A A+ A++

Jeśli śledzicie rozwój Kinowego Uniwersum Marvela, to na pewno zwróciliście uwagę na niedawne doniesienia, które napływały do nas z bardzo wiarygodnych źródeł. Mowa oczywiście o informacjach dotyczących tego, że Disney zamierza wziąć się za Daredevila. I choć potwierdzenia tych rewelacji pojawiały się już wcześniej (Vincent D’Onofrio w „Hawkeye” czy Charlie Cox w „Spider-Man: Bez drogi do domu”), to teraz dostaliśmy konkrety. 

Mam na myśli to, iż z coraz większym przekonaniem możemy mówić o tym, że Daredevil nie tylko zasili Marvel Cinematic Universe, ale będzie dokładnie tym samym, którego znamy z ogromnego hitu Netflixa. Jakby tego było mało, sama historia będzie w mniejszym lub większym stopniu kontynuowana względem tego, jak zakończyła się przed kilkoma laty, przy okazji trzeciego sezonu serialu. 

Czy to świetna wiadomość? Dla wielu osób na pewno tak. Wszak należy pamiętać, że sporo wątków wciąż pozostaje otwartych, a zakopanie tak znakomitej postaci i jednocześnie wymiana tak fenomenalnie pasujących bohaterów (bo chyba nikt nie będzie się z tym stwierdzeniem kłócił), byłoby ogromnym błędem. Niemniej, cała sprawa nie jest wcale tak prosta i jednowymiarowa, jak mogłoby się wydawać. 

Kwestia ograniczeń 

Tym, co budzi największe kontrowersje, są oczywiście ograniczenia, z jakich słynie Disney. Dla wielu osób ogromną siłą oraz plusem „Daredevila” od Netflixa była najwyższa możliwa kategoria wiekowa. Sprawiała, że na ekranie mogło się dziać naprawdę grubo – krew lała się niekiedy litrami, a sceny pobić czy mordów nie musiały być osłaniane kurtyną domysłów i spekulacji. Nic nie pozostawiono przypadkowi. 

Czy PG-13 może działać tak samo dobrze? Nie ma sensu się czarować – nie może. Da się jednak w pewien sposób zastąpić niektóre elementy, posiłkując się mocą wyobraźni widzów. Jest to jednak dużo trudniejsze, a twórcy będą zmuszeni nastawić się w takich sytuacjach na margines błędu, na który nie mają żadnego wpływu – subiektywizm odbiorców. I choć jest on zawsze, to w tego typu przypadkach zostaje wystawiony na szczególnie wymagającą próbę. 

Daredevil jest brutalny 

Tak, Daredevil to bardzo brutalny serial i należy o tym pamiętać. Nie zliczę scen, w których krew wręcz wylewała się z ekranu. Po dłuższych seansach z samą produkcją miałem wrażenie, że kolor logo Netflixa nie jest tu bynajmniej przypadkiem. Walki bolały od samego patrzenia, a niektóre ruchy i wątki fabularne zdecydowanie kierowane były wyłącznie do najdojrzalszych odbiorców. Oczy chłonęły masę bestialstwa. 

Tak samo było jednak w komiksach i trudno jest mi sobie wyobrazić Daredevila bez tego wszystkiego. Wiecie, takiego ugrzecznionego. To trochę tak, jakby Frank Castle miał strzelać z pistoletu na wodę i wyłącznie w osoby, które są już mokre. Niekoniecznie się to sprawdzi – zwłaszcza u wzrokowców, dla których wydarzenia przedstawione na ekranie muszą być budowane głównie przez bezpośredniość przekazu. 

I to będzie coś, o czym Netflix musi pamiętać. Jak wspomnę jeszcze w tym tekście i już nieco wcześniej napomknąłem – da się to w pewnym sensie obejść. Jest opcja, by zapuścić się w meandry umysłów widzów i pozostawiać im pewne wskazówki, aby sami mogli dopowiadać sobie resztę. Nie trzeba pokazywać złamania ręki – wystarczy choćby dźwięk kruszonej kości albo wrzask poszkodowanego. Tego właśnie powinien chwycić się Disney. I sądzę, że to zrobią. 

Brudny klimat, brudne serca 

Innym ważnym elementem, prócz brutalnych scen walki, jest także klimat. To on dyktuje niespieszne tempo produkcji (które paradoksalnie zdaje się naprawdę dynamiczne) i sprawia, że trudno czuć się komfortowo, gdy ogląda się tę pozycję. Prawie zawsze jest ciemno, mrocznie, a my sami możemy poczuć się niczym osoba z niepełnosprawnością, która – podobnie jak główny bohater – musi chłonąć wydarzenia nie wzrokiem, ale innymi zmysłami. 

Gra świateł czy zabawa scenografią sprawiają, że można czasem wręcz poczuć wszechobecny dym, a także usłyszeć stukot rur czy kapanie wody. To małe detale, które zestawione razem budują produkcję o niesamowitej intensywności doznań. I to wszystko w bardzo silny, a przy tym brutalny sposób. Kluczem nie jest tu bowiem wspomniana brutalność zachowań, ale właśnie klimatu i psychiki postaci. Prawie nic nie jest jednoznaczne. Zdecydowanie powinni o tym pamiętać. Spłycenie bohaterów na ekranie będzie strzałem w stopę i dobiciem w kolano. 

Reasumując… 

Czy Daredevil od Disneya może się udać? Tak, zdecydowanie tak. Będzie o to oczywiście bardzo trudno, albowiem nie spodziewam się, że wytwórnia Myszki Miki zdecyduje się postawić na kategorię wiekową „R”. Można to jednak w zgrabny sposób obejść, co udowadniał choćby ostatni Doctor Strange, a także specjalna wersja drugiej części przygód Deadpoola. Da się bazować na wyobraźni. 

Nie jest to jednak tak łatwe, jak mogłoby się wielu osobom wydawać. Będzie wymagało ogromu kreatywności i masy trudnych decyzji, które jednak nie są niemożliwe do podjęcia. Reżyser oraz scenarzyści będą mieli trudne zadanie, ale jeśli tylko im się uda, zdecydowanie zapiszą się dużymi literami w historii ekranizacji Marvela. Trzeba będzie się nagimnastykować, ale umówmy się – zdecydowanie warto. 

I choć szanse na powodzenie są nieco mniejsze, niż na to, że dostaniemy kolejną generyczną opowieść o superbohaterze, to wiara i nadzieja umierają ostatnie. Wierzę, że jeśli Marvel Studios decyduje się na taki krok, to jest już pewien zalążek pomysłu, w jaki sposób ograć temat, by nie sparzyć do siebie całej rzeszy fanów. Mocno ściskam kciuki i będę to robił długo, albowiem Diabeł z Hell’s Kitchen absolutnie na to zasługuje. 

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułKomentarze po zamachach w Nigerii
Następny artykułPolicja Bytom: Policyjne działania „NURD”