady Europejskiej, więc nie może sobie gadać dowolnych bzdur. Bo ktoś może to jego pochwalane „każde zachowanie” i „każde działanie” uznać za wezwanie do czynu. Pan Donald nie może być aż tak niemądry i aż tak niemoralny, żeby nie rozumieć konsekwencji tego, co mówi. Nawet jeśli nie zawsze wie, co mówi. A to, że coraz częściej mówi i działa równie bezsensownie jak panna Klaudia, to znak czasów. Jack Ketchum się nie mylił.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS