Wyjaśnijmy, że to rewolwer, pistolet, karabin lub strzelba – zabytek albo współcześnie wyprodukowana replika. Można nabyć bez problemu, do tego kule w paczkach po sto sztuk.
– I można z tej broni, jak z każdej innej palnej, zabić. Na broń czarnoprochową nie potrzeba żadnych pozwoleń. To, że tak łatwo ja nabyć, jest niepokojące.
Posłowie, którzy twierdzą, że teraz dostęp do broni jest za bardzo blokowany i chcą go „odblokować”, przekonują, że „w godzinie zagrożenia” każdy uzbrojony będzie na wagę złota.
– Wciąż teraz słyszymy: „zagrożenie”, i że najlepiej by było, żebyśmy wszyscy nauczyli się strzelać. Chociaż badania pokazują jasno: w razie konfliktu zbrojnego tylko część społeczeństwa jest w stanie uczestniczyć w walce, jakoś sobie z tym psychicznie poradzić. Reszta, nawet gdyby umiała strzelać, nie strzeli, bo nie będzie chciała wyrządzić drugiemu człowiekowi krzywdy. Dlatego nie widzę sensu w upowszechnianiu dostępu do broni. I jeszcze to opowiadanie, że dla bezpieczeństwa uczniowie już w szkole powinni mieć kontakt z bronią…
Rzecznik praw dziecka porównał dotknięcie broni do inicjacji seksualnej. Uznał, że „wiek 15 lat jest optymalny”.
– Słyszałem rzecznika… To przerażające. Dlaczego, gdy politycy mówią o bezpieczeństwie, nie mówią o tym, że powinniśmy nauczyć się uciekać? Dlaczego nie mówią, gdzie mamy się schować, gdyby był nalot? Czy ktoś nas chce jakoś przygotować do skutecznej ochrony przed zagrożeniami? Dlaczego nie ma na masową skalę ćwiczeń z ewakuacji? Każdy z nas powinien wiedzieć, jak się zachować w razie pożaru, co robić, jeśli zawali się budynek albo gdy w pobliżu zaczną wybuchać bomby.
Większość z nas nie wie nawet, jak reagować na wyjące syreny. Jeżeli czegoś uczyć na wypadek wojny, to przede wszystkim zasad ewakuacji, ucieczki spod ostrzału, podstaw medycyny pola walki, żeby każdy wiedział, co zrobić, gdy mamy obok rannego, a nie mamy apteczki.
A politycy mówią o strzelaniu.
Jeżeli uczyć strzelać, to z pewnością nie dzieci. Chyba że ktoś chce, jak Putin, mieć mięso armatnie i wysyłać na front już 16-latków.
Z dawaniem broni do ręki osobom bardzo młodym naprawdę radziłbym uważać. Wychowani na grach komputerowych czasami nie potrafią dostrzec różnicy między życiem a grą. Prowadzę zajęcia z technik interwencji, mam w grupach osoby po 18–20 lat, które zgłosiły się do pracy w policji, wydaje im się, że gdy wyjdą uzbrojeni na ulice, będzie jak w grze, gdy ktoś zginie, to game over, następnym razem zacznie się od nowa.
W wielu młodych ludziach wychowanych na „strzelankach” jest niekontrolowana agresja, brutalność. I jakby nie zdawali sobie sprawy z tego, że jeżeli komuś skręci się kark albo się do niego strzeli, to się go zabije i on już nigdy nie wstanie. Nie będzie drugiego życia, nie da się tej śmierci wymazać, cofnąć, jak w komputerowej grze.
Jeżeli politycy chcą uczniów „oswajać” z bronią, to co będzie dalej? Co poza oswajaniem, strzelaniem? Stawianie min?
Jeżeli politycy znaliby badania, wiedzieliby, jak absurdalna jest wiara w to, że jeżeli wszyscy nauczą się strzelać, to wszyscy – w razie wojny – ruszą do ataku na wroga. Część po prostu się do tego nie nadaje, psychicznie nie będzie w stanie podjąć walki. Strzelić do kogoś to nie jest coś prostego. Nie przypomina trafienia do celu na strzelnicy.
Wielu polityków mówi o strzelaniu i patrzy na wojnę w Ukrainie jak na film czy grę, a przecież tam toczą się walki na śmierć i życie – jedni giną, inni zostają inwalidami bez rąk, nóg. Ukraina stała się miejscem niewyobrażalnych tragedii, a my tu mamy, niestety, czysty populizm, nawoływanie: wszyscy do broni!
Mam wrażenie, że gdzie nie spojrzeć, ludzie się temu poddają, chcą sobie postrzelać. Potrzymać broń pragną nawet panie księgowe z korporacji. Mój znajomy, który prowadzi strzelnicę, mówi, że mógłby nie wychodzić z pracy, tylu jest chętnych do strzelania.
Można powiedzieć: lepiej niech się nauczą.
– Ależ przecież oni się nie nauczą! Postrzelają sobie raz, dwa, trzy i przestaną chodzić na strzelnicę, naiwnie sądząc, że już wszystko o broni wiedzą, wszystko potrafią. Tymczasem, jeżeli nie strzela się regularnie, traci się tę umiejętność. To nie jest jazda na rowerze. Jeżeli nie strzelasz, zapominasz. Proszę mi wierzyć, że ta fala zainteresowania strzelaniem, którą teraz widzimy, nie poprawi naszej sytuacji w razie wybuchu wojny.
Ale podgrzewa się nastroje bojowe w każdy możliwy sposób. Rzecznik praw dziecka mówi o zaletach dotykania broni. Minister edukacji otwiera szkolną strzelnicę i pozuje z bronią, a w tle widzimy krzyż. Często mówi się o walce i łączy to z religią. Mamy „wojowników Maryi” i „Rycerzy Chrystusa”…
– Ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, co naprawdę znaczy walczyć, być „wojownikiem”, jakie mechanizmy się przy tym uruchamiają. Ucząc technik interwencji i samoobrony staję naprzeciw tych, którzy przychodzą do mnie na zajęcia i widzę, co się z nimi dzieje, gdy mówię „uderz mnie”, „zaatakuj”. Nie chcą, wahają się. Większość ma opory, bo większość – na szczęście – po prostu nie chce drugiemu zadawać bólu, zrobić krzywdy. Jednak, żeby doprowadzić do tragedii wystarczy to, że istnieje mniejszość. Niech to będzie choćby 2 albo 5 procent społeczeństwa. Ta pozornie nieduża grupa może nie mieć żadnych oporów, żeby – nawet, gdy nie ma wojny – poddać się retoryce wojennej, zaatakować kogoś, wykorzystując swoją siłę albo po prostu łatwy dostęp do broni.
Część dostała teraz amoku strzeleckiego. Wiadomo, kto ich uczy?
– Instruktorów nie brakuje, to już się robi prężna branża: ktoś chce zarabiać na szkoleniach, ktoś na budowie kolejnych strzelnic, a ktoś na sprzedaży broni. To duży biznes, a może być jeszcze większy. Jeżeli pozwoli się go rozwinąć, będziemy mieć Stany Zjednoczone.
Polscy policjanci, którym teraz w czasie interwencji jeszcze wciąż rzadko zdarza się wyciągnąć broń, mogą niedługo, jak amerykańscy, wysiadać z radiowozu trzymając rękę na kaburze. Zresztą to właśnie policjanci będą pierwszymi ofiarami większego dostępu do broni.
Jeżeli – jak twierdzą politycy – zależy im na tym, żebyśmy czuli się bezpiecznie, to niech spojrzą, co robią inni. W Izraelu zaczęli szkolić ludzi na wypadek wojny, ale tak, żeby wiedzieli, jak zadbać o swoje bezpieczeństwo, jak się chronić. Na żadnej armii świata nie zrobi wrażenia przeciwnik, który wystawi do walki cywilów ledwie przyuczonych do trzymania broni. Zastanówmy się, co miałby robić nastolatek z bronią w garści, jeżeli na Polskę zaczęłyby spadać rakiety wystrzelone z Kaliningradu? Jaki jest sens luzowania przepisów dotyczących posiadania broni? Przecież już teraz jest problem: mamy łatwy dostęp do broni czarnoprochowej, mamy starzejących się myśliwych, którzy potrafią pomylić człowieka z jeleniem.
Ciągle słyszymy uspokajające: że nie ma problemu, liczba zabójstw z użyciem broni palnej jest w Polsce niewielka. Tymczasem są – poza zabójstwami – też rozboje, napady z użyciem broni i od kilku lat ich liczba lawinowo rośnie. Dawniej było około 300 rocznie, a w ubiegłym roku ponad 680. Do tego było ponad 260 przestępstw z użyciem broni pneumatycznej, 270 z użyciem broni gazowej. I jeszcze 881 z użyciem materiałów wybuchowych – w ciągu roku wzrost o 100 procent!
– Oczywiście, że jest problem, ale się go bagatelizuje.
Może górę zaczyna brać myślenie: po co upierać się przy ograniczonym dostępie do broni palnej, skoro przecież jak ktoś będzie chciał kogoś obrabować czy zabić, to i tak obrabuje i zabije. Zamiast strzelić, dźgnie nożem albo użyje siekiery.
– Jednak jakoś nikt jeszcze nie wpadł na pomysł, żeby w szkole wykładać uczniom, jak trzymać nóż, żeby zabić. Nie daje się nastolatkom instrukcji, jak uderzyć siekierą, żeby rozłupać komuś głowę albo odrąbać nogę. Także w domu rodzice nie podsuwają dzieciom takich narzędzi.
Jeżeli ktoś chce porównywać nóż czy siekierę do broni palnej, warto pamiętać, jaka jest siła rażenia każdego z tych narzędzi. Nożem nie da się zabić równocześnie kilku osób, a mając w ręku karabin, owszem. Chcąc zranić czy zabić nożem, trzeba podejść blisko, wyprowadzić uderzenie, a mając broń palną, można zabić, stojąc w oknie swojego mieszkania.
Liczba ofiar, jaka wiąże się z użyciem noża a użyciem broni palnej, to jedno. Drugie: kłopot z neutralizacją zagrożenia. Do wytrącenia napastnikowi noża z ręki wystarczy jeden sprawny obywatel albo patrol policji, ale żeby zmusić kogoś do oddania karabinu z załadowanym magazynkiem? Czasami nawet 100 policjantów może sobie nie poradzić. Porównywanie noża do karabinu, to jak przymierzenie nosa do pięści albo jak porównanie posługiwania się bronią do inicjacji seksualnej.
Ci, którzy forsują szerszy dostęp do broni, mogą odnieść sukces, wykorzystując strach przed wojną?
– Boję się, że – niestety – nie znajdzie się nikt, kto głośno powie: „stop!” W normalnej sytuacji, gdyby w państwie były „bezpieczniki”, czyli sprawne instytucje kontroli, a w czasie konsultacji społecznych wnikliwie rozważałoby się „za” i „przeciw”, ktoś miałby odwagę powiedzieć, że więcej broni, to nie mniejsze, ale większe zagrożenie. I gwarantuję, że od razu też dużo martwych policjantów, pracowników ochrony, większe ryzyko terrorystyczne. U części z tych, którzy będą mieć broń, prędzej czy później może pojawić się pokusa, żeby bronią pozałatwiać swoje sprawy.
Dlaczego politycy nie dostrzegają tego zagrożenia?
– Są cyniczni. Skutki ich nie obchodzą. W USA już dawno zdano sobie sprawę, że dużo broni w domach, to duże kłopoty. Choć teraz chcieliby ograniczyć dostęp, trudno im się za to zabrać. Są w sytuacji, w której nawet nie wiadomo, kto co ma i gdzie trzyma. Gdyby teraz wprowadzić tam nowe przepisy, to czy mogłyby radykalnie zmienić sytuację, skoro w domach wciąż byłby przecież zgromadzony wcześniej arsenał? Nie ma sposobu, żeby ludziom odebrać to, co mają. No bo jak? Grzecznie poprosić, żeby oddali?
U nas, jeżeli ludziom się pozwoli, to ze strachu przed wojną, zaczną kupować broń. Będzie sobie leżeć, aż kiedyś w końcu pojawi się okazja, żeby ją wyciągnąć. Wystarczy, że sąsiad kogoś zdenerwuje. Wtedy zabije się sąsiada, a do tego jeszcze prawdopodobnie interweniujących policjantów.
Czytaj też: „Nie wyrabiamy z dostawami”. Polacy masowo ruszyli na strzelnice. Broń sprzedaje się jak nigdy
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS