A A+ A++

Potem część z nich spotka na śniadaniu. Z żonami, z wózkami, z psiakiem na kolanach.

– Jedno, co mnie tu wkurza – powiedział mu przy wczorajszym piwie kolega spoza Miasteczka – to to, że ludzie tu jak spod sztancy. I tacy sobą zachwyceni.

Czarkowi się to nawet podoba.

I

– Może to dlatego, że wciąż jestem tu trochę nowy – mówi, kiedy siadamy w kawowej sieciówce przy jednym z głównych skrzyżowań Miasteczka. Rudo-biały cavalier, siedzący przy sąsiednim stoliku, przygląda nam się ciekawie, podczas gdy jego właściciel zatapia wzrok w ekranie laptopa.

– OK. Wszyscy zdają się być koło czterdziestki, są dobrze ubrani, mają dzieci, pieski i kochają produkty Apple’a – dodaje. – Jak tu chwilę pomieszkasz, zaczynasz odnosić wrażenie, że jesteś wśród swoich. Jakbyśmy wszyscy byli z jednego plemienia. Takiego, w którym wszyscy wyglądają podobnie, są dla siebie mili, nawet jeśli niekoniecznie mają potrzebę ze sobą pogadać.

Czytaj też: Maria Peszek: Polska jest dziś w trudnym, bolącym momencie. Bez szansy na łatwe rozwiązanie

Kiedy pięć lat temu sprowadzali się z Moniką do Miasteczka, Czarek pomyślał, że się starzeje. Do tej pory celował raczej w śródmiejskie kamienice, podobne do tej, w której się wychował. Z ponurą bramą i z pełnym przekrojem społecznym na klatce. Z jednym sąsiadem po Akademii Muzycznej, który wieczorami ćwiczył na skrzypcach, i drugim, który po paru głębszych w zemście za to granie szczał mu na samochód.

– Całe życie mieszkałem w miksie. Inteligenci, menele, emeryci, bogacze, studenci w jednym budynku – opowiada. – Pasowało mi to ideologicznie, Miasteczko wydawało mi się – jak wielu rodowitym warszawiakom – sztucznym tworem. Ale potem doceniłem ten komfort. Możesz się tygodniami nie ruszać do miasta. Tylko jak już się ruszysz, to widok pierwszego lepszego dresiarza może cię trochę zdziwić.

W gruncie rzeczy, zamyśla się Czarek, na tym polega miasteczkowa dziwność. Kiedy tu mieszkasz, możesz zapomnieć nie tylko o istnieniu dresiarzy, ale także studentów, staruszków, nauczycieli, pielęgniarek. A nawet ludzi, którzy nie wyglądają na zadbanych.

– Wciąż jednak – mówi Czarek – mieszka się super.

II

Paweł ma czterdzieści dwa lata i robi w game devie, czyli w grach wideo. Brodaty, wytatuowany. W niczym nie przypomina otyłego komputerowca ze stereotypu.

Siadamy w jednej z wilanowskich śniadaniowni i patrzymy po ludziach. – Widzisz tę parkę, co parkuje wózek? – pyta Paweł. – Klasyczny Misio w trakcie drugiego obrotu i Zrobiona.

Klasyczny Misio to gość po czterdziestce i po rozwodzie, a czasem nawet po pięćdziesiątce, ale nie poznasz, bo ładnie zachowany, dzięki siłce, bieganiu i treningom squasha. Misio lubi występować w towarzystwie Zrobionej. Zrobiona jest od Misia młodsza o piętnaście lat. Ma wydatne usta, długie paznokcie, perfekcyjną figurę i dziecko w wózku. Oboje w butach sportowych. On w rurkach i obcisłej sportowej bluzie zapinanej na suwak. Ona w leginsach eksponujących idealne pośladki. On ma wydziaraną całą prawą rękę, albo przynajmniej tam, gdzie widać. Najchętniej w realistyczne czaszki. Ona ma delikatny motyw na dłoni. Jakieś różyczki.

– To klasyczna miasteczkowa para – śmieje się Paweł. – Piękni, ze sporą różnicą wieku, modni, z małym dzieckiem.

Przy stoliku obok siada para Wolnych Zawodników. On z brodą i laptopem, ona z książką, ubrana tak, że niby artystyczny nieład, ale wszystko do siebie pasuje. – Niby hipsterzy, ale z kasą, ustawieni – opowiada Paweł. – Mieszkali w wynajętym na Mokotowie, aż im się znudził freelancing i marna kasa, hajtnęli się, wzięli kredyt i odkryli, że miło się mieszka w miejscu, w którym nie ma szans, żebyś wracając w nocy z knajpy, dostał wpierdol. Tak naprawdę – poważnieje Paweł – w Miasteczku znajdziesz każdy gatunek człowieka, oprócz takiego, którego nie stać na kredyt. I to jest w sumie dosyć smutne. Jedno, co dobre, to to, że parę lat temu spadły tu relatywnie ceny mieszkań. Przez chwilę Miasteczko na tle innych miejsc było tanie. Profil społeczny się trochę wymieszał.

– A politycznie?

– Wciąż możesz dość bezpiecznie kląć na PiS w knajpie, bo jednak większość to wyborcy opozycji. Ale kiedyś rzuciłeś kamieniem i wiadomo, że trafisz w platformersa. A dziś różnie z tym bywa. Jest coraz więcej pisowców, tylko raczej nie hardkorowych. Takich, co mówią, że Duda jest spoko, 500 plus jest OK, ale Kaczyński jest wariatem, Ziobro – Kaczyńskim do kwadratu, a ten ich Bóg, Honor, Ojczyzna to obciach. Tak samo jest tu z katolikami – pójdą do kościoła w niedzielę, ale nie będą cię próbowali nawracać. W miasteczku radykalizmy jakoś się wypłaszczają.

Zobacz też: Marek Kondrat. Rzucił aktorstwo i winiarski biznes. Zaszył się daleko od Polski. Dlaczego?

III

Małgosia mieszka w okolicy Świątyni Opatrzności od czterech lat i co najmniej z kilku powodów odbiega od miasteczkowej normy. Jest po pięćdziesiątce, a więc powyżej tutejszej średniej. Jest singielką, od czasu do czasu odwiedza ją dorosła córka, czasem przenocuje.

– Wprowadzając się, miałam w głowie obraz Miasteczka z okolic 2010 roku, kiedy przyjeżdżałam tu odwiedzić znajomych – wspomina. – Wtedy to była pustynia z blokami. Nie było kawiarni, przedszkoli, szkół, niczego. Było za to drogo i ekskluzywnie. Kiedy w 2018 roku szukałam mieszkania, Miasteczko było jedną z najtańszych opcji. Metr kosztował 7200 złotych. Na tyle było stać moją rozwiedzioną kieszeń. Na Mokotowie i w Śródmieściu było od

3 do 5 tys. drożej. Kolejne zaskoczenie: to już nie była pustynia, tylko miejsce tętniące życiem. Szkoły, w tym kilka międzynarodowych i bardzo drogich, przedszkola, kawiarnie. Jest lekkie zadęcie, że skoro już mieszkamy w Miasteczku, to tacy jesteśmy młodzi i dzieciaci. Mieszkańcy czują się dobrze z tym, że są stąd.

W Ekskluzywnym Butiku Warzywnym (nieoficjalna nazwa stoiska spożywczego niedaleko Świątyni) można kupić produkty dobre i bardzo drogie. Pomarańcze po 25 złotych za kilogram. Truskawki po 27. Kalarepki – małe i pyszne – za 4,50. W sieciówce, wzdycha Małgosia, też mają za 4,50. Wielkie, twarde i niesmaczne. Przed butikiem prawie zawsze jest kolejka.

– Wszyscy się cieszą, że są milionerami – uśmiecha się Małgosia. – Bo dziś mieszkania w Miasteczku zaczynają się od 14 tysięcy za metr.

IV

Zdaniem Hanny Bakuły, która siedem lat temu zamieniła stary Wilanów na Miasteczko, człowiek miasteczkowy jest sklonowany. Mężczyźni ufryzowani. Kobiety ładne, eleganckie, zadbane. Wysokie i z dwiema komórkami przy uszach. Dzieci siedzące w wózkach raczej przodem do kierunku jazdy i tyłem do nieprzytomnie zatopionej w telefonie matki.

– Wielu jest, i to jest akurat akcent optymistyczny, mężczyzn z wózkami – mówi Bakuła. – Spacerują sobie z tymi tatuażami, brodami i wózkami i gawędzą ze sobą, pobłyskując uśmiechem. Generalnie broda i tatuaż to profil intelektualny Miasteczka. No i te dzieci. To się powinno nazywać Miasteczko Żłobek. Mieszkańcy to przede wszystkim młodzi rodzice, z niezliczoną ilością dzieci, potworną ilością telefonów i z psami wielkości kota na sznurku. Brakuje kina, księgarni, galerii. Nie ma żadnego miejsca kulturalnego, można natomiast ostrzyc sobie brodę u dziesięciu facetów na jednej ulicy. Można też dolepić sobie paznokcie, korzystając z międzynarodowej oferty salonów: polskich, koreańskich, ukraińskich i innych. Salony dolepiania paznokci są wypełnione młodymi mamami, wózkami i drącymi się wniebogłosy niemowlętami.

V

– Czujesz się lemingiem? – pytam Czarka.

– Pewnie pasuję. Dziecko w prywatnym przedszkolu, SUV w leasingu, poglądy liberalne, robota w korpo – wybucha śmiechem. – O mieszkańcach Miasteczka od zawsze mówiono, że głosują na Platformę, w nic nie wierzą i wszystko, nawet bogactwo, mają na kredyt. Ale mam tu znajomych o lewicowych poglądach, znam też paru konfederatów, którzy uważają, że każdy jest kowalem własnego losu i tak dalej. Szczerze mówiąc, to oni najbardziej pasują do starego wizerunku Miasteczka – czyli zero usług publicznych, wszystko za kasę albo w kredycie. Jedyne, czego potrzebujesz od państwa, to dróg, żeby po nich dojeżdżać do miasta. Pisowcy też tu przecież mieszkają, więc jakie to lemingowo. A zresztą nie znam ani jednego platfusa, ze mną na czele, który by chciał głosować na PO z innego powodu niż nienawiść do pisowców.

W czasie ostatnich wyborów prezydenckich Małgosia zbierała podpisy pod projektem inicjatywy Świeckie Państwo. – Usiadłam pod przedszkolem, w którym była komisja wyborcza, przekonana, że jestem wśród swoich. I się mocno zdziwiłam, bo mniej więcej jedna trzecia osób, które zagadnęłam, obrzuciła mnie przykrymi słowami. Że jak ja śmiem i że wynocha. Ktoś w końcu doniósł dyrektorce przedszkola i wezwała policję. Ktoś inny zdążył mi zrobić zdjęcie. Innym razem towarzyszyłam dziennikarce z Islandii, która robiła materiał o polskich wyborach, poszłyśmy pod to samo przedszkole. Połowa ludzi mówiła, że bardzo by chcieli, żeby zostało tak, jak jest, bo PiS to świetna ekipa, świetne rozwiązania gospodarcze. „Potrzebna jest ciągłość tej władzy”. A byłam przekonana, że Miasteczko jest takie liberalne.

– Oficjalnie większość ludzi jest liberalna, ale jak z kimś pogadasz, to zaraz się okaże, że katolik, praktykujący – dodaje Czarek. – I że w sumie spoko, że pomagamy Ukrainie, no ale Wołyń pamiętamy. Zdziwiłbyś się, jak wielu ludzi, którzy na pierwszy rzut oka żyją tak samo jak ty, wyglądają podobnie do ciebie, ma zupełnie odmienne poglądy polityczne. A właściwie to może to nie powinno dziwić. Może opowieść o Miasteczku sprzed lat i jego superliberalnych mieszkańcach przestała być aktualna? Albo nigdy nie była do końca prawdziwa?

VI

Kilka lat temu dr Justyna Kościńska, socjolożka z Uniwersytetu Warszawskiego, prowadziła badania wśród mieszkańców Miasteczka. Dotyczyły m.in. dostępu do usług publicznych. – Interesowały mnie części miasta, w których te usługi z różnych względów nie powstawały bądź powstawały z opóźnieniem – tłumaczy. – W Miasteczku Wilanów te braki były od samego początku bardzo widoczne. To był spektakularny przykład tego, jak zarządzano Warszawą w latach 90. i na początku dwutysięcznych. Całość terenu, na którym zbudowane jest Miasteczko, została sprzedana deweloperom.

Podczas badań w 2018 i 2019 roku okazało się, że mieszkańcy Miasteczka nie mają za wiele wspólnego z lemingami z prawicowej opowieści z pierwszej dekady XXI wieku. – Tkanka społeczna jest rzeczywiście bardzo homogeniczna. Przeważają ludzie o podobnym poziomie wykształcenia, w podobnym wieku, wykonujący podobne zawody – mówi dr Kościńska. – Nadal jest to klasa średnia, ale coraz bardziej zróżnicowana wewnętrznie. W Polsce nie ma jednej klasy średniej. Ta z Miasteczka jest zasobniejsza finansowo, wykształcona w kierunku marketingu, zarządzania, pracująca w korporacjach. Z jednej strony boi się, by nie utracić statusu, do którego doszła, a jednocześnie aspiruje wyżej. To narzuca specyficzne zachowania. Na przykład dużą samodyscyplinę. Nastawienie na maksymalnie pożyteczne spędzanie czasu. Wiele osób inwestuje duże nakłady czasowe i finansowe w edukację swoich dzieci. Te dzieci są wożone po niezliczonych zajęciach pozalekcyjnych, nie mają czasu na odpoczynek, często korzystają z prywatnej edukacji.

– Z mieszkańcami Miasteczka jest trochę jak ze znajomymi na Fejsie – mówi Czarek, odprowadzając mnie do ubera (nie bierz samochodu, nie zaparkujesz – ostrzega). – Nawet jeśli macie różne poglądy, różne zawody, różne życiowe historie, to czujesz, że jesteś wśród swoich. Macie podobne ubrania, te same laptopy, telefony i podobne potrzeby, bo często jesteście na podobnym etapie. Musisz tylko pamiętać, żeby nie brać Miasteczka za bardzo na poważnie. Bo możesz łatwo zapomnieć, że istnieją na świecie ludzie, którzy są inni od ciebie. A mieszkają tylko kilometr dalej.

Czytaj też: Anja Rubik: Wierzę, że kobiety są lepszymi liderkami na dzisiejsze czasy niż mężczyźni

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułGdynia wybrała wykonawcę przebudowy ulic Starowiejskiej i Abrahama
Następny artykułMarcin Chudzik: Cieszymy się, że wracamy do gry na europejskich parkietach