Bożydar Iwanow: Finał z 2002 roku na De Kuip to najważniejsze spotkanie w jakim uczestniczyłeś w całej swojej karierze?
Tomasz Rząsa: Rozegrałem sporo ważnych, prestiżowych i mających duże znaczenie meczów, zarówno w reprezentacji jak w klubach, także jeżeli chodzi o rywalizację ligową, ale przede wszystkim i w Champions League. Ale finału europejskiego pucharu nie gra się na co dzień. Jest wielu znakomitych piłkarzy, którym nie było to dane. Dlatego, tak, na pewno umieściłbym to spotkanie na szczycie listy moich występów.
Borussia Dortmund była wtedy tuż po zdobyciu mistrzostwa Niemiec, wyprzedziła Bayern Monachium, ale dla nas atutem był fakt, że graliśmy na własnym stadionie. Niemcy żegnali w tym meczu swoją legendę Jurgena Kohlera, który kończył tego dnia karierę. W pierwszej połowie wyprowadzał piłkę, my założyliśmy pressing, Tomasson skorzystał z jego nienajlepszego przyjęcia, Koller go sfaulował i nie dość, że dostaliśmy rzut karny, to ten renomowany obrońca zobaczył czerwoną kartkę. W taki sposób pożegnał się z futbolem. To przykre. Ale nam dało to przepustkę do zdobycia pucharu.
Patrząc na skład jaki wtedy mieliście, to była ekipa wielu fantastycznych zawodników, gwiazd nie tylko holenderskiej ale i światowej piłki, z Robinem Van Persiem, Jonem Dahlem Tomassonem czy Pierrem Van Hoojdonkiem na czele.
Rzeczywiście, mieliśmy wyjątkowy zespół, z wieloma fantastycznymi nazwiskami. Pierwszy rok na mojej stronie występował reprezentant Holandii Peter Van Vossen, a potem był to już Van Persie, wtedy jeszcze młody chłopak, który odszedł później do Arsenalu. Może wtedy nie był on jeszcze piłkarzem na takim poziomie z jakiego znamy go z ligi angielskiej ale widać było u niego niesamowity potencjał. Na małej przestrzeni potrafił przedryblować dwóch, trzech przeciwników, dysponował kapitalnym uderzeniem lewą nogą.
Z kolei Tomasson to jeden z najbardziej inteligentnych piłkarzy z jakimi grałem. Potrafił wykorzystać każdą nadarzającą się okazję. Van Hooijdonk to nie tylko precyzyjne rzuty wolne ale i świetna gra głową. To on strzelał te najważniejsze bramki w tamtym sezonie, najpierw w Lidze Mistrzów, w fazie grupowej, bo pamiętajmy, że jesienią jeszcze w niej graliśmy, a potem w Pucharze UEFA. W finale też nie zawiódł zdobywając dwa gole.
Ale chciałbym jeszcze wymienić jednego z moich ówczesnych boiskowych kolegów, Japończyka Shinji Ono, który w tamtym czasie zdobył tytuł najlepszego piłkarza Azji. Obdarzony wyborną techniką, inteligencją piłkarską, pewnością siebie. Nawet po jednej, drugiej czy trzeciej stracie nie rezygnował z poszukiwań trudnych rozwiązań i dalej wychodził z założenia, że za chwilę zaliczy kluczowe podanie. A jak go pytałeś, którą nogą gra lepiej, odpowiadał, że nie wie. Nie była to fałszywa skromność. Obie miał fantastyczne.
Dziś liga holenderska nie ma aż tak wielkich gwiazd jak wtedy. Przecież nie tylko u was ale i w PSV grali przecież wtedy tacy zawodnicy jak Van Bommel, Robben, Keżman czy Park Ji Sung.
Jeżeli chodzi o piłkarzy grających wtedy w Eredivisie to poza tymi, którzy jak teraz, rozwijają się tam i wyjeżdżają szybko zagranicę, to faktycznie mieliśmy wielu utytułowanych piłkarzy, którzy zarabiali wtedy naprawdę dobre pieniądze. Teraz gra tam więcej młodych piłkarzy, już nastolatkowie są tam pełnoprawnymi piłkarzami. U nas – jak wiemy – ciągle jest dyskusja na temat młodzieżowca… Tam pełnią oni rolę podstawowych zawodników. A że w tych klubach spoza „Wielkiej Trójki” nie zarabia się aż tyle, zespoły z mocniejszych lig są w stanie za dobrą kwotę ściągnąć do siebie dobrze wyszkolonego zawodnika już z jakimś ligowym obyciem. Zresztą nie tylko do mocniejszych. I do naszego kraju trafiają już piłkarze z Eredivisie bo jesteśmy w stanie spełnić ich wymagania finansowe.
Jakim szkoleniowcem był Bert Van Marwijk, późniejszy selekcjoner „Oranje”. Zawsze sprawiał wrażenia flegmatyka, którego nic nie było w stanie wyprowadzić z równowagi.
Strateg, jak wielu trenerów w tym kraju. W Holandii jest taka maksyma: najpierw pomyśl, potem zadziałaj, w końcu pobiegnij. Chodzi o to aby, każdy twój ruch, zagranie, były przekalkulowane. Posiadał olbrzymią wiedzę na temat organizacji gry, działań taktycznych, w przerwie w szatni dokonywał błyskawicznych korekt, dostosowywał się do wymagań meczowych. A co do jego natury… I jemu zdarzało się, że wpadł w szał. Wtedy „leciały” nie tylko niecenzuralne słowa ale czasem i … przedmioty.
Utrzymujesz relacje z piłkarzami, z którymi tworzyliście 20 lat temu drużynę?
W bliższym kontakcie jestem z Tomassonem. Regularnie się słyszymy, rozmawiamy, trzymam za niego kciuki jeżeli chodzi o jego trenerską karierę – ostatnio w Malmoe. Z pozostałymi chłopakami też się widujemy. Bywam w Rotterdamie na meczach otwarcia sezonu – oczywiście ostatnio przez pandemię było to niemożliwe. Feyenoord bardzo dba o swoich byłych zawodników, pamięta o nich i organizuje spotkania z udziałem byłych graczy klubu, najczęściej właśnie przed pierwszym spotkaniem sezonu. To bardzo miłe. Wtedy mam okazję spotkać się z całą tamtą grupą i nie tylko. Dlatego dziś będę przeżywał mocno ten mecz. To fantastyczna sprawa, że klub cały czas pamięta o piłkarzach, którzy kiedyś w jego barwach grali. Kibice też o nas pamiętają, chociażby przy okazji urodzin również dostaje sporo życzeń i wiadomości. To Feyenoord, a nie Ajax czy PSV ma największą grupę kibiców. Tradycja i historia są dla nich bardzo ważne. Wszyscy wiedzą, że był to ostatni tak wielki sukces tej drużyny. Mam nadzieję, że dziś obecny zespół nawiąże do tamtych chwil.
Przejdź na Polsatsport.pl
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS