1 godz. 26 minut temu
Ariel Jacobs to w belgijskim futbolu człowiek-instytucja. Prowadził reprezentację U-21, przez 5 lat trenował także Anderlecht Bruksela, w którym pokazał światu talent Romelu Lukaku. Spotkał na swojej drodze również Marcina Wasilewskiego, którego docenił szczególnie mocno wtedy, kiedy polski obrońca złamał nogę. Przed meczem Polska – Belgia Ariel Jacobs zgodził się na rozmowę specjalnie dla Interii.
Jakub Żelepień, Interia: Liga belgijska jawi się poza granicami waszego kraju jako fabryka czy – jak kto woli – supermarket z młodymi, jakościowymi piłkarzami. Nie ma takiego okienka transferowego, podczas którego jakiś zawodnik nie wyjechałby do dużo lepszego klubu poza Belgią.
Ariel Jacobs: Nasze szkolenie faktycznie ma wyrobioną bardzo dobrą markę, ale to zasługa wielu lat pracy – teoretycznej i praktycznej. Jednocześnie w naszej piłce ligowej pieniądze nadal nie są wielkie, więc kiedy zgłasza się klub angielski, włoski, hiszpański, francuski, niemiecki czy nawet holenderski, młody zawodnik zazwyczaj bez wahania wybiera tę ofertę. I wszystko zaczyna się od nowa: nasze kluby muszą wpuszczać do składu kolejnych juniorów, których w perspektywie najwyżej kilku lat znów sprzedadzą.
A przy okazji muszą trzymać poziom sportowy.
– Oczywiście, ale zawsze łatwiej to powiedzieć, niż zrobić. Wszędzie na świecie kibice mają podobne żądania: chcą widzieć w pierwszym składzie zdolnych wychowanków, chcą, aby zespół grał ładnie i chcą zwycięstw. Te trzy rzeczy bardzo trudno jest połączyć. Jeśli uda ci się pogodzić chociaż dwie, to już jesteś niezłym trenerem. Zwłaszcza w Belgii, w której – jak wspomniałem – młodzi piłkarze są bardzo szybko wyciągani przez największe europejskie kluby. Mając więc jednego czy dwóch zdolnych wychowanków, musisz jednocześnie przygotowywać kolejnych, którzy za kilka miesięcy ich zastąpią. To nie jest łatwe, bo nie każdy rocznik obfituje w taką samą liczbę talentów.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS