Niektórzy stali, klęczeli, inni padli na murawę. Pocieszali ich Niemcy, kilku poszło z pretensjami do sędziów. Z uściskiem i przybiciem piątki podszedł Maciej Stolarczyk. Ale smutku, z jakim po przegranym 1:2 meczu z Niemcami piłkarze kadry U-21 dziękowali kibicom za doping, jeszcze długo nie uda się zapomnieć. Starali się, próbowali. Ale na mistrzostwa Europy do lat 21 w Gruzji i Rumunii w przyszłym roku Polacy nie pojadą.
“Tylko zwycięstwo!”. Zdarzył się cud i Polacy dostali szansę
Jeszcze w marcu wydawało się, że awans na mistrzostwo może dać Polakom tylko cud. Tego samego dnia, gdy seniorska kadra zapewniła sobie wyjazd na mundial do Kataru, młodzieżówka przeżywała trudne chwile. Remis 1:1 z Węgrami oznaczał, że już niewiele w eliminacjach do Euro zależy od niej. Ale cud się zdarzył. 2 czerwca Łotwa wygrała 1:0 z Izraelem, umożliwiając Polsce walkę o baraże.
“Tylko zwycięstwo, Polacy tylko zwycięstwo!” – tak we wtorek w Łodzi doping rozpoczęli fani z trybuny, którą podczas meczów ŁKS zajmują najbardziej zagorzali kibice. Z Niemcami Polaków faktycznie nie mogło interesować nic innego. Przed ostatnią kolejką spotkań mieliśmy przewagę dwóch punktów nad Izraelem. Remis i porażka oznaczały, że o grze na Euro zawodnicy Macieja Stolarczyka mogą zapomnieć. Co prawda, Izrael grał równolegle z San Marino, ale trudno było widzieć w tym meczu korzystny wynik dla Polaków. Jeśli chcieli zagrać w barażach, musieli sami je sobie wywalczyć.
Rekordu nie było. Kibice częściej musieli nie dowierzać, niż się cieszyć
Przed meczem na stadionie im. Władysława Króla zapowiadano bicie rekordu frekwencji na meczach kadr młodzieżowych. Ten został ustanowiony podczas meczu otwarcia właśnie Euro U-21 rozgrywanego w 2017 r. w Polsce. Na stadionie w Kielcach porażkę 1:2 ze Słowacją oglądało 14 911 widzów. Teraz wiadomo było ponad dziesięciu tysiącach sprzedanych biletów, ale na stadionie okazało się, że do rekordu zabraknie.
Ostatecznie frekwencja wyniosła 11 732 osoby. Ale ci, którzy na stadion przyszli, powodów do radości mieli niewiele i częściej słychać było odgłosy niedowierzania po kolejnych niewykorzystanych szansach.
Białek najpierw gryzł siatkę. Potem wszystko sobie odbił
Zaczęło się jednak zaskakująco dobrze. Gra Polaków w pierwszej połowie mogła zaskakiwać. Zwłaszcza łatwość w przechwytywaniu piłek, to jak dużo swobody ofensywni piłkarze kadry Stolarczyka dostawali od niemieckich obrońców, czy szybkość tworzenia kontr. Niemcy? Przeważali, grali atakiem pozycyjnym, ale momentami jakby od niechcenia. To nie przeszkodziło im jednak strzelić pierwszego gola, którego sporym błędem w obronie Youssoufie Moukoko podarował Ariel Mosór, a talent Borussii Dortmund musiał prezent wykorzystać.
Już w 15. minucie Bartosz Białek wręcz objechał na lewym skrzydle zawodnika Bochum Armela Bellę Kotchapa, przeszedł wzdłuż linii końcowej w pole karne Niemców, a następnie oddał silny strzał. Piłkę odbił przed siebie bramkarz gości Nico Manti, ale Polacy nie byli już w stanie stworzyć nic groźnego z tej sytuacji. Białkowi pozostało podejść do bocznej siatki i z frustracją się w nią wgryźć. Chwilę później znów był wściekły – bo w piłkę dośrodkowaną z rzutu wolnego nie trafił ani on, ani Sebastian Walukiewicz. Trafił za to obrońca niemieckiej kadry, i to ręką. Sędzia nie podyktował ewidentnego rzutu karnego, a podczas spotkania nie używano systemu VAR. Szansy na naprawienie błędu nie było.
Potem Białek wszystko sobie odbił: po jego strzale głową piłka leciała wolno, ale jednocześnie obracała się i nabierała rotacji, która sprawiła, że wpadła do bramki. Stadion opanowała wielka wrzawa i nadzieja, że to nie ostatni gol. Że będzie jeszcze czas na świętowanie.
Stolarczyk tylko machał rękami
Polacy byli jednak niezwykle nieskuteczni, zwłaszcza w drugiej połowie. A to złe podanie w polu karnym Michała Skórasia, a to zablokowane dośrodkowanie Kacpra Kozłowskiego, który był twórcą większości ofensywnych akcji polskiej kadry.
Niecelnie uderzał Bartosz Białek, w poprzeczkę trafił Skóraś, ze spalonego obok bramki strzelał Mariusz Fornalczyk. I tak rosła złość wśród zawodników i kibiców. Trener Maciej Stolarczyk chodził wzdłuż linii i machał rękami niezadowolony z kolejnych zaprzepaszczonych okazji.
Kibice głośniej cieszyli się z anulowania gola Moukoko, niż z bramki Białka. Potem pozostał smutek
Wciąż jeszcze większa od złości na stracone szanse wydawała się być nadzieja, że może w końcu się uda. Chyba najlepiej oddał ją okrzyk radości, jaki kibice wydali po anulowanej bramce dla Niemców z 79. minuty. Gdy okazało się, że Moukoko był na spalonym, reakcja trybun była chyba jeszcze głośniejsza niż przy golu Białka.
Bardzo symbolicznie kontrastowała z nią cisza, a po chwili gwizdy w kierunku Moukoko, który w 85. minucie trafił na 2:1. Piłkarz Borussii uniósł ręce wysoko w górę, a Polacy opuścili je niemalże do murawy. I choć już kilka sekund później byli gotowi do dalszej gry, to widać było, że to już nie to samo. Jakby zniknęła pewność siebie, a wszystko zastąpił żal.
Atmosferę podgrzała jeszcze sytuacja z 88. minuty – niepodyktowany rzut karny za popchnięcie Mateusza Fornalczyka przez Armela Bellę Kotchapa. Były dyskusje z arbitrem i gesty rezygnacji, jak po uderzeniu w słupek Łukasza Poręby. I po końcowym gwizdku już tylko smutek na twarzach.
Porażka z Niemcami jak całe eliminacje. Na własne życzenie
Scena z Bartoszem Białkiem gryzącym siatkę w pierwszej połowie wygląda na podsumowanie meczu. A porażka w Łodzi podsumowuje całe, nieudane eliminacje polskiej kadry. Bo zawodnicy trenera Stolarczyka nie awansowali na mistrzostwa Europy na własne życzenie.
Najpierw zupełnie niespodziewanie wygrali 4:0 z Niemcami i pokazali, że są w stanie stać się najlepszym zespołem tej grupy eliminacyjnej. Potem przegrali jednak z Izraelem i zaliczyli trzy remisy w spotkaniach, które jeśli chcieli awansować, powinni wygrać. Na koniec wszystko to podsumowali porażką z Niemcami, którzy już jadąc do Łodzi, byli pewni awansu na Euro. I nieprawdopodobne: jak w trakcie jednego meczu można nie wykorzystać tak wielu sytuacji?
Za to, że nie pojadą na mistrzostwa, mogą mieć pretensje tylko do siebie. Przed kilkoma z piłkarzy młodzieżówki drzwi do wielkiego świata piłki pozostają otwarte, ale we wtorek stracili oni ogromną szansę, żeby przejść przez nie zdecydowanym krokiem. Szkoda. Na razie stanęli u ich progu.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS