W to, co wydarzyło się w samej końcówce ubiegłorocznego wyścigu nadal trudno uwierzyć. Po niemal 24 godzinach walki Oreca stajni WRT opatrzona numerem 41, z Robertem Kubicą, Louisem Deletrazem i Yifeiem Ye w składzie, komfortowo prowadziła w LMP2. Za kierownicą był Chińczyk, a w garażu belgijskiego zespołu powoli szykowano się do świętowania dubletu. Nagle samochód przestał reagować na gaz i zatrzymał się na ostatnim okrążeniu. Szansa na sukces przepadła.
Choć wspomnienia nie są najmilsze, Kubica w rozmowie z Motorsport.com zdradził, jak wyglądały ostatnie chwile zeszłorocznej rywalizacji.
– Pamiętam, że organizatorzy przyszli do nas, gdy pozostało około siedemnastu minut do końca – wspomina polski kierowca. – Generalnie chcieli być pewni, że znamy drogę na podium. Niewykluczone, że faktycznie chcieli nam już dać puchary [jak wspomina Louis].
– Powiedziałem wtedy, że to nie koniec, choć oczywiście nie myślałem o wycofaniu. Nigdy jednak nie wiadomo. Nie po raz pierwszy przegrałem wyścig na ostatnim okrążeniu. Dopóki nie jest się na mecie… Oczywiście, pozycja, w której się znajdowaliśmy, była dość komfortowa. Nie był to dla nas bardzo łatwy wyścig, ale samochód jechał przez 24 godziny. Nie spodziewasz się, że może cię zawieść na mniej niż pięć minut przed końcem. To była bolesna, ale dobra lekcja.
Kubica długo nie mógł pogodzić się z takim obrotem sprawy, a pocieszać go musieli członkowie zespołu.
– Mówiąc szczerze, byłem zaskoczony tym, jak zareagowałem i jak to było bolesne. Doszedłem do wniosku, że moja reakcja była wtedy taka, ponieważ gdy zaliczasz mistrzostwa z dziesięcioma czy dwudziestoma wyścigami, bierzesz pod uwagę, iż w którymś coś może pójść nie tak.
– Na Le Mans przyjeżdża się raz w roku. A ja dodatkowo debiutowałem. Mam wiele szacunku do tego, ile trzeba włożyć wysiłku, by znaleźć się w takiej pozycji. Z jednej strony pokazaliśmy, że możemy odpowiednio wykonać pracę i się tam pojawić, z drugiej jest świadomość, iż podobna szansa może się już nie powtórzyć. Tyle czynników trzeba złożyć w całość i wszystko musi zagrać. Nigdy nie wiesz czy w swoim życiu ponownie będziesz w takiej sytuacji. Dlatego to tak boli.
Po niespełna dziesięciu miesiącach Kubica ponownie zmierzy się z kultowym Circuit de la Sarthe. Tym razem w barwach Prema Orlen Team.
– Jest jeszcze coś, co powiedziałem Louisowi, a on chyba o tym nie wspominał. Powiedziałem mu wtedy, że jeśli wygramy, to pewnie mnie na Le Mans już nie zobaczycie.
– Prawdopodobnie więc, powód dla którego tu jestem jest taki, że rok temu nie wygrałem.
– Le Mans zapewniło mi w zeszłym roku 360-stopniowe emocje. Pamiętam entuzjazm związany z przyjazdem. To było miłe, ponieważ wcześniej przez długi czas nic podobnego nie czułem. Wszystko było dla mnie nowe. Kiedy robisz coś długi czas, staje się to normalnością, wpadasz w rutynę, brakuje emocji.
– To było bardzo fajne doświadczenie, choć zakończyło się źle. Zeszły rok zapewnił mi pełne spektrum emocji.
Pytany o tegoroczne szanse i czy ma przekonanie, iż ponownie będzie liczyć się w walce o czołowe pozycje, Kubica odparł:
– Trzeba być pewnym. Jeśli tego nie ma, lepiej zostać w domu. Podchodzę jednak generalnie do motorsportu, a szczególnie do tego wyścigu, z wielkim szacunkiem. Również do rywali.
– Zawsze staram się myśleć o tym, co ja muszę zrobić i koncentruję się na tym, by spisać się jak najlepiej. Jeśli to wystarczy, to dobrze. Jeśli nie, znaczy ktoś inny wykonał pracę lepiej.
– Najważniejsze to jechać do domu mówiąc sobie, że zrobiło się dobrą robotę. Tak, są rzeczy, które można poprawić, ale generalnie występ był dobry, zarówno w samochodzie, jak i poza nim. To co widzi się w sobotę i niedzielę wynika z kombinacji rzeczy, które niekoniecznie dzieją się w tamtym momencie. To wynik pracy z zespołem, podejścia, przygotowań, rozwiązań technicznych. Jest wiele rzeczy i ten wyścig oferuje coś wyjątkowego.
Polecane video:
akcje
komentarze
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS