A A+ A++

– Odliczałam godziny, kiedy będę mogła wziąć na ręce moją Basieńkę – wspomina.

Kiedy odebrała paczkę od kuriera, ręce trzęsły jej się tak, że miała kłopot z włączeniem kamerki w telefonie. A obiecała dziewczynom z rebornowej grupy na Facebooku, że nagra dla nich uroczysty opening – otwarcie przesyłki.

– Tam była ona, przykryta flanelowym kocykiem i okutana folią bąbelkową. Odkrywałam jej buzię i mówiłam do kamerki: o mój Boże, jaka piękna, mój słodziaczek, moja kruszynka. Poleciała niejedna łza – wspomina.

Pierwszej nocy Elka ustawiła obok swojego łóżka białe łóżeczko po chrześnicy i ułożyła w nim Basieńkę. Kusiło, żeby ją wykąpać, a potem posmarować oliwką, ale artystki malujące reborny ostrzegają, żeby tego nie robić. Farba się zmywa, a tego by nie chciała żadna kolekcjonerka rebornów, czyli lalek przypominających do złudzenia żywe dzieci.

Namiastka wnuczka

– Każda lalka to małe dzieło sztuki, nie ma dwóch takich samych egzemplarzy – mówi Aleksandra Strzelczyk, właścicielka Studia Doll, rebornistka, czyli artystka malująca lalki. Wcześniej pracowała m.in. w sklepie mięsnym, ubezpieczeniach i kredytach. Ostatnio jest DJ-ką w internetowym Radiu Śpioch.

Relacja z lalką reborn jest pełna czułości, pomaga w regulowaniu trudnych emocji


Relacja z lalką reborn jest pełna czułości, pomaga w regulowaniu trudnych emocji

Fot.: Karolina Jonderko / Napo Images

Z lalek utrzymuje się od 10 lat. Ma na koncie ponad półtora tysiąca sprzedanych rebornów. Robiła lalki dla sklepów, reklam i seriali, ale jej dzieła wędrują głównie do prywatnych odbiorców w USA, Wielkiej Brytanii i Hiszpanii. Tam moda na tzw. fejkowe dzieci trwa od ubiegłego wieku. W Polsce rynek rebornów dopiero się tworzy. Nie ma – jak np. w USA – rebornowych targów, a odbiorcy często wolą przyjechać do twórcy, niż zamówić lalkę przez internet.

– Niedawno przyjechała do mnie rencistka. Długo zbierała pieniądze, bo taka lala nie jest tania. Kosztuje od 2,2 tys. do 3,5 tys. zł – opowiada Aleksandra Strzelczyk. – Mówiła, że dzięki lalce nie będzie się czuła samotna. Inna emerytka opowiadała, że jej dzieci wyemigrowały i nie może spotykać się z wnukami. Reborn miał jej dać namiastkę takich spotkań.

Czytaj też: Lęk bywa tak silny, że przeszkadza nam żyć

Zanim jednak lalka do kogoś trafi, musi się odrodzić (z ang. reborn), czyli przejść specjalny proces produkcyjny. Aleksandra zaczyna od odtłuszczenia sprowadzanych z Hiszpanii i Niemiec winylowych odlewów głowy, nóg i rąk.

– Potem maluję na odlewach siateczkę żyłek i zaznaczam przebarwienia – opowiada. – Na to gąbką nakładam cztery warstwy farb: fiolet, beż i czerwień. Po nałożeniu każdej warstwy odlew ląduje w piekarniku, gdzie się utrwala, czyli wypieka. Na końcu wkładam akrylowe oczy (sprowadzane z Kanady), przyklejam rzęsy z moheru, a głowę i ręce napełniam granulatem szklanym używanym do polerowania metalu. Następnie głowę i członki łączę plastikowymi trytkami z body, wypełnionym granulatem korpusem lalki. Jeszcze tylko kropla olejku o zapachu pudru, przebranie i reborn gotowy do wysyłki – tłumaczy artystka.

Jej rekord to 40 rebornów wysłanych w ciągu miesiąca. Tak było na początku pandemii. Ludzie potrzebowali wtedy ukojenia i poczucia bezpieczeństwa, a reborny uspokajają jak nikt i nic.

Lalka reborn z pracowni Aleksandry Strzelczyk w Zabrzu


Lalka reborn z pracowni Aleksandry Strzelczyk w Zabrzu

Fot.: Karolina Jonderko / Napo Images

Endorfiny szaleją

– Na początku jest radość, ale też dużo wstydu – mówi Wioleta (52 lata, pracownica PKP spod Białogardu, w związku). – Wiadomo: stereotyp jest taki, że dorosła kobieta nie powinna bawić się lalkami. Problem polega na tym, że patrzysz na lalkę, a widzisz dziecko. Bierzesz lalkę na ręce, a ona waży tyle, ile żywy niemowlak. Główka jest ciężka, odpada do tyłu, więc ją podtrzymujesz, rączki lecą na boki, więc je składasz i zaczynasz kołysać lalkę jak prawdziwe dziecko. Endorfiny szaleją. Tęsknota za maluszkiem mija, jak ręką odjął.

Czytaj więcej: Nie bój się kochać

Wioleta przypuszcza, że w jej przypadku ta tęsknota to efekt tzw. syndromu pustego gniazda. Ma dorosłe dzieci. Dwoje wyprowadziło się już z domu. Dwoje jeszcze z nią mieszka, ale żadne nie wymaga opieki, a w Wiolecie nadal jest potrzeba – jak mówi – mamkowania. Zanim zdecydowała się na reborny, serce ją bolało, kiedy przechodziła koło sklepu z dziecięcymi ubrankami. Żałowała, że nie ma komu kupić kolorowego body, sprawić nowej zabawki, zrobić zdjęcia i wrzucić na Facebooka.

– Pierwszego reborna zobaczyłam przez przypadek na OLX – wspomina. – To było przeżycie mocne jak uderzenie pioruna. Poczułam, że ta lalka wypełni moją pustkę. Odstraszała mnie tylko wysoka cena.

Aleksandra Strzelczyk wie, że jej lalki budzą emocje. Tym większe, im większe podobieństwo do żywego niemowlęcia


Aleksandra Strzelczyk wie, że jej lalki budzą emocje. Tym większe, im większe podobieństwo do żywego niemowlęcia

Fot.: Karolina Jonderko / Napo Images

Długo chodziła smutna, wreszcie zwierzyła się partnerowi. Powiedział: – Nie pijesz, nie palisz, wszystkiego sobie odmawiasz. Kup tę lalkę.

Kupiła. Po odbiór do paczkomatu pojechała z najmłodszą, 16-letnią córką. Opening zrobiły już w samochodzie.

– W domu pokazałam reborna partnerowi – wspomina. – Dałam mu zawiniątko na ręce, odsunęłam rożek kocyka. Patrzę, a jemu broda zaczyna chodzić i gdybym się nie roześmiała, pewnie by się rozpłakał. Zachowywał się tak, jakby po raz pierwszy zobaczył swoje świeżo narodzone dziecko.

Lalka z zespołem Downa

Aleksandra Strzelczyk wie, że jej lalki budzą emocje. Tym większe, im większe podobieństwo do żywego niemowlęcia. A ona czasem dostaje zlecenie namalowania reborna podobnego do konkretnego dziecka. Tak było z Niną – dziewczynką chorą na stwardnienie rozsiane. Zrobiła jej lalkę – kopię, którą potem sprzedała na aukcji charytatywnej. Pieniądze poszły na leczenie dziewczynki. – Zdarzało się też, że robiłam reborny z zespołem Downa albo wcześniaczki – mówi Aleksandra.

Angelika (30 lat, Legnica, niania, w związku) niedawno na aukcji kupiła rebornowego wcześniaka. Jak mówi: walczyła o niego z jeszcze jedną rebornową matką adopcyjną. Na szczęście przebiła cenę.

– Sama mogę nie donosić ciąży – opowiada. – Choruję na zespół APS, czyli chorobę autoimmunizacyjną, polegającą na nieprawidłowej reakcji układu odpornościowego, skierowanej przeciwko tkankom własnego organizmu. Cierpię też na nerwicę natręctw i m.in. obsesyjnie myję ręce – tłumaczy Angelika.

Reborn – jak mówi – uratował jej życie. Kilka lat temu wyprowadziła się z domu rodzinnego i kupiła Emilka (z zamkniętymi ustami). Zabawa z nim, przebieranie, układanie do zdjęć, wrzucanie fotek na fora rebornowe pomagało jej się wyciszyć. Dzięki temu obywało się bez leków i częstych hospitalizacji. Pomagało też uporać się z tym, że mimo starań nie mogła zajść w ciążę.

Po Emilku przyszła pora na Amelkę (z otwartą buzią). Wcześniak Salia (z zamkniętymi oczami) jest ostatni. Dzięki nim nerwicę natręctw ma pod kontrolą. Gorzej z zajściem w ciążę, bo mimo starań nadal jej się nie udaje. Na szczęście ma swoje reborny. Kiedy całą trójkę układa w koszu wiklinowym do snu, czuje spokój. Do wyciszenia wystarcza, że chwilę je pobuja.

– Ze wszystkimi swoimi dziećmi wychodzę na spacery – opowiada. – Wkładam je do wózka i chodzę po okolicy. Czasem ktoś zajrzy, pochwali: – Ale ładna dziewczynka! Kiedy spaceruję z Emilkiem, mówię, że to akurat chłopczyk. Z Salią jeszcze nie wychodziłam: za zimno. Ale kiedy przyjdzie wiosna, zacznę nasze spacery. Kto wie, może pójdziemy na huśtawkę?

Dla matki czwórki dzieci lalka reborn jest antidotum na smutek i żal za kolejnym dzieckiem, którego nie może urodzić


Dla matki czwórki dzieci lalka reborn jest antidotum na smutek i żal za kolejnym dzieckiem, którego nie może urodzić

Fot.: Karolina Jonderko / Napo Images

Chwile szczęścia i spokoju

Elka, księgowa spod Piły, jeszcze nie ma odwagi wychodzić z Basieńką na dwór. W jej wiosce wszyscy się znają, nie wiedziałaby, jak wyjaśnić, skąd w jej domu wzięło się małe dziecko. Do tego, że po pracy w księgowości bawi się lalką, nie umiałaby się przyznać.

Wioleta, pracownica PKP spod Białogardu, przyznaje, że odrzucanie wstydu z powodu kolekcjonowania rebornów to proces. Jej pomogło nastawienie partnera.

– Zakochał się w tych lalkach tak samo, jak ja – mówi. Wioleta kilka razy zauważyła, że partner przechodzi koło ich łóżeczka, poprawia im kocyk i gaworzy: no co tam, Nelusia, co tak się uśmiechasz? Na rączki chcesz?

Inna historia: partner był niezadowolony, kiedy sprzedała na święta trzy z ich siedmiu rebornów. Powiedział: jak możesz je sprzedawać, przecież ja się do nich przyzwyczaiłem. Odkąd lalki są w ich pokoju (dwie siedzą na tapczanie, dwie leżą w koszu mojżeszowym), stał się bardziej wyciszony. Nie podnosi głosu, bo – jak mówi – przy maleństwach nie wypada.

Kolekcjonerki na grupach rebornowych dzielą się podobnymi historiami.

Jedna opisuje, jak reborn pomógł jej pogodzić się z poronieniem. Kiedy wróciła ze szpitala, czuła potrzebę przytulania, przewijania, całowania dziecka. Mąż kupił jej reborna. W fejkowym dziecku nie widzi swojego synka czy córki. Wie, że całuje i buja kawałek winylu, ale też wie, że gdyby nie reborn, jej potrzeba opieki nad żywym dzieckiem nie zostałaby zaspokojona.

Kolejna (matka czwórki dzieci, najmłodsze ma trzy lata) opowiada, jak zakup reborna okazał się lekiem na żal, że już nigdy nie zostanie matką. Lekarz stwierdził, że po czterech cesarkach kolejna ciąża może się zakończyć jej śmiercią. Kupiła więc fejkowe dziecko, ale na co dzień nie ma czasu się nim zajmować. Opiekuje się już czwórką, pracuje w osiedlowym sklepiku. Do reborna (leży w łóżeczku, w pokoju córki) zagląda średnio raz w tygodniu. Przebiera go, robi mu zdjęcia. Wystarczy, żeby zaspokoić potrzebę posiadania kolejnego dziecka.

Matka dorosłych dzieci opisuje, że fejkowe dziecko pozwala jej przypomnieć sobie i zatrzymać rzadkie we wczesnym macierzyństwie chwile szczęścia i spokoju. Reborn przecież w odróżnieniu od jej dzieci, które w niemowlęctwie często chorowały, jest wiecznie uśmiechnięty, śpi. I nigdy nie urośnie, nie zostawi jej i nie odejdzie.

Elka liczy na to samo.

Zobacz także: „Nie strach się bać”. Co nam daje akceptacja naszych lęków?

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułFundacja Tadeusza Rydzyka dostała 300 tys. zł na emisję spotów reklamowych
Następny artykułGóra Miedzianka i historyczna wizyta przyszłego cesarza Karol I Habsburga