Samo objęcie władzy w Imperium Rzymskim zdawało się rzeczą łatwą. Zdecydowanie trudniej było ją utrzymać. Na własnej skórze przekonał się o tym cesarz Probus. Sam będąc niemalże uzurpatorem, musiał zmagać się z prawdziwymi uzurpacjami. Buntownicy co prawda uzupełniali poniekąd niedostatki władzy centralnej w dalekich prowincjach, ale też rozsadzali spoistość państwa rzymskiego. A na coś takiego nie mógł sobie pozwolić odnowiciel Rzymu. Tym bardziej że do władzy dorwali się… maniak seksualny i alkoholik.
Historia pokazuje, że rządzenie było zajęciem niezwykle niebezpiecznym. Jak bowiem podkreślają historycy, spośród ponad 70 oficjalnie zatwierdzonych na cesarskim tronie śmiałków – od początku istnienia Imperium Romanum do chwili jego podziału na część wschodnią i zachodnią – przeszło 40 padło ofiarą zamachów. Tak wielkie prawdopodobieństwo śmierci z rąk oprawców wynikało m.in. z braku jasno określonych zasad przekazywania władzy. Oktawian August, pierwszy cesarz, nie zadbał o zasady sukcesji. Zatem tronu nie dziedziczono, a każdy kolejny imperator był po prostu w taki czy inny sposób wybierany. W tej sytuacji nietrudno było o przelew krwi. Cesarze zaś ginęli w wyniku spisków (także rodzinnych) oraz z rąk tych, którzy ich niejednokrotnie do tej władzy wynieśli, czyli „wiernych” żołnierzy.
Mieczami wybrani
Śmierć cesarza Aleksandra Sewera w 235 roku zadana mieczami jego podkomendnych zapoczątkowała wyjątkowo tragiczny okres w dziejach Imperium Rzymskiego. Odtąd bowiem przez niemal 50 lat kolejni spadkobiercy rządów Oktawiana Augusta byli wybierani przez własnych legionistów i czasami zatwierdzani przez senat.
Nie wywodząc się ze stanu senatorskiego i, o zgrozo, nie będąc często nawet italskiego pochodzenia, ów zaszczyt zawdzięczali osobistym – mniejszym lub większym – walorom wojskowym. Nękane bowiem ze wschodu przez Persów oraz Germanów z północy i osłabione kryzysem gospodarczym cesarstwo potrzebowało sprawnych rządów. A któż inny mógł je zapewnić, jeśli nie obeznani z realiami życia na prowincji i do tego osobiście walczący z najazdami co wybitniejsi dowódcy? Rzecz jasna byli oni pozbawieni autorytetu niezbędnego do sprawowania najwyższej władzy w państwie, ale dla swoich żołnierzy spełniali wszelkie wymagania, by zasłużyć na purpurę.
Obwoływani z potrzeby chwili imperatorzy nie cieszyli się zazwyczaj długo swoim urzędem. Według legendy jeden z nich miał rządzić zaledwie kilka dni. Ich panowanie kończyło się zazwyczaj z chwilą, gdy w ten czy inny sposób podpadli swoim wyborcom albo pojawił się kandydat z bardziej zdeterminowanymi zwolennikami. Oczywiście krótkie rządy nie pozwalały na gruntowne uzdrowienie państwa i zdecydowane odparcie zagrożeń zewnętrznych. Tym bardziej że byli to przecież często ludzie prości, jak mówią kroniki: „w młodości pasający bydło”, a nie świadomi politycznie mężowie stanu. Niemniej w owym kryzysowym czasie do władzy udało się dojść kilku bardzo przydatnym państwu jednostkom. Wśród nich należy wymienić Galiena (253–260 współrządy z ojcem Walerianem, 260–268 samodzielnie), Klaudiusza II Gockiego (268–270), Aureliana (270–275) oraz nieco zapomnianego Probusa (276–282).
Czytaj też: W poszukiwaniu najdawniejszych królów, czyli skąd się wzięła monarchia
Niczym heros
Zwłaszcza ten ostatni jawi się w źródłach antycznych jako niezwykle utalentowany wódz, porównywany nawet z cesarzem Aurelianem. Urodzony w Sirmium (Sremska Mitrovica) już od młodzieńczych lat miał odznaczać się ogromną siłą fizyczną, co zapewne również pomogło mu w szybkiej karierze wojskowej. Piastując coraz wyższe stanowiska przy kolejnych cesarzach, dosłużył się urzędu dowódcy wszystkich wojsk rzymskich na wschodzie imperium oraz godności konsula. Stąd już był tylko jeden krok do purpury, którą zresztą w 276 roku pokornie przyjął z rąk własnych legionistów.
Uzyskawszy szybko senacką aprobatę dla swojej kandydatury, w ciągu kilku lat przywrócił pokój na granicach, wypychając lub poddając pod swoje panowanie wrogie ludy barbarzyńskie. Opiewany za te czyny przez kronikarzy niczym mityczny heros z równym zapałem zajmował się ratowaniem tragicznej sytuacji ekonomicznej cesarstwa. Sam będąc niemalże uzurpatorem, od którego to miana chroniła go tylko senatorska zgoda, musiał Probus zmagać się także z prawdziwymi uzurpacjami. Stojący na ich czele buntownicy, jak podkreślają badacze tematu, co prawda uzupełniali poniekąd niedostatki władzy centralnej w dalekich prowincjach, ale też oczywiście rozsadzali spoistość państwa rzymskiego. A na coś takiego nie mógł sobie pozwolić odnowiciel Rzymu. Tym bardziej że do władzy dorwali się maniak seksualny i alkoholik.
Czytaj też: Prostytucja w starożytnym Rzymie
Seksmaszyna
Pierwszy z nich, Prokulus pochodził z Albingaunum (Albenga nad M. Liguryjskim), gdzie jego rodzina miała zdobyć wielkie majętności, trudniąc się… rozbojem. Nieliczne i dość lakoniczne zapiski kronikarskie podkreślają, że był człowiekiem dzielnym i spędzającym właściwie całe życie z bronią w ręku. Walcząc w legionach, dosłużył się stopnia trybuna. Wojskowe osiągnięcia Prokulusa bladły jednak wobec jego erotycznych ekscesów. Sam zainteresowany miał bowiem pewnego razu napisać: „Z Sarmacji zabrałem sto dziewcząt. W ciągu każdej nocy miałem stosunek z dziesięcioma. Wszystkie, o ile zdołałem, uczyniłem kobietami w ciągu piętnastu dni”.
Do dzisiaj nie wiadomo, ile w tym prawdy i czy nie jest to tylko żart ze strony nieprzychylnych mu historiografów. Niemniej być może właśnie sława „seksmaszyny” oraz głosy dyskryminowanych jeszcze przez cesarza Aureliana (od czasu upadku w 274 roku Cesarstwa Galijskiego uzurpatora Postumusa) i obawiających się rządów Probusa mieszkańców Lugdunum (Lyon) przyniosły Prokulusowi purpurę w 280 roku.
Jej zdobycie również zakrawa na żart kronikarzy. Miał ją bowiem otrzymać podczas zabawy w rozbójników w obozie wojskowym. Jeden z jej uczestników narzucił na Prokulusa purpurową szatę, wołając: „Bądź pozdrowiony, Auguście”. Ten, być może zaskoczony całą sytuacją, postanowił z pełną powagą ów tytuł przyjąć. Szybko też dał się poznać jako całkiem sprawny wódz, rozbijając m.in. zagrażających tamtejszym ziemiom Alamanów. Ostatecznie jednak Prokulus nie cieszył się długo cesarskim tytułem, gdyż jeszcze w tym samym roku został pokonany i zabity przez siły prawowitego cesarza – Probusa.
Żyć, by pić
Nie wiadomo do końca, czy Prokulus działał za wiedzą i porozumieniem z kimś z innej prowincji. Faktem jednak było, że w tym samym czasie w okolicach Kolonii o cesarski tytuł pokusił się inny śmiałek – niejaki Bonosus. Urodzony w Hiszpanii w rodzinie retora (nauczyciela), sam nie zdobył żadnego wykształcenia. Wcześnie osierocony przez ojca i wychowywany tylko przez matkę, sposób na życie odnalazł w szeregach armii rzymskiej. Tam przeszedł kolejne szczeble kariery wojskowej w różnych formacjach, by ostatecznie – podobnie jak Prokulus – zostać trybunem legionowym.
Jego męstwo w walkach doceniał sam cesarz Aurelian, który w Bonosusie podkreślał jeszcze jedną niezwykłą cechę – chorobliwą skłonność do wina. Władca miał nawet o nim mówić, że: „urodził się nie po to, żeby żyć, ale żeby pić”. Co więcej, Bonosus w ogóle się nie upijał i nawet po spożyciu znacznych ilości trunku zdawał się bardziej rozsądny niż na trzeźwo. Ową umiejętność sprytnie wykorzystywano w działaniach wywiadowczych. „Ilekroć skądś przybywali posłowie ludów barbarzyńskich, Bonosus dawał im pić, tak że się upijali, a on dzięki winu wszystkiego się od nich dowiadywał” – pisali antyczni kronikarze.
Ktoś z tak niespotykanym talentem nie mógł, rzecz jasna, zostać cesarzem w zwyczajny sposób. Mało kto by się jednak spodziewał, że mężny na polu walki Bonosus zostanie władcą ze… strachu. Gdy bowiem pewnego razu plemiona germańskie spaliły stojące na Renie rzymskie galery, prawdopodobnie odpowiedzialny za ich niedopilnowanie miłośnik wina w obawie przed spodziewaną karą obwołał się cesarzem. Niestety nie wiemy, jakich czynów walecznych dokonał Bonosus, zanim jeszcze tego samego roku został pokonany przez Probusa. Prawdziwy cesarz nie zdołał jednak zabić uzurpatora, który nie licząc na łaskę imperatora, sam dokonał żywota na gałęzi. Złośliwcy mieli wówczas nawet mówić, że oto „wisi amfora, nie człowiek”. Probus zdawał się mieć jednak więcej szacunku dla pokonanego i wspaniałomyślnie oszczędził jego dwóch synów oraz żonę, której do końca życia wypłacał pensję.
Czytaj też: Ulubione rozrywki starożytnych Rzymian
Po co nam żołnierze
Pokonanie uzurpatorów oraz energiczne działania Probusa na rzecz uzdrowienia państwa okazały się na tyle skuteczne, że sam cesarz miał nawet podczas triumfalnego wjazdu do Rzymu w 281 roku powiedzieć: „Wkrótce nie będziemy potrzebowali żołnierzy”. Być może zgodnie ze swoim przekonaniem o powrocie czasów niezmąconego pokoju i wzrastającego dobrobytu w cesarstwie, a może z myślą o utrzymaniu dyscypliny w szeregach bezczynnej po zwycięstwach armii, imperator zaczął kierować legiony do rozlicznych prac budowalnych oraz rolniczych. To jednak, co było normą w czasach świetności cesarstwa, teraz stało się przyczyną zguby Probusa. Gdy bowiem latem 282 roku cesarz nakazał wojsku budowę systemów irygacyjnych koło jego rodzinnego Sirmium, zginął zamordowany przez swoich podkomendnych. Żołnierze postanowili być jednak potrzebni.
Bibliografia
- Cary M., Scullard H.H., Dzieje Rzymu. Od czasów najdawniejszych do Konstantyna, tłum. J. Schwakopf, t. 2, Warszawa 1992.
- Cesarze Rzymu. Żołnierze za życia, bogowie po śmierci, „Pomocnik historyczny” nr 3/2022.
- Historycy cesarstwa rzymskiego. Żywoty cesarzy od Hadriana do Numeriana, tłum. H. Szelest, Warszawa 1966.
- Jaczynowska M., Dzieje Imperium Romanum, Warszawa 1995.
- Kaczanowicz W., Cesarz Probus 276–282 n.e., Katowice 1997.
- Krawczuk A., Poczet cesarzy rzymskich. Dominat, Warszawa 1991.
- Kubiak Z., Dzieje Greków i Rzymian, Warszawa 2003.
- Zosimos, Nowa historia, tłum. H. Cichocka, Warszawa 1993.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS