Agnieszka Szczepańska, „Wprost”: O nowotworze dowiedziała się pani przez przypadek?
Henryka Krzywonos-Strycharska: Tak. W styczniu spadłam ze schodów w Sejmie i zaczęłam odczuwałam ból w żebrach. Gdy wróciłam do mieszkania, już nie mogłam oddychać. W pierwszej chwili pomyślałam, że przebiłam sobie płuco. Po zrobieniu tomografii okazało się, że oprócz złamanego żebra mam guza na płucach. Teraz jestem w trakcie chemii, czekam na dalsze badania.
Była w pani złość?
Na początku nie było łatwo, ale dziś mówię, że Bóg mi podstawił nogę, bo może jeszcze coś mam do zrobienia? Liczę, że jeszcze trochę pożyję. Nie płaczę, praca pomaga mi dalej funkcjonować.
A mąż, dzieci?
Gdy dowiedziałam się o chorobie, tylko o mężu myślałam, że bardzo się zmartwi. Chciałam też spotkać z dziećmi, by im o wszystkim powiedzieć. Zawsze jak ktoś umiera, ludzie mają do siebie żal, że nie zdążyli powiedzieć bliskim ważnych słów. Ja taki moment znalazłam. Powiedziałam im, że kocham ich najbardziej na świecie.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS