A A+ A++

„Top Gun. Maverick” jest wyrazem nostalgii za niepokornymi bohaterami, dzięki którym znów będziemy mogli poczuć się bezpiecznie. Bohaterami, którzy popełniają ludzkie błędy, którzy nie mają supermocy jak postaci z filmów Marvela.

Oczywiście film nie jest reakcją na toczącą się wojnę. Produkcja ruszyła na długo przed pandemią. Premierę jednak opóźniono, bo sceny podniebnych akcji wymagały dopracowania. A ani reżyser John Krasinski, ani Tom Cruise (również producent), nie godzili się na majstrowanie przy filmie z pomocą efektów specjalnych. Miało być autentycznie i wiarygodnie. To przecież dewiza Toma Cruise’a.

Tom Cruise, czteroletni kaskader

I trzeba przyznać, że powietrzne akrobacje myśliwców robią wielkie wrażenie. Aktorzy przeszli kurs pilotów, by zrozumieć, jak zachowuje się ludzkie ciało w maszynach. Odgrywając walkę z wgniataniem ciała w fotel, wyglądają, jakby naprawdę siedzieli za sterami myśliwca. Ale dla Cruise’a to akurat nic nowego. Aktor przyzwyczaił już wszystkich do tego, że prędzej zginie, niż da się zastąpić dublerem przy odgrywaniu scen kaskaderskich.

Na potrzeby wcześniejszych filmów brał już lekcje śpiewu i tańca, ale też latania helikopterem czy samolotem akrobatycznym. A w jednej z odsłon „Mission: Impossible” dał się przywiązać do startującego samolotu, który rozwinął prędkość prawie 300 km/h. Nikogo więc pewnie nie zdziwiło, gdy ogłosił, że z pomocą Elona Muska, następny film nakręci w kosmosie.

Aktor miał w czasie festiwalu w Cannes dwugodzinny wykład. Kiedy patrzyłem, z jakim zaangażowaniem opowiadał o swoich rolach i projektach, miałem wrażenie, że to inny człowiek niż ten, o którym pisano jako o zagrożeniu dla ludzkości. Cruise podpadł opinii publicznej, gdy w latach 90. związał się ze scjentologami. To religia miała być jednym z powodów jego rozstania z Nicole Kidman, a w związku z Katie Holmes miała go popychać nawet do stosowania wobec niej przemocy. Naukowcy zaś nie zostawili na nim suchej nitki, gdy odradzał leczenie depresji w gabinetach terapeutycznych – scjentolodzy nie uznają medycznego leczenie chorób psychiki.

Tom Cruise, na którego patrzę, jest raczej w ludzkości zakochany. Cały czas podkreśla, że to widownia jest dla niego najważniejsza i to dla ludzi ryzykuje życie, by nadać filmom rys autentyczności. – Oczywiście, że się boję, gdy robię coś niebezpiecznego, ale to widz ma być usatysfakcjonowany – mówi.

Twierdzi, że charakter śmiałka ma od małego. Już jako czterolatek miał fantazjować o pracy w filmie. – Jak to dzieciak, chciałem latać samolotami. Byłem przekonany, że aktorzy to robią, więc wymyśliłem sobie, że zostanę aktorem, żeby mieć dużo przygód – opowiada.

Wtedy zaczął pierwsze próby kaskaderskie. Miał lalkę, po jej podrzuceniu w górę otwierała spadochron, więc powoli spadała na ziemię. Tom ściągnął prześcieradło z łóżka, przymocował je do ubrania i sam spróbował. – Po wierzbie wspiąłem się na dach domu. Popatrzyłem w dół i skoczyłem. Kiedy spadałem, uświadomiłem sobie, że mój spadochron się nie sprawdzi i że umrę – opowiada. Szczęśliwie o ziemię wyrżnął tyłkiem, a nie głową. – W oczach zobaczyłem gwiazdy, co mnie zaciekawiło. Prześcieradło było zabłocone, więc zacząłem się bać, że choć przeżyłem, to mama i tak mnie zabije.

Zrozumieć, jak powstaje film

Choć dostał burę, nie był w stanie usiedzieć na miejscu. Wszystko go ciekawiło. – Byłem bardzo żywiołowym dzieckiem. Wspinałem się na najwyższe drzewa, pisałem opowiadania, wymyślałem fikcyjne postacie. Imałem się też najróżniejszych prac. Nie żebym musiał, ale chciałem mieć własne pieniądze, więc proponowałem sąsiadom, że przytnę im trawę albo odśnieżę podjazd. Zimą sprzedawałem kartki świąteczne, a latem pocztówki. Niemal wszystkie zarobione pieniądze przeznaczałem na bilety do kina – opowiada.

Oglądał wszystko. Najbardziej interesowało go kino nieme. – Dorastałem z Busterem Keatonem, Harroldem Lloydem, Charliem Chaplinem, to od nich nauczyłem się wykorzystywania ciała w aktorstwie na sto procent – mówi. Na sceny, które odgrywali klasycy burleski, nie zgodziłby się dziś żaden producent ani firma ubezpieczeniowa. Keaton wielokrotnie otarł się o śmierć na planie. Dla Cruise’a poświęcenie tamtych komików stało się kwintesencją oddania widzom. Chciał robić to samo.

Na plan filmowy trafił jako osiemnastolatek. To był zaledwie drugi casting, w którym wziął udział, ale mu się poszczęściło. Był urodziwy, charyzmatyczny i gotowy do ciężkiej pracy. Wtedy jednak nie spodziewał się, że to może być początek poważnej aktorskiej przygody. – Nie uczyłem się w szkole filmowej, ale oglądałem wszystko, co się dało. Kiedy zjawiłem się na zdjęciach, chodziłem wszędzie i patrzyłem, co się tam dzieje. Myślałem: „To może być moja jedyna okazja, żeby zrozumieć, jak powstają filmy” – opowiada.

Tom Cruise i Monica Barbaro na planie filmu „Top Gun. Maverick”.


Tom Cruise i Monica Barbaro na planie filmu „Top Gun. Maverick”.

Fot.: Materiały prasowe

„Top Gun” fenomenem dekady

Zamęczał wszystkich pytaniami. Chciał wiedzieć, jak działają kamery i lampy. Z makijażystkami rozmawiał o najlepszym make-upie na różne warunki atmosferyczne, od dźwiękowców dowiadywał się o najczęstszych błędach aktorów. – Miałem szczęście, bo trafiłem na ludzi, którzy mnie nie przeganiali, tylko dzielili się swoją wiedzą. Kiedy jestem na planie, proszę wszystkich: „Nie bójcie się zadawać pytań. Mówcie, co myślicie o naszej pracy. Powtarzam, że tylko ignoranci milczą” – przekonuje.

Na sukces nie musiał długo czekać. „Ryzykowny interes”, „Wyrzutki” czy „Legenda” sprawiły, że stał się rozpoznawalny. Jednak najważniejsza była rola u Tony’ego Scotta w „Top Gun” (1986). Współpracowało im się świetnie, obaj mieli coś do udowodnienia. Scott był Brytyjczykiem w Hollywood, który do kina wszedł ze świata reklamy. Cruise był aktorem bez szkoły, o którym zawistnicy mówili, że nie ma nic poza piękną twarzą.

– To Tony pokazywał mi na planie, jak działają przesłony i soczewki. To dzięki niemu dowiedziałem się, jakie znaczenie dla kamery mają makijaż, scenografia, światło czy kolory. Wyobrażacie sobie reżysera, którego stać na to, by w czasie kręcenia filmu robił jakiemuś szczeniakowi kurs operatorski? Tony taki był – wspomina zmarłego w 2012 r. reżysera Cruise.

„Top Gun” okazał się fenomenem dekady. Charakterystyczne kurtki i okulary przeciwsłoneczne nosiły wtedy wszystkie dzieciaki. Studio filmowe chciało koniecznie nakręcić ciąg dalszy, Cruise się nie zgodził. Po co więc wracać do tego filmu po ponad 30 latach?

– Gdy fani przychodzą na spotkania ze mną, proszą o autografy i dedykacje, najczęściej mają ze sobą przedmioty związane z „Top Gun”: plakaty, płyty DVD, kurtki. To pokazuje, że ten film żyje. Dlatego postanowiliśmy do niego wrócić – mówi aktor.

Z Cannes, Artur Zaborski

Czytaj więcej: Od „Pogromców duchów” do „Egzorcysty”. W czym tkwi fenomen „Stranger Things”?

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułRemont torowiska na Mokotowie, prace drogowe w Ursusie. Weekend z utrudnieniami
Następny artykułLeclerc znów na czele. Ricciardo sobie nagrabił